Huk. Stanąłem w miejscu strzygąc uszami. Straciłem zainteresowanie moją magią i gęste powietrze zawirowało, po czym uciekło jak woda z lejka. Miażdżący odgłos powtórzył się. Ignorując wilczycę, która bezwładnie spadła na ziemię, wszedłem na podwyższenie.
- Co to mogło być? – spytała Whisperer stając obok mnie i krzywiąc się z niezadowolenia. – Mógłbyś być bardziej delikatny. – fuknęła, łapiąc się za obolałą głowę. Puściłem tą uwagę mimo uszu i wzruszyłem ramionami.
- Myślisz, że trzeba porozmawiać o tym z alphą? – zmarszczyłem brwi.
- To zależy. – odparła rozglądając się. – Więc? – ponaglała mnie do wyjaśnień.
- Lawina. Nic groźnego, ale nie wiem, co ją spowodowało. – wytłumaczyłem spokojnie. Samica pokiwała głową. W ciszy zeszliśmy do lasu. Nie wiem czy przez przezorność, czy wilczą czujność, ale oboje uparcie milczeliśmy. Nagle za pobliskimi drzewami coś błysnęło. Usłyszeliśmy ciężkie kroki. Dostrzegłem grupkę grubych, karłowatych postaci z brodami aż do samej ziemi i toporami w rękach. Pociągnąłem wilczycę za sobą w krzaki. Patrzyła się na mnie wielkimi oczami pełnymi grozy.
- Krasnoludy. – oznajmiłem grobowym głosem, zaciskając usta w cienką linię. Nie mam pojęcia dlaczego to powiedziałem, nasze położenie wydawało się oczywiste.
- Jak… dlaczego one tu…?
- Nie pytaj. – mruknąłem. – Może uda się przejść koło nich niezauważonym. Po za tym zastawiając pułapki robią zwykle dużo hałasu. – zastanawiałem się na głos.
{Whisperer? Moje wena uciekła do Narnii…}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz