piątek, 6 lutego 2015

Od Gone cd Amber

Zalała mnie fala mdłości. Otworzyłam oczy, dostrzegając czuwającą przy mnie sylwetkę wilczycy. Nie potrafiłam dokładnie określić kto to, ponieważ wszystko dwoiło i troiło mi się w oczach. Wytężyłam wzrok i uniosłam łapę do bolącej głowy. Spływała po niej strużka cieplutkiej, rdzawej krwi. Widocznie zakrzepy puściły. Samica podsunęła mi pod nos parującą owsiankę. Skrzywiłam się, ale posłusznie zjadłam posiłek. Wilk przysiadł koło mnie na kupce liści i mchu.
- I jak się czujesz, Gone? – ten pełen troski głos należał do Amber. Byłam jej ogromnie wdzięczna za wszystko, co zrobiła.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? Dużo lepiej, dziękuję… - wymamrotałam słabym głosem i oparłam głowę o ścianę.
- Nie masz za co dziękować. Każdy na moim miejscu tak by postąpił. – powiedziała i uśmiechnęła się ciepło. Nagle uświadomiłam sobie coś strasznego i zerwałam się na równe łapy. Samica popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Wyszłam z jaskini, a za mną Amber.
- Gone! Czekaj! – zawołała. Mój oddech stał się nierówny.
- A co z Lezim? – zapytałam i zamrugałam oczami.
- Przepraszam, ale… z kim? – przechyliła lekko głowę.
- Z księciem. Został w lochach łowców. Trzeba go ratować! – wyjaśniłam prędko i już chciałam puścić się biegiem w stronę granicy, ale Amber złapała mnie za ramię.
- Zaczekaj, zrobisz sobie krzywdę. Czy nie rozsądniej będzie najpierw porozmawiać z alphą? – zaproponowała i uniosła brwi. Oczywiście, miała rację. Przez to wszystko ja traciłam jasność umysłu. Pokiwałam głową.

{Amber? Znowu muszę cię przeprosić za to dłuuugie nie odpisywanie ;*}

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz