sobota, 28 lutego 2015

Od Baltazara C.D. Whisperer

Otworzyłem oczy i momentalnie moje ciało przeszył wielki ból, niby skurcz żołądka. Podwinąłem pod siebie łapy, czekając aż ten koszmar się skończy. Spróbowałem sięgnąć pamięcią w przeszłość, jednak mój mózg pracował na opak. Kręciło mi się w głowie, nie potrafiłem zebrać myśli. Czyżbym miał amnezję? Leżałem, co chwila otwierając i zamykając oczy, oddech miałem płytki i dość suchy. Od pewnego momentu widywałem kątem oka jakieś pływające plamki światła, tuż na granicy pola widzenia. Mroczki. Mogły oznaczać przemęczenie, osłabienie albo i nawet częściowe wykrwawienie organizmu. Co gorsza, pojawiały się i znikały, a za każdym razem niespodziewany ruch na krawędzi wzroku wywoływał alarm. Jakbym miał nie dość zszargane nerwy.
Wtem zaskoczony rzuciłem się na cztery łapy i obnażyłem kły, słysząc jak ktoś cienkim, cichym głosikiem wypowiada moje imię. Dopiero teraz spostrzegłem, że jaskrawy, ciepły snop światła dziennego wlewa się do jaskini. W kącie leżała skulona Whisperer, mamrocząc coś przez sen. Uniosłem trójkątne uszy, a przez mój pysk przemkną lekki uśmiech. Wyglądała tak… bezbronnie i niewinnie. Zawładnęła mną powinność zaopiekowania się samicą. Wyszedłem na zewnątrz, przeciągając się. Omiótł mnie chłodny, poranny podmuch wiatru, tak, jakbym dostał drugie życie. Szedłem niczym starzec, odpoczywając co kilkadziesiąt metrów. Czułem się dziwnie i, szczerze mówiąc, nie za dobrze. Kiedy zszedłem już w dolinę i ruszyłem w kierunku bezustannie toczącego wodę potoku widywałem to już co chwila. Jaskrawą plamkę światła wędrującą równolegle ze mną. Byłem w stanie obserwować coś kątem oka, jednocześnie patrząc przed siebie, więc zauważyłem, że świetlny zajączek będący błędem pracy kory wzrokowej albo chwilowym przekłamaniem siatkówki, powoli znikał. Dotarłszy nad brzeg, stękając wspiąłem się na powalone przez wichurę drzewo. Kiedy znienacka dostrzegłem w tafli lustrzane odbicie skrzydlatej wilczycy, akurat pociągałem łyk wody. Wrzask z pełnym gardłem dał jedynie taki efekt, że udało mi się niemal utopić. Prychnąłem i z jakimś przedziwnym kwikiem zwaliłem się z pnia na wznak, zanosząc się kaszlem.

{Whisperer?}

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz