Prawdę powiedziawszy męczyło i nużyło mnie ciągłe zadawanie pytań i zdawkowe odpowiedzi wilczycy. Uśmiechnąłem się w duszy na myśl, że ja zachowuję się podobnie w stosunku do innych. Z drugiej strony ciekawe, adoptowana córka alphy.
- Mam się kłaniać? – spytałem ironicznie, a mój łuk brwiowy powędrował do góry. Młoda widocznie wzięła to do siebie trochę zbyt mocno, bo zacisnęła szczęki i wlepiła we mnie spojrzenie nienawistnych ślepi. Przyglądałem się jej z rozbawieniem.
- A jak myślisz? – wycedziła przez zęby i zrobiła krok do tyłu. Tym razem nie udało mi się powstrzymać rechotu, więc rozłożyłem łapy w poddańczym geście.
- Słuchaj, nie mam zamiaru brać udziału w potyczkach, bo to bezsensowne i w każdym wypadku bym wygrał. – oznajmiłem starając się zachować powagę, na co samica jedynie przewróciła oczami. Jak na razie nie zbierało się jej na podważanie moich argumentów. – Jesteś głodna? – dodałem po chwili zamyślenia zdanie, które całkowicie odbiegało od tematu. Ukrytego sensu w tym nie było, a mimo to Daiki patrzyła na mnie nieufnie. Wahałem się czy aby nie powinienem dodać ‘alpho’, ale skoro jeszcze alphą nie jest, tytuł powinien być pomijany.
- Trochę. – przyznała.
- Ja podobnie. – mruknąłem i rozejrzałem się. – Idziemy na obiad? – zaproponowałem ze względów grzecznościowych. Moi drodzy, nie jestem aż tak wypruty z uprzejmości.
- Niech będzie. – odpowiedziała niechętnie i ruszyła, prowadząc mnie w stronę polan. Pewnie również wolałaby polować sama. I tak oboje udaliśmy się na konsumpcję, idąc jak na ścięcie. Brzozowy lasek opatulał gęsty, wilgotny kożuch mgły. Uniosłem wyżej głowę, węsząc w powietrzu. Niedawno musiało przechodzić tędy spore stado jeleniowatych. Kilka kroków dalej ukryliśmy się w krzakach i wyjrzeliśmy, odsłaniając liściaste gałęzie. Kopytne pasły się na polance skąpanej w popołudniowych promieniach słońca. Wiatr wiał na naszą korzyść w stronę, gdzie się skryliśmy.
{Daiki? a teraz masz jakiś pomysł? xd}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz