Popatrzyłem na samicę sceptycznie spod zmarszczonych brwi. Jestem pewny
swojej wartości i wielu walorów jakie posiadam. Uniosłem łeb i
rozejrzałem się, czekając aż Whisperer się wypowie. Sosny pokrywały tu
większą część polany. Nieregularne kupki igliwia zdawały się być
bardziej kłujące niżeli były w rzeczywistości. Zaszczyciłem wilczycę
dłuższym spojrzeniem, siadając naprzeciw niej. Nie odezwała się, jakby
szukając odpowiednich słów. Skończyła mi się cierpliwość i podniosłem
się z powątpiewającym westchnieniem.
- Następnym razem radzę ci abyś sobie nie pozwalała mnie ‘chronić’. -
rzuciłem cierpko i zwróciłem się w przeciwną stronę. Wystarczyła chwila
bym pokonał odległość dzielącą jaskinię alph od wodopoju. Przystanąłem
pod grotą upewniając się, czy zastanę alphę. Nie usłyszałem jednak
żadnych odgłosów dochodzących ze środka. Zaraz obok znajdowała się grota
beth. Bez zbędnych uprzejmości wszedłem do wewnątrz, przyzwyczajając
wzrok do panującego tam półmroku.
- O, Baltazar. Wejdź, śmiało. – usłyszałem serdeczny głos zastępcy
przywódcy. Nagle pomieszczenie wypełniło się światłem i ciepłem, które
emanowało od zapalających się leniwie świeczek. Usiadłem sztywno jak na
kołkach na poduszce z mchu. Czerwony samiec popatrzył na mnie z
rozbawieniem, na co ja odpowiedziałem kwaśnym uśmiechem.
- Gdzie alpha? – spytałem matowo, choć prawdopodobnie to mnie nie
interesowało. I jak zwykłem mówić do przywódców po tytułach, nie
imionach.
- Emriv? Nie byłeś na zebraniu? – zdziwił się i uniósł brwi. Twardo
utrzymywałem kontakt wzrokowy, co niektórych irytowało lub onieśmielało,
jednak wilk nie przejawiał żadnej z tych emocji.
- Gdybym był – nie pytałbym się. – odciąłem się z przekąsem. Trzeba
przyznać, że nie pałam szczególną sympatią do osobników swojej płci.
- Słuszna uwaga. Cóż, a więc Emriv wybrała się na… służbową wyprawę.
Teraz ja sprawuję władzę nad watahą. – wyjaśnił mało przekonującym
tonem. Jaką bajkę chciał mi wcisnąć? – A co w takim razie cię do niej
sprowadza? – chciał wiedzieć. Zmrużyłem oczy, wzdychając.
- Chciałem jedynie poinformować, że wraz z Whisperer, która może to
potwierdzić, natknęliśmy się na krasnoludy. – rzekłem rzeczowo, a betha
przyjrzał mi się z niepokojem. – Było ich pięć, ale mimo to podejrzewam,
że w górach można natknąć się na większą ilość. – dodałem uzupełniając.
- Wiedzą, że tu jesteśmy? – zapytał i podniósł się z siedzenia. Zaczął chodzić po grocie wyraźnie nad czymś dumając.
- Teraz już tak. – westchnąłem z niechęcią, przypominając sobie akcję
mojej towarzyszki. Dotknąłem guza na głowie. Wilk zatrzymał się i
popatrzył mi w oczy.
- Teraz już tak?! – jęknął. – Poszli sobie?
- Polecieli. – poprawiłem go, a w kącikach moich ust pojawił się cień
uśmiechu. Betha spojrzał na mnie pytająco, a ja jedynie wzruszyłem
ramionami i wyszedłem na zewnątrz. Poważnie muszę zastanowić się nad
śniadaniem. Zostałem spostrzeżony przez skrzydlatą wilczycę, która
podeszła do mnie żwawym krokiem.
- Idziesz do lasu? Na polowanie? – domyśliła się Whisperer.
- Może. – mruknąłem, idąc dalej.
{Whisperer, dokończysz? Wena odnaleziona, yay! :3}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz