sobota, 28 lutego 2015

Od Daiki C.D. Baltazara

    Położyłam po sobie uszy żeby nie wystawały z za krzaków i zaczęłam się rozglądać. Ujrzałam dwa bardzo młode zwierzęta trzymające się blisko matki. Idealnie!
- Odwróć ich uwagę, a ja zaatakuje jednego z tych młodych - szepnęłam do Baltazara - potem się zamienimy.
- To, że twoja mama jest moją Alfą nie oznacza jeszcze, że możesz mi rozkazywać. Jesteś ode mnie młodsza - odparł.
- A masz lepszy pomysł?
- Być może... - spojrzałam na niego z pode łba - Ale twój nie jest zły - dodał z niechęcią i zaczęliśmy polowanie. Przedarłam się jak najciszej przez krzaki tak by znaleźć się z lewej strony i czekałam. Zobaczyłam jak pysk samca wynurza się z zarośli. Wilk zaczął groźnie warczeć, a jelenie odwróciły się w jego stronę.
"Teraz" pomyślałam i bezszelestnie zakradłam się obok młodego. Błyskawicznie skoczyłam mu do gardła i zagłębiłam w nim ostre kły. Zwierzę nie zdążyło wydać z siebie nawet dźwięku, a już leżało u martwe przede mną. Równie szybko schowałam je w krzakach i warknęłam ostro na jelenie. Spłoszone zwierzęta zwróciły się teraz w moją stronę, a Baltazar ruszył śmiało przed siebie. Zrobił mniej więcej to samo co ja ale tym razem zdarzyło się coś niezwykłego.
    Kiedy pazury basiora dosięgały już prawię brązowej zimowej sierści młodego jelenia na niebie pojawił się cień. Zdziwiony wilk odwrócił na chwilę wzrok lecz ta jedna chwila wystarczyła by ogromny czarny ptak wielkości dorosłego wilka runął w dół i chwycił w silne czarne szpony obiad Baltazara. Rozzłoszczony basior rzucił się w pogoń za ptaszyskiem, które pisnęło niczym orzeł i machnęło olbrzymimi skrzydłami wzniecając tym samym obłok kurzu. Tym czasem stado jeleni przestało się mną zajmować. Przerażone zwierzęta ruszyły z kopyta w przeciwną stronę pragnąc znaleźć się jak najdalej od drapieżnika.
    Teraz zwróciłam oczy w stronę nowo poznanego wilka, który radził sobie całkiem nieźle doganiając wzbijającego się w powietrze ptaka. Nie zamierzałam mu pomagać ale byłam równie zdziwiona jak on czy to stado jeleni. Pierwszy raz widziałam coś takiego! Dziób miał orła lecz jego postawa wyglądała na kruczą - gdyby Emriv nie była Wilkiem Ziemi zapewne nie umiałabym rozpoznawać odmian ptaków. Tylko skąd to się tu wzięło?
    Już myślałam, że Baltazarowi nie uda się odebrać zdobyczy ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wilk złapał jelenia z całej siły i ciągnął w dół. Widocznie był to już za duży ciężar dla ptaszyska, które zwolniło uścisk. Baltazar spadł na ziemię i przetoczył się kawałek ale odzyskał swój łup.
"No cóż. Uparty koleś" pomyślałam.

    - Co to było?! - wrzasnął Baltazar kiedy już do mnie podszedł. Na łopatce miał spore ale nie poważne otarcie.
- Nie mam pojęcia - wstałam i zarzuciłam swojego jelenia na grzbiet - Ale wolałabym powiedzieć o tym Emriv - spojrzałam mu prosto w oczy - Chyba, że masz lepszy pomysł? - dodałam sarkastycznie lecz z lekkim uśmiechem.
- Dobry pomysł - odparł, a ja tylko przyjrzałam mu się uważnie dla pewności, że się nie przesłyszałam i ruszyliśmy w drogę.

Baltazar? <no to teraz mam pomysł ;p>

Od Angeli C.D. Asmira

Szybko odpowiedziałam wilkowi.
- Angela jestem. - odpowiedziałam z miłym uśmiechem.
- Nowy pewnie? - dodałam szybko nadal z uśmiechem.
- Tak nowy. - odpowiedział wciąż w szoku basior.
- Oprowadzić cię? - spytałam basiora patrząc się na niego jak na znanego mi przyjaciela. Mimo tego że wilk wydawał się straszny nie zwracałam na to uwagi.
- No... cóż... dobrze - odpowiedział niepewnie patrząc się na mnie swymi wielkimi czarnymi oczami.
- To gdzie najpierw? - spytałam szybko. 
<Asmir?>

Od Baltazara C.D. Daiki

Prawdę powiedziawszy męczyło i nużyło mnie ciągłe zadawanie pytań i zdawkowe odpowiedzi wilczycy. Uśmiechnąłem się w duszy na myśl, że ja zachowuję się podobnie w stosunku do innych. Z drugiej strony ciekawe, adoptowana córka alphy.
- Mam się kłaniać? – spytałem ironicznie, a mój łuk brwiowy powędrował do góry. Młoda widocznie wzięła to do siebie trochę zbyt mocno, bo zacisnęła szczęki i wlepiła we mnie spojrzenie nienawistnych ślepi. Przyglądałem się jej z rozbawieniem.
- A jak myślisz? – wycedziła przez zęby i zrobiła krok do tyłu. Tym razem nie udało mi się powstrzymać rechotu, więc rozłożyłem łapy w poddańczym geście.
- Słuchaj, nie mam zamiaru brać udziału w potyczkach, bo to bezsensowne i w każdym wypadku bym wygrał. – oznajmiłem starając się zachować powagę, na co samica jedynie przewróciła oczami. Jak na razie nie zbierało się jej na podważanie moich argumentów. – Jesteś głodna? – dodałem po chwili zamyślenia zdanie, które całkowicie odbiegało od tematu. Ukrytego sensu w tym nie było, a mimo to Daiki patrzyła na mnie nieufnie. Wahałem się czy aby nie powinienem dodać ‘alpho’, ale skoro jeszcze alphą nie jest, tytuł powinien być pomijany.
- Trochę. – przyznała.
- Ja podobnie. – mruknąłem i rozejrzałem się. – Idziemy na obiad? – zaproponowałem ze względów grzecznościowych. Moi drodzy, nie jestem aż tak wypruty z uprzejmości.
- Niech będzie. – odpowiedziała niechętnie i ruszyła, prowadząc mnie w stronę polan. Pewnie również wolałaby polować sama. I tak oboje udaliśmy się na konsumpcję, idąc jak na ścięcie. Brzozowy lasek opatulał gęsty, wilgotny kożuch mgły. Uniosłem wyżej głowę, węsząc w powietrzu. Niedawno musiało przechodzić tędy spore stado jeleniowatych. Kilka kroków dalej ukryliśmy się w krzakach i wyjrzeliśmy, odsłaniając liściaste gałęzie. Kopytne pasły się na polance skąpanej w popołudniowych promieniach słońca. Wiatr wiał na naszą korzyść w stronę, gdzie się skryliśmy.

{Daiki? a teraz masz jakiś pomysł? xd}

Od Baltazara C.D. Whisperer

Otworzyłem oczy i momentalnie moje ciało przeszył wielki ból, niby skurcz żołądka. Podwinąłem pod siebie łapy, czekając aż ten koszmar się skończy. Spróbowałem sięgnąć pamięcią w przeszłość, jednak mój mózg pracował na opak. Kręciło mi się w głowie, nie potrafiłem zebrać myśli. Czyżbym miał amnezję? Leżałem, co chwila otwierając i zamykając oczy, oddech miałem płytki i dość suchy. Od pewnego momentu widywałem kątem oka jakieś pływające plamki światła, tuż na granicy pola widzenia. Mroczki. Mogły oznaczać przemęczenie, osłabienie albo i nawet częściowe wykrwawienie organizmu. Co gorsza, pojawiały się i znikały, a za każdym razem niespodziewany ruch na krawędzi wzroku wywoływał alarm. Jakbym miał nie dość zszargane nerwy.
Wtem zaskoczony rzuciłem się na cztery łapy i obnażyłem kły, słysząc jak ktoś cienkim, cichym głosikiem wypowiada moje imię. Dopiero teraz spostrzegłem, że jaskrawy, ciepły snop światła dziennego wlewa się do jaskini. W kącie leżała skulona Whisperer, mamrocząc coś przez sen. Uniosłem trójkątne uszy, a przez mój pysk przemkną lekki uśmiech. Wyglądała tak… bezbronnie i niewinnie. Zawładnęła mną powinność zaopiekowania się samicą. Wyszedłem na zewnątrz, przeciągając się. Omiótł mnie chłodny, poranny podmuch wiatru, tak, jakbym dostał drugie życie. Szedłem niczym starzec, odpoczywając co kilkadziesiąt metrów. Czułem się dziwnie i, szczerze mówiąc, nie za dobrze. Kiedy zszedłem już w dolinę i ruszyłem w kierunku bezustannie toczącego wodę potoku widywałem to już co chwila. Jaskrawą plamkę światła wędrującą równolegle ze mną. Byłem w stanie obserwować coś kątem oka, jednocześnie patrząc przed siebie, więc zauważyłem, że świetlny zajączek będący błędem pracy kory wzrokowej albo chwilowym przekłamaniem siatkówki, powoli znikał. Dotarłszy nad brzeg, stękając wspiąłem się na powalone przez wichurę drzewo. Kiedy znienacka dostrzegłem w tafli lustrzane odbicie skrzydlatej wilczycy, akurat pociągałem łyk wody. Wrzask z pełnym gardłem dał jedynie taki efekt, że udało mi się niemal utopić. Prychnąłem i z jakimś przedziwnym kwikiem zwaliłem się z pnia na wznak, zanosząc się kaszlem.

{Whisperer?}

Od Aretji "Studnia bez dna" cz.1

Był piękny dzień, mimo, że ranek wskazywał na co innego. Od pobudki pracowałam, więc potem byłam dość zmęczona i potrzebowałam oddechu. Najpierw nakarmiłam maluchy z sierocińca, posprzątałam i pobawiłam się z nimi. Mogłam zrobić tylko tyle, bo na naukę trochę za wcześnie. Upolowałam coś sobie na śniadanio-obiad i wyczyściłam moją nową jaskinię, którą oferowała mi Emriv. W środku było pełno pajęczyn i kurzu, więc zajęło mi to trochę czasu. Postanowiłam również zrobić sobie kocyk z mchu i posłanie z liści. Następnie miałam wykład ze strategii pt. „Jak nie dać się wrogowi zaskoczyć?”. Przyszły między innymi Daiki i Hestia. Miło spędziłam czas, gdyż uwielbiam dzielić się z innymi swoją widzą. Późnym popołudniem byłam już wolna… Idąc do lasu, natknęłam się białą wilczycę z sympatycznymi oczami. Podeszła do mnie i zagadała, bo ja bym się nigdy nie odważyła.
- Hej, jak się nazywasz? – uśmiechnęła się.
- Aretja, a ty? – ośmieliłam się zapytać.
- Amber, miło cię poznać. Co robisz? – spytała zaciekawiona. A więc ktoś się mną interesował! Byłam taka szczęśliwa.
- Odpoczywam. – odparłam i odwzajemniłam uśmiech. – Dzisiaj musiałam dłuuugo pracować. Jestem opiekunką i nauczycielką, a chyba wiesz, jak to jest z tymi szczeniakami! – dodałam, chichocząc.
- Wiem, wiem. – pokiwała głową wesoło. – W takim razie nie przeszkadzam. Do zobaczenia kiedy indziej, pa! – Pomachała mi łapą i odbiegła. Tym czasem ja zapuszczałam się coraz głębiej w las. Nagle moim oczom ukazała się stara, misterna studzienka wykładana kamieniami. Obok leżało połamane i spróchniałe od dawna wiaderko. Ostrożnie podeszłam trochę bliżej. Chyba z takich miejsc ludzie czerpią wodę. Nachyliłam się by zobaczyć dno. W środku było ciemno i mrocznie, na dno prowadziły nieskończenie długie schodki. Studnia była wyschnięta. Wzięłam leżący nieopodal kamyk i rzuciłam nim do środka. Nie usłyszałam jednak uderzenia.

CDN. Niedługo default smiley :)

Od Aretji

Dziś dołączyłam do watahy, do tej wspaniałej watahy, gdzie wszyscy przyjęli mnie tak ciepło. Nie wiedziałam jak się zachować, pierwszy raz ktoś tak ciszył się na mój widok. Emriv i Jacob byli bardzo mili. Dane mi było również poznać Daiki. Z początku była trochę nieufna i chłodna, ale myślę, że ją polubię. Może będę ją uczyć? A! No właśnie, zgodziłam się być nauczycielką strategii. Proponowano mi zostanie nauczycielem walki, ale osobiście nie należę do zwolenniczek przelewu krwi. Alfa powiedziała, że mogę być też opiekunką i zaprowadziła mnie do sierocińca. Urocze skarby. Jak mogłam się nie zgodzić?
Wędrowałam granicą Watahy Wspomnień, penetrując zarośla i krzaki. Popołudniowe słońce grzało mocno i przyjemnie. Westchnęłam z rozkoszy i przysiadłam na sporym kamieniu, odpoczywając. Gdybym nie była na sto procent pewna, że jeszcze jest zima, dałabym sobie głowę uciąć, iż aktualnie mamy wiosnę. Zielone liście drzew bowiem przeciskały się do słońca i zdawały się sięgać nieba, a bladoróżowe stokrotki wychylały swoje łebki znad polnego trawska. Wstałam i delikatnie wygięłam grzbiet, niczym kot. Zaczęłam iść w stronę jeziorka, ale po paru krokach wpadłam na coś miękkiego i puszystego. Odbiłam się jak piłka i spadłam z łap.
- Przepraszam bardzo – powiedziałam ze strachem, orientując się, że to obcy wilk. Podniosłam się szybko i stanęłam na nogach, jak z waty cukrowej.
- Uważaj jak łazisz – warknął. Skuliłam się pod jego spojrzeniem.
- Ja… Ja… przepraszam, nie chciałam – wyszeptałam, zakładając przednie łapy na oczy. – Przepraszam bardzo – powtórzyłam raz jeszcze, tyle, że znacznie ciszej. Bałam się. A co jak coś mi zrobi? Nie znam przecież tutejszych zwyczajów. Podkuliłam łapy pod siebie.
- Należysz do Watahy Wspomnień? – spytał, a jego głos brzmiał nie przyjemnie. Pokiwałam głową na „tak”. Nie sprawdziłam jego reakcji. – Kim jesteś?
- Eee… nazywam się …Aretja – odparłam półgłosem nie otwierając oczu. 

< Asmir ? dokończysz? ;D >

Nowa wilczyca - Aretja!

Imię: Dorothy Aretja (zwykle, albo raczej zawsze przedstawia się jako Aretja). Lubi jak mówi się na nią Dora.
Drugie imię: Rodzice nazwali ją Dorothy, jednak gdy tylko wadera urosła – znienawidziła to imię. Chyba wiadomo z jakich przyczyn… Nie podobało jej się, ale nie miała odwagi przeciwstawić się ojcu. Po za tym mogłaby w ten sposób zhańbić swoją rodzinę, do czego dopuścić w żaden sposób nie mogła. Skąd się więc wzięło imię Aretja? Wygnańcom zmieniano imiona na takie, które zawierały „j”. Według tamtego kultu nosić podobne imię to upokorzenie. Myślę, że drugim imieniem może być spokojnie Dorothy.
Przydomek: "Sztorm"
Wiek: 10 lat z małym haczykiem
Płeć: Naturalnie, że wadera. A co myśleliście?!
Żywioł: Woda 
Stopień umiejętności magicznych: 9
Stanowisko: Opiekunka i Nauczycielka strategii 
Charakter: Gdyby spytać Aretję, jakie trzy cechy by sobie przypisała, byłyby to: beznadziejność, tolerancja i cierpliwość. I już na początku wychodzi nam jej skromność.Wadera ma potencjał, którego często nie wykorzystuje. Nie, nie jest beznadziejna, ona jedynie tak o sobie myśli. Jest opiekuńcza i troskliwa. Od zawsze chciała być lekarzem, ale nie było jej to dane. Nigdy nie zrobi pierwszego kroku, nieśmiała i cicha. Cechuje ją ostrożność i delikatność. Po zapoznaniu się i dłuższej rozmowie okazuje się być sympatyczną, zabawną i przyjacielską wilczycą. Czasem jest ciekawska, lecz jakoś stara się temu zaradzić. Nie przeszkadza jej tłum osób.
Zalety: Jedną z jej największych zalet, która od razu rzuca się w oczy jest inteligencja. Aretja bowiem posługuje się literackim językiem i zna wiele starych przysłów, mądrości. Łatwo dociera do innych, potrafi dobrze tłumaczyć. Z tych i innych względów została nauczycielką. Dodatkowo jest również w miarę szybka.
Wady: Na pewno gadatliwość. Nie jest miss gracji i elegancji. 
Rodzina: ~ Sonata(mama Aretji, zmarła przy porodzie i waderka nigdy jej nie znała)
~ Duck (surowy ojciec, dobry mąż i szanowany członek watahy, w której Dororthy się urodziła;, dzieci zawsze się go bały; prawdopodobnie jeszcze żyje, ale to nic pewnego)
~ Opal (wredna, mała siostrzyczka wadery, córeczka tatusia)
~ Mikken (poważny, starszy brat Aretji i Opal, tak jak starsza siostra nie przepadał za ulubienicą ojca, a dla odmiany zawsze znajdował czas dla Dorothy; specjalnie wysłany przez Alfę na stuprocentową śmierć, poległ w wojnie)
~ Eleonor(babcia Aretji i jednocześnie jej jedyna bratnia dusza, tak właściwie to ona zajmowała się wychowywaniem wnuczki)
Zauroczenie: Może ktoś się jej podoba, ale ona nie ma szans u nikogo.
Partner: Boi się miłości… Po tym jak zostawił ją ostatni partner ciężko będzie się jej przełamać. Mieli się pobrać, a on nagle zrezygnował. To był dla niej wielki szok, ot tak sobie odszedł do innej.
Szczeniaki: Nie zastanawiała się jeszcze nad tym. Chyba nie chce mieć własnych… 
Upomnienia: 0
Nick: zagroda12345

Od Asmira

Słońce przedzierało się przez zieloną płachtę liści i padało na wąską i wijącą się pomiędzy rozłożystymi bukami. W ich koronach cicho śpiewały ptaki wysiadując w swoich gniazdach jajka. W dole zbocza szumiał czysty, źródlany strumyczek. Szedłem szybko, jednakże ostrożnie stawiając kroki, by przypadkiem nie nadepnąć na cieniutką smugę irytującego słońca. Moje cieniste ogony wlekły się po ziemi, jednak nie zbierając piasku i pyłu ziemi, podrygując przy najmniejszym trzasku łamanej gałązki. Że też musiałem wybrać sie na polowanie akurat przed południem. Teraz nie dość, że miałem pusty brzuch, to jeszcze słońce piekło niemiłosiernie. Zagryzłem wargę i przyspieszylem kroku. Musiałem szybko dojść do mojej przytulnej, zimnej i ciemnej norki jak najprędzej. Nienawidzę słońca. Zamknąłm oczy i dałem się ukołysać delikatnemu i wyrafinowanemu szumowi strumienia. Zwolniłem i stawiałem kroki lekko, jakbym unosił się dosłownie pół milimetra nad ziemią. Lubiłem wodę, ale nie za głęboką i nie za zimną. Westchnąłm i uśmiechnąłem się rozkosznie. Nagle coś orzerwało tą odwieczną i piękną harmonię natury. Przeraźliwy i denerwujący trzask łamanej gałązki. Jednakże nie była to niesforna wiewiórka biegająca w poszukiwaniu pożywienia, ani żaden smakowity królik. To było ciś znacznie cięższego. Od razu rozpoznałem to zwierzę. Wilk. Miejmy nadzieję, że z mojej watahy. Na moim czole pojawiła sie charakterystyczna zmarszczka,ktłra pojawia się wtedy, kiedy jestem zdenerwowany. Obejrzałem się ostrożnie, czujnie trzymając uszy w górze, niczym dwie wieże strażnicze. Te wieże obracały się do każdego miejsca, w którem rozległ się choćby najcichszy grzechot czy szum. 
- Kim jesteś? - z krzaków jaśminu dobiegł donośny, ale łagodny głos wilka
Podskoczyłem jak oparzony, wywołując tym samym cichutki, ledwo wyłapywlany chichot. 
- Asmir, ewentualnie Caero. - przedstawiłem się nadal w lekkim szoku
Miedzy listkami dostrzegłem jasnoniebieskie oczy w kształcie migdałów patrzące na mnie z zaciekaeieniem.
- A ty to kto ? - dodałem po chwili
Obca wadera ( poznałem po cienkim głosie) wyłoniła się spośeód krzaków, odchrząknęła po czym rzekła :
- .....
Wadero?

piątek, 27 lutego 2015

Od Daiki cd Baltazara

    - Jak to może? Należysz albo nie należysz - burknęłam.
- Niech ci będzie. A więc należę - odpowiedział, ale nie wydawało mi się żeby przejął się moimi słowami.
- Jesteś nowy, prawda? Nie widziałam cię nigdy - powiedziałam po chwili nie odrywając oczu od tafli wody.
- Tak - odparł krótko, a po chwili zmienił temat - Jesteś wilkiem ognia?
- Tak... - odwróciłam się zdziwiona.
- Patrzysz na wodę jakbyś się jej bała - uprzedził moje pytanie.
- Nie boję się wody - odpowiedziałam wstając lecz wilk tylko się uśmiechnął.
- Więc mówisz, że jesteś córką Alfy?
- Tak - odparłam powoli i nieufnie.
- Zawsze jesteś taka...
- No jaka?
- ...niemiła - powiedział w końcu chodź bałam się, że powie coś gorszego.
- Nie...po prostu ostatnio w watasze brakuje jedzenia. Emriv bardzo się tym przejmuje. Do tego ta wilczyca...z resztą nie ważne.
- Nie jesteś zbyt podobna do mamy.
- N bo... - nie chciałam mu mówić, że moi prawdziwi rodzice zginęli. Z resztą nawet nie musiałam.
- Emriv cię przygarnęła?
- Ta...Nie wiem jeszcze jak masz na imię.
- Baltazar, a ty?
- Daiki.

Baltazar, masz jakiś pomysł? Bo ja nie za bardzo :(

Od Rei C.D.

    Nie zastanawiając się wypiłam łyk ale nic się nie zmieniło. Nie działa czy co? A może ja siebie widzę, ale inni mnie nie? No cóż, nie miałam zbyt wiele czasu więc jedyne wyjście jakie mi pozostawało to zaryzykować i liczyć na szczęście. Wyszłam więc i stanęłam na półce skalnej. O nie! Wspinaczka! Nie miałam lęku wysokości, ale nigdy nie potrafiłam się wspinać, a na tej wyprawie musiałam to robić już dwa razy! To nie fair!
    Szłam po ścianie bardzo powoli starając się narobić jak najmniej hałasu. Musiałam przecież przejść tylko kawałek do następnego wyjścia kilka metrów niżej ponieważ z niego prowadziły na dół już normalne schody. Niestety nie miałam aż tyle szczęścia, na razie...
    Kiedy byłam już dwadzieścia centymetrów od wyjścia poślizgnęłam się i zsunęłam kawałek staczając kilka kamieni, które z hukiem spadły na dno wielkiej jaskini. Ja tym czasem kurczowo chwyciłam się ściany i czekałam bez ruchu na to co dalej się stanie. Kilka wilków popatrzyło w moją stronę (jak dobrze, że byłam niewidzialna) i w sumie im się nie dziwię - tak nagle ze ściany sypią się kamienie. I w tym właśnie momencie okazało się, że jednak mam szczęście. Uratował mnie jeden z wilków z Watahy Cienia (potocznie wilk cienia, ale Emriv mówiła, że to obraża prawdziwe Wilki Cienia takie jakim była Aust) wychodzący właśnie wyjściem do, którego zmierzałam. Odetchnęłam z ulgą kiedy wilki na dole przestały się na mnie gapić tylko przywitały się z tamtym myśląc, że to on ruszył kamienie. Poczekałam aż wielki czarny wilk zejdzie na dół i zrobiłam to samo. Jak dobrze było znowu stanąć na ziemi wszystkimi czterema łapami.
    Ale zanim wyszłam na zewnątrz czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka. Kiedy zobaczyłam, że wilki wyciągają coś ze swojego ogromnego naczynia z miksturą postanowiłam poczekać jeszcze chwilę i zobaczyć co to takiego. Stanęłam więc pod ścianą tak, żeby nikt na mnie nie wpadł i patrzyłam.
    Wilki za pomocą żelaznych łańcuchów powoli i ostrożnie wyciągnęły stamtąd żelazną klatkę, a następnie postawiły ją na ziemi. To co w niej było niezwykle mnie zdziwiło! W środku trzymali jajko. Ale nie takie zwykłe jajko. To było wielkości jednego z tych wyrośniętych czarnych wilków z ich watahy, a skorupka miała czerwonawy odcień i była popękana. Ze szczelin wydobywał się złoty rażący  oczy blask. Jedyne co przyszło mi na myśl to jajko smoka.
    Zaraz też jajko zaczęło się ruszać, a co za tym idzie jeszcze bardziej pękać aż wreszcie rozpadło się jakby było ze szkła, a ze środka wynurzyło się stworzenie. Stworzenie, które ledwie mieściło się w klatce, i którego oczy świeciły złotem. Kiedy popatrzyło się w moją stronę miałam wrażenie, że mnie widzi. Całe jego ciało pokrywały drobne grube czerwone łuski, pysk miało nieco wydłużony ale nie bardzo. Mały smoczek - bo teraz miałam już zupełną pewność, że nim był - wstał i rozprostował niewielkie skórzaste czerwone skrzydła zdobione złotymi runami, które wyglądały jak namalowane ale raczej takie nie były.
    Stałam tak z wytrzeszczonymi oczami patrząc na to co właśnie się wykluło, a przede wszystkim jakich było rozmiarów! Nie chciałam wiedzieć jakiej wielkości były dorosłe, ale coś czułam, że niedługo się dowiem.

    Na zewnątrz były tylko czarne skały, twarda ziemia i burzowe chmury. Krajobraz jak z horroru. Wszędzie w okół mnie kręciły się wilki przenosząc coś lub biegnąc w pośpiechu od groty do groty. W niektórych grotach paliło się światło - zapewne ogień - inne były ciemne i spustoszałe. Nie wiedziałam gdzie jest reszta ekipy do póki nie wspięłam się (z trudem) na jedną z wyższych skał. Wtedy dopiero zobaczyłam jak wielki jest teren Watahy Cienia, a przynajmniej jak wielki się wydaje być. N a początku myślałam, że ta jaskinia, z której właśnie wyszłam jest najwyższa na świecie, ale teraz zobaczyłam, że mają tu takich mnóstwo. Nie wiedziałam gdzie mam szukać wilków z mojej watahy ale w tym momencie coś zobaczyłam.
    Zobaczyłam jak dwa potężne wilki z wymalowanym na futrze złotym okiem niosą klatkę z jakimś wrzeszczącym wilkiem, który nie wyglądał jak jeden z nich. Po pierwsze miał brązowe, a nie czarne futro, po drugie nie posiadał "logo cienia", ze tak to nazwę, czyli ich złotego oczka, a po trzecie był trzy razy mniejszy. Od razu uznałam go za więźnia i pognałam za nimi.

    Idąc za wilkami dotarłam do kolejnej ogromnej groty gdzie trzymano więźniów. Rzędy drewnianych klatek postawionych jedna na drugiej wypełnionych lamentującymi wilkami. Niemal od razu wypatrzyłam wśród nich cztery klatki ustawione najbliżej ściany jedna obok drugiej. Siedziały w nich cztery znajome mi wilki ze spuszczonymi oczami i zmartwionymi minami. Chciałam do nich krzyknąć ale powstrzymałam się widząc, że tamte dwa wilki jeszcze nie wyszły. Odczekałam więc aż zostawią klatkę i opuszczą grotę. Rozejrzałam się jeszcze raz ale nie zauważyłam żadnego wilka z wrogiej watahy. Dlaczego nikt ich nie pilnuje? Znaczy się, to dobrze dla mnie ale to także dziwne.
- Hej! - syknęłam. Loure, Dokatte, Water i Snow w jednej chwili spojrzeli w moją stronę.
- Kto tam jest? - spytała Dokatte.
- To ja!
- Kto? - zapytał Snow.
- Rea! - przerwała mu Water - Mówiłam, że nas uratuje!
- Niby jak? - mruknął Loure - Te klatki są magiczne.
- Ale ona jest poza klatką! Na nią to nie działa! - upierała się Water.
- Co?! - krzyknęłam by przerwać im kłótnię - Co nie działa? O co chodzi? To drewniane klatki, czemu nie możecie uciec?
- To magiczne drewno - wytłumaczył Loure - Jest mocne jak kamień, a w dodatku tu w środku nasze moce nie działają.
- Gdybym mogła rozwaliłabym je bo jednak są z drewna - dodała Dokatte.
- Ale ty możesz czarować więc możesz nas uwolnić! - wykrzyknęła uradowana Water.
To dobry pomysł... jak się ma dobry żywioł! Co ja mogłam zrobić wodą? Jedynie umyć im pyski, ale na co im to? Nie potrzebują orzeźwienia tylko wolności. Wtedy przypomniałam sobie, że w moim tobołku jest jeszcze coś. Coś co nigdy nie przydałoby mi się bardziej niż w tej chwili. Szybko wygrzebałam Talizman Jednorożca i zamyśliłam się. Jaki żywioł?
- Rea! Jesteś tam?! - zawołała Water.
- Tak, tak jestem. Zastanawiam się.
Nagle niespodziewanie odezwał się Snow.
- Wszyscy jesteście za tym, żeby nas uwolniła co nie? Ale...jest jeszcze coś. Przecież przyszliśmy tu po Kamień - miny wszystkich nagle spoważniały - Może niech idzie po kamień i spada! Jakbyście nie zauważyli jest jedyną, która nie jest zamknięta.
- Ale może...jeśli nas uwolni razem zabierzemy im Kamień Władzy- powiedziała Dokatte.
- Gdzie on jest? - spytałam.
- Na największej polanie - odparł Snow - tam gdzie trzymają dorosłe smoki. Polana jest otoczona skałami przez co tworzy raczej rodzaj areny. Na środku jest skalna wieża wyższa od największego ze smoków, a na jej czubku jest Kamień.
- Skód wiesz? - spytała Water.
- Widziałem - odparł krótko basior.
- Na najwyższej wieży powiadasz? Nieźle go strzegą - odparłam z sarkazmem na myśl o kolejnej wspinaczce - Czekajcie chwilę, zaraz coś wymyślę.
I zaczęłam myśleć. Trudny wybór. Wybrać ziemię i uwolnić przyjaciół? Czy może ogień. Wtedy spaliłabym klatki i też uwolniła przyjaciół. Co więcej przydałby mi się w późniejszej ewentualnej walce z wrogami. Światło tez mogłoby ich pokonać. Ciemność zupełnie odpada. Czy może wybrać wiatr, polecieć na samą górę tej wieży i wziąć Kamień? Ale co wtedy z resztą? Ogień w sumie mnie przeraża.
Założyłam talizman na szyję. Chyba ziemia. Już miałam wybrać ziemię kiedy do sali weszło kilku potężnych wilczych strażników. Nie mam czasu!
"Wiatr" pomyślałam i na wszelki wypadek zamknęłam oczy.

C.D.N.

Od Daiki C.D. Rei

    - Co to jest podróżnik? - spytałam nowo poznaną Connie idącą właśnie obok mnie. Wilczyca zaufała nam i zgodziła się iść z nami do groty Nefary. Z tego co zauważyłam Emriv bardzo ją polubiła. Ja jednak miałam inne zdanie na ten temat.
- Podróżnik to takie stanowisko - odpowiedziała - tylko, że tak to powiem...jedno z niższych. Żeby być tropicielem trzeba najpierw zostać podróżnikiem.
- Co?! Po co? My mamy tylko uczniów. Potem od razu przechodzi się na dane stanowisko. Nie ma czegoś takiego jak dwa stanowiska jedno po drugim. Tak w ogóle to my nie mamy tropicieli. Co robi taki tropiciel?
- Tropiciele szukają innych zagubionych wilków z watahy, albo tych z poza niej.
- Jak to? Obcych?
- No, rekrutują członków. A jeśli nie mamy jedzenia wyruszają na wyprawy żeby znaleźć jakieś stado, a następnie - jeśli im się uda - przyprowadzają tam łowców.
- No nieźle - odezwała si Emriv, która tez tego słuchała - Ciekawe stanowisko, nawet o takim nie myślałam.
- Ale ja nie jestem jeszcze tropicielem. Tylko podróżnikiem bo niedawno dołączyłam, a poza tym jestem za mała - pomyślała chwilę po czym dodała - A gdzie my teraz idziemy, do tej groty?
- Nie do końca - odparła Aust.
- Musimy jeszcze kogoś po drodze zgarnąć, że tak powiem - dodałam.
- Kogo?
- No bo widzisz, według przepowiedni Nefarę może zniszczyć tylko i wyłącznie wszystkie sześć żywiołów działających naraz - wyjaśniła Emriv.
- Czyli sześć wilków żywiołów tak? - zastanawiała się Connie - A nas jest pięć, więc szukamy jeszcze jednego. Dobrze myślę?
- No... - zaczęłam.
- ...tak jakby - dokończyła z mnie Rea - Bo ten szósty wilk - to wymówiła przez niemalże zaciśnięte zęby - Nam zwiał.
- Co to znaczy? - nie rozumiała Connie.
- To znaczy, że one - tu wskazałam Aust i Emriv - znalazły wilczycę z przepowiedni i oczywiście nie raczyły mi o tym powiedzieć! A do tego ta wilczyca była wredna i uciekła bo myślała, że sama pokona Nefarę i teraz musimy księżniczkę gonić! Tadan!
- Oj, to nie miło!
- Ta... -  mruknęłam. Nie ma to jak dojrzała wypowiedź.
- Ale... - odezwała się znowu Connie po chwili - Czegoś jeszcze nie rozumiem...
- Serio? - mruknęłam sarkastycznie zupełnie tak jak Rea.
- ...Jak my mamy niby pokonać tą demonicę? Mamy z nią....walczyć? - zrobiła wielkie oczy.
- Tak jakby inaczej się nie da.
- Daiki! - skarciła mnie Emriv po czym odezwała się łagodnie do Connie - No więc demony niestety są nieśmiertelne co oznacza, że nie da się z nimi walczyć  fizycznie bo to nic nie da. Musimy z nią walczyć magią... - dalszej części już nie słyszałam ponieważ odeszłam do tyłu i zrównałam się z Reą.
- Słyszałaś ją? - spytałam szeptem - "Ojej! To nie miło!" czy jakoś tak. Jakim cudem ona jest z przepowiedni?
Rea jednak tylko wzruszyła ramionami z miną mówiąca "Trudno, nic na to nie poradzimy". Widząc, że faktycznie nic nie da się zrobić podbiegłam by z powrotem dołączyć do Connie i Emriv.
- ...więc my też musimy stworzyć burzę - usłyszałam jak Emriv kończy swoją wypowiedź.
- Ja to wymyśliłam! - przypomniałam Emriv z lekkim naciskiem na ja, żeby nie zaczęła wygadywać bzdur. I
- Dokładnie - potwierdziła Alfa.
- Jak my to zrobimy? - spytała Connie.
- Musimy połączyć siły. Co nie będzie łatwe! - odparła Emriv.
- Siły żywiołów, tak? - upewniła się Connie.
- Dokładnie bo każda z nas ma wyjątkową moc jednego z żywiołów, ale wszystkie razem mamy jeszcze większą moc.
- A ty, z jakiego jesteś żywiołu?
- Ziemia. Daiki to ogień, Rea to woda...
- To widać, jest cała niebieska - wilczyca zaśmiała się.
- Ha,  ha, ha - przedrzeźniłam ją. Nie to, że nie lubię się śmiać, ale co w tym śmiesznego?
- ...a Aust to ciemność - dokończyła Emriv - Rachel to wiatr.
- Rachel, to ta niemiła?
- Tak, dokładnie...

Rea, Aust?

Nowy wilk Asmir!


Imię: Asmir, choć jego pełne imię brzmi Asmiran Caero.
Drugie imię: Caero, dość często używane.
Przydomek: "Cień"
Wiek: 14,5 roku
Płeć: Basior - samiec
Żywioł: Ciemność
Stopień umiejętności magicznych: 4
Stanowisko: Przywódca Strażników
Charakter: Z pyska Asmira nigdy nie schodzi triumfujący i pełen pogardy uśmieszek. W jego obecności inni czują się gorsi i postawieni niżej. Mimo to jest całkiem spokojnym i precyzyjnym wilkiem, o nitypowych upodobaniach. Czasami bywa wredny, ale zdarza się to bardzo rzadko. Caero jest dość inteligentny i doświadczony, pomimo dość młodego wieku. Nie jest nieśmiały tak jak większość jego rodaków zamkniętych i skrytych w cieniu. Kocha wręcz wyzwania i przygody, co jest dość nietypowe. Czasami wydaje mu się, że ma trzy razy tyle lat, ile naprawdę ma. Jeśli jest jakaś sprawa, wina zawsze ( no prawie) spada na niego, chociaż to nie jego wina. Mimo pozornie podłego charakterku Amir to całkiem przyjazny i kontaktowy wilk, pełen wigoru. Często korzysta z podstępów, by uzyskać to, co chce, a naprawdę trudno go powstrzymać. Nawet w tragicznej sytuacji nie traci zimnej krwi, jakby wszystko miał wcześniej zaplanowane. Nie lubi, gdy ktpś mu pomaga, ale nie zawaha się pomóc potrzebującemu. Jest dość pracowity , nie boi się nawet najtrudniejszych wyzwań i ciężkiej pracy, nawet do ciemnej nocy. 
Ogólnie jest bardzo skomplikowanym basiorem, a gdyby ktokolwiek chciałby spisać jego charakter w pełni i dokładnie, to osiem tomów zająłby niepełny wstęp.
Zalety: Doskonale sie wspina nie tylko po drzewach, ale także po górach, jest wytrzymały i potrafi bardzo długo wegetować i biec, ma dość dziwną i zawsze się sprawdzającą technikę walki, jest bardzo dobrym i skutecznym ( w 90 % ) łowcą.
Wady: Nie może nikomu powierzyć tajemnicy i nikomu ufać, zawsze chce wszystko robić sam (taka wilcza "Zosia Samosia" ), nie jest zbytnio giętki i zwinny.
Rodzina: 
● Matka - Arkadia Imea Careen ( umarła ze starości ) 
● Ojciec - Kirshan Sakron Demaco ( oddał życie w walce za Asmira ) 
● Brat - Denis Salomon Arkron ( pewnie rządzi w rodzinnej watasze Asmira)
● Siostra - Xeria Anavella Reya ( umarła we śnie )
Zauroczenie: Bardzo śmieszne...
Partner: Nie ma słabości i do wader.
Szczeniaki: Może najpierw partner ?
Upomnienia: 0
Nick: default smiley (h) Hîkari

środa, 25 lutego 2015

Od Rei C.D.

   Przez wiele dłużących się godzin brnęłyśmy w ogromnych zaspach śniegu z pod, których nie widać było nawet czubków krzaków. Na szczęście, dzięki wynalazkowi Art,  my nie skończyłyśmy tak marnie jak krzaki. W okół nas była tylko cisza, spokój i nic więcej. Wiatr nie wiał - drzewa stały nie poruszone nawet najmniejszym podmuchem. Zdawało mi się, że w lesie nie ma żadnej innej żywej duszy, a las nie ma końca.
    Wyprawę prowadziła Aust bo ona jako jedyna była w grocie Nefary, a Emriv założyła, że tam właśnie udał się nasz zbieg. Tak więc ona jako pierwsza się zatrzymała.
- Stójcie! - syknęła, a my posłusznie się zatrzymałyśmy.
- O co chodzi? - spytała Daiki.
- Coś słyszałam...
- Tylko co? Bo ja nic - powiedziałam po chwili nasłuchiwania. Było już po południu i jeszcze nie znalazłyśmy Rachel więc kto inny tutaj mógł być?
- Jakby...ktoś uciekał...
- Przecież tu nie ma nawet szpiegów z Watahy Cienia! - prychnęłam ale zaraz umilkłam ponieważ i ja coś usłyszałam. Ciche i dalekie ale jednak było je słychać - ewidentnie czyjeś kroki. Szybkie i drobne jakby ktoś uciekał. Tylko przed czym? To chyba najbardziej spustoszały las jaki w życiu widziałam.
- Tam - szepnęła nagle Art wskazując jeden z ośnieżonych krzaków przed nami. Dopiero teraz zauważyłam, że im dalej szłyśmy tym cieńsza warstwa śniegu pokrywa ziemię. Nagle krzak poruszył się. Ktoś albo coś najprawdopodobniej w nim siedziało...i nas podsłuchiwało.
    W tym momencie z za krzaków wychyliła się para uszu jaśniejszych niż kolor kawy.
- Co...co to ma znaczyć? - spytałam zdezorientowana.
- Czekajcie, podejdę - zaproponowała Emriv i ostrożnie zakradła się do kryjówki tego kogoś. Przez chwilę nic się nie działo, do póki Alfa nie postanowiła odsłonić krzaka.
    Najpierw ktoś wrzasnął tak, że Emriv aż odskoczyła więc wszystkie podbiegłyśmy zobaczyć co się stało. Potem z za krzaków dosłownie wypadła młoda przerażona wilczyca. Wrzasnęła jeszcze raz i zwinęła się w nieruchomą kulkę. Jej futro było w odcieniach bieli z kawowymi plamami na łapach, grzbiecie, ogonie i uszach.
Nie wiedziałam kto to jest ani co się dzieje. W sumie to żadna z nas nie wiedziała.
- Ej, spokojnie, czego się boisz? - Emriv podeszła wreszcie do kuli futra - Jak masz na imię?
- Nie powiem! Zostawcie mnie! - usłyszałam stłumiony głos.
- Nie ma się czego bać - uspokajała ją Alfa - Kim jesteś?
- Nic mi nie zrobicie? - znów usłyszałam ten sam stłumiony.
- Nie.
- Na pewno?
- Na pewno - Emriv uśmiechnęła się kiedy wilczyca wstała i przyjrzała się każdej z nas po kolei swoimi wielkimi turkusowo-zielono-żółto-pomarańczowymi oczami. Ktoś pomyślałby, że to brzydkie połączenie kolorów, ale w przypadku jej oczu wcale tak nie było. Kolory te były bowiem delikatne i przenikały się tworząc śliczną tęczówkę jakiej jeszcze nigdy nie widziałam.
- Tylko nigdzie mnie nie zabierajcie, ja mam misję do załatwienia! Jestem tylko podróżniczką, nie skończyłam jeszcze szkoły i w ogóle jestem nowa! - zapiszczała po chwili wilczyca.
Zapadła krótka chwila ciszy, którą przerwała Daiki.
- Ona jest jakaś niepozbierana - powiedziała szturchając mnie w bok łapą i powstrzymując się od śmiechu.
- O co ci chodzi? - spytałam nowo poznaną wilczycę - I kim ty w ogóle jesteś?
- Jestem z Watahy Pięciu Snów, nawet nie jestem tropicielem - wypaliła szybko i zaraz zatkała sobie pysk łapą.
- Jestem Emriv i jestem Alfą Watahy Wspomnień, a to moje przyjaciółki - odezwała się spokojnie Emriv - A ty?
- Z Watahy Wspomnień? Nie znam takiej, jesteście może...Wilkami Żywiołów? - spytała ostrożnie.
- Tak.
- Ja też! Z żywiołu światła! To znaczy, nikt o tym nie wie! Nikt! Nawet rodzice i rodzeństwo, po prostu nikt i nikomu nie mówcie!
- Dlaczego?
- Wylali by mnie! Oni nie lubią innych.
- Jak to innych? Jak masz na imię?
- Connie.
- Co to ta twoja misja?
- Dowódczyni tropicieli gdzieś się zapodziała. Nie ma jej, po prostu zniknęła jakiś tydzień temu. Wszyscy tropiciele i podróżnicy wyruszyli żeby ją ratować. Ale mi się przytrafiło coś strasznego! Najpierw usłyszałam głos mówiący "Chodź, a znajdziesz czego szukasz". Potem pojawiła się za mną wielka chmura burzowa! Tak nagle! I zaczęło się robić ciemno, a ponieważ ja się boję ciemności to zaczęłam uciekać. Chyba ją zgubiłam na skraju tego lasu, w którym jesteśmy.
- Burza... - Aust przeraziła się. Na każdym z naszych pysków pojawiło się zdziwienie pomieszane ze strachem. Pomyślałyśmy wszystkie o tym samym.
- Connie, chyba wiemy gdzie jest twoja dowódczyni - zaczęła Emriv - też tam idziemy. To grota demonicy burzy. Jest przepowiednia o tym, że sześć wilczyc żywiołów spodka się razem i zabije Nefarę - czyli tą demonicę. Ona najprawdopodobniej przetrzymuje twoją dowódczynię. Jeśli chcesz ją odnaleźć musisz pujść z nami.

Daiki, Aust albo Emriv?

wtorek, 24 lutego 2015

Od Amber cd Gone

Widziałam, że Gone po tak nagłym zrywie musi odpocząć, więc położyłam ją w mojej grocie na grubej warstwie mchu i okryłam kocem znalezionym przeze mnie przed dołączeniem do watahy. Ugotowałam jeszcze jedną porcję owsianki i zostawiłam w miseczce na kamiennej półce. 
- Zjedz jeśli będziesz głodna! - krzyknęłam do niej przez ramię i uśmiechnęłam się po czym wyszłam z groty. Skierowałam się do jaskini alfy. Specjalnie wybrałam dłuższą drogę - była piękna pogoda, letnie słońce, czemu z tego nie skorzystać? Przeszłam obok jeziora, w którym spotkałam Emriv. To wcale nie było tak dawno, a jednak tyle rzeczy zmieniło się od tego czasu. Kilka kroków dalej znalazłam moją starą grotę. Zajrzałam do niej - wszystko po staremu. Tak samo ciemna i brudna. Poszłam więc dalej. Po przejściu przez cudowną, kwiecistą łąkę znalazłam się przy grocie alfy i wślizgnęłam się do środka. Coś jednak było nie tak - grota pusta, zimna, świece niezapalone, książki zakurzone leżą na półce. To nie było w stylu Emriv. Wychodząc na zewnątrz oślepiło mnie jasne, mocne, słoneczne światło. Mrużąc oczy potknęłam się i wpadłam na Jacoba. Wilk zaśmiał się i pomógł mi wstać. 
- Widziałeś gdzieś Emriv? - zapytałam z uśmiechem.
- Kolejny wilk, który nie był na zebraniu, co? - zaśmiał się - Emriv jest na...wyjeździe służbowym. Aktualnie ja ją zastępuję i zajmuję się watahą. Coś się stało? - zapytał.
Opowiedziałam mu całą historię - o zniknięciu Gone, o wrogach na naszym terytorium, moim strachu, znalezieniu śladów. O ruinach starego zamczyska, o lochach, o uratowaniu wilczycy, Opowiadając o tym patrzyłam jak z każdym wysłuchanym zdaniem zmienia się jego mimika twarzy. 
- Więc...Pobiegłaś ją ratować SAMA? Przecież to jest niebezpieczne...Pomyślałaś o konsekwencjach?! - uniósł się i spojrzał na mnie jak na niegrzeczne szczenię, które jeszcze nie zna świata. Nienawidziłam tego spojrzenia.
- Nie miałam czasu do stracenia! Trzeba było jej pomóc, pomyśl co oni mogli jej zrobić! Nie zdążyłabym, gdybym miała szukać pomocy... - popatrzyłam mu prosto w oczy.
- Eh, nie wiem co mam o tym myśleć...Ale dobrze. Jeśli kiedykolwiek taka sytuacja by się powtórzyła musisz pamiętać, żeby nie narażać się na takie niebezpieczeństwo i weź kogoś ze sobą. Nie idź sama. - odparł.
''Całe życie radziłam sobie sama z wieloma niebezpieczeństwami i żyję...'' przemknęło mi przez myśl, ale siedziałam cicho.
- Jest coś jeszcze o czym chciałabyś mi powiedzieć? - zapytał gwałtownie.
- W lochach starego zamczyska uwięziony jest wilk, na imię ma...ach tak! Lezli. Pomógł mi w znalezieniu Gone, może tak my byśmy mogli się mu jakoś odwdzięczyć i wydostać go? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- To nie takie proste...Porozmawiam o tym z Emriv, gdy wróci. Mam nadzieję, że uda się mu pomóc. - jego odpowiedź bardzo mnie uszczęśliwiła. - Zajmę się teraz sprawą wrogów na naszym terytorium. Pozdrów ode mnie Gone! - rzucił jeszcze przez ramię i wszedł do jaskini. Zadowolona z rozmowy udałam się w drogę powrotną, która bardzo szybko mi minęła i po 10 minutach stałam już przed moją grotą. Gdy weszłam wybuchnęłam nagłym śmiechem. Zobaczyłam Gone zajadającą ''znienawidzoną'' owsiankę tak szybko, aż trzęsły się jej uszy. Mój wybuch śmiechu tak ją wystraszył, że podskoczyła w górę. Potem wszystko działo się szybko - ruszenie miski ogonem, szybki lot owsianki i w końcu lądowanie na ścianie. Teraz już grota wypełniała się gromkim śmiechem i moim i Gone. 
- Widzę, że już Ci lepiej! I owsianka zaczęła Ci smakować? Mam dla Ciebie świetne wieści! - powiedziałam do niej dławiąc się ze śmiechu.
(Gone? Wena powróciła ^^ )

Od Whisperer cd Baltazara

-Nic ci nie jest?-zapytał ostatkiem sił.
-Nie.-wyszeptałam i podeszłam do niego. Otuliłam go ciepłym powietrzem i dodałam:
-Dziękuje.
Baltazar uśmiechnął się słabo i zemdlał.Zaniosłam go do jego jaskini, jednak cały czas przy nim czuwałam. Czułam się winna jego ranom. Upolowałam sarne i poczekałam aż przebudzi sie i podałam mu najlepsze kawałki mięsa. Basior przyjrzał mi się zagadkowo i zjadł. Gdy skończył chciał wstać żeby się napić, jednak pokiwałam głową żeby leżał. Przywołałam trochę wody, a kiedy się napił resztką wody obmyłam mu rany. Powiedziałam mu kojącym głosem że już wszystko dobrze, a on zasnął. Przez resztę dnia i nocy czuwałam. W końcu nad ranem zapadłam w czujny i niespokojny sen

~Baltazar?~

środa, 18 lutego 2015

Od Mirind cd Aust

- Na pewno chcesz to wiedzieć? Zanudzę cię za śmierć! – zaśmiałam się serdecznie i popatrzyłam w niebo. Choć jasne, to jednak chmury przysłoniły słońce. Zrobiło się troszeczkę zimniej, a miałyśmy jeszcze odrobinę mokre futra. Brrrrr, wstrząsnął mną dreszcz. Nie zastanawiając się długo wstałam z ziemi, po czym z powrotem usiadłam i uniosłam lekko łapy, zamykając oczy. Czułam na sobie zdziwione spojrzenie Aust. Moja pozycja chyba faktycznie musiała wyglądać śmiesznie, ale tak jest mi łatwiej się skupić. Jeszcze nie do końca opanowałam swój żywioł (właściwie na razie można mnie nazwać zaawansowanym amatorem…), więc musiało to trochę potrwać. Wadera chyba nie wytrzymała, bo zapytała:
- Co zamierzasz zrobić? – Jej głos był poważny i zaciekawiony, nie usłyszałam w nim kpiny czy czegoś takiego.
- Eeee… zobaczysz – odpowiedziałam prędko i uśmiechnęłam się. Udało się! Moja magia zadziałała! Chmury rozsunęły się i ukazały promieniste, żółciutkie jak narcyzy słońce, które grzało mocniej niż dotychczas. Moja dowódczyni wyciągnęła się wygodniej na piasku, wzdychając błogo, a ja zadowolona z siebie usadowiłam się obok niej.
- Ej, to co z twoją historią? – zadała mi pytanie. Uśmiechnęłam się pogodnie. Chyba nie mam tak ciekawej historii jak ona, wartej opowiedzenia i w ogóle, ale nie zaszkodzi zrzucić z siebie trochę balastu.
- Niech będzie, opowiem – powiedziałam godząc się i kiwnęłam głową. – No więc, gdy byłam jeszcze baaaardzo mała moja mama, tata i jedyna siostra, cała rodzina oraz wataha zginęły w pożarze. Nie mam pojęcia czy nasz dom podpaliła wroga wataha, czy coś całkiem innego. Nie wiem też dlaczego tylko ja ocalałam. Moje wspomnienia urywają się w takim momencie i wracają jakiś dzień, lub dwa później. Po prostu nie pamiętam, a szkoda. – przerwałam na chwilę, a jedna łza spłynęła z mojego policzka. Szybko ją otarłam.
- Współczuję – odparła wadera ze smutkiem, a ja spuściłam głowę.
- Wiesz, może to i lepiej, że nie pamiętam śmierci moich bliskich. Chociaż to wydaje się straszne… Może mój mózg zakodował to sobie tak dziwnie… Czasem w snach prześladują mnie pewne sceny, ale nikt mi nie udowodni, że to prawda. W każdym razie obudziłam się w popiele, sama, samiusieńka. Nic już nie mogłam tam zrobić, tamta ziemia była splamiona krwią, więc uciekłam. Sama uczyłam się polować, walczyć, żyć… Chodząc tak parę lat zaczęła doskwierać mi samotność. Znalazłam Emriv, a raczej ona znalazła mnie i cóż, dołączyłam – zakończyłam i wrócił mi lepszy humor. Poczułam się lepiej pozbywając się tego kamienia z serca.

< Aust??? uff, napisałam XD >

Konkurs!

    
    Tak sobie pomyślałam, że dawno już nie było żadnego konkursu co nie? Może będzie ciekawiej jak zrobię chociażby mały konkursik! 
    Zasady są proste, dla tego kto umie pisać banalne wręcz! XD
Konkurs jest na najlepsze opowiadanie, czyli wysyłacie mi opowiadania przez cały czas trwania konkursu, a ja później wyłaniam zwycięzcę. Możecie wysyłać ile opowiadań chcecie byle ładne. Zwycięskie opowiadanie musi być poprawne ortograficznie, zawierać wyczerpujące opisy sytuacji, wyglądu, otoczenia, sensowne dialogi, ładnie sformułowane zdania, musi być też w miarę długie i mieć ciekawą fabułę.
    Zwycięzca otrzymuje 60 ks., a pod jego opowiadaniem znajdzie się specjalny komentarz z wyróżnieniem od Alfy :*
     Czas start od jutra czyli 19.02.15. Koniec konkursu 03.03.15, a wyniki 04.03.15.

Od Baltazara cd Whisperer

Zacisnąłem szczękę przyglądając się jej w milczeniu. Ona naprawdę rozumie te zwierzęta. Pokręciłem lekceważąco głową i spojrzałem w dół na leżącą u mych łap sarninę. Co mam jej odpowiedzieć?
- Dziękuję. – mruknąłem sceptycznie. Popatrzyłem w odciągnięte ku górze gałki zamordowanego zwierzęcia i zrobiło mi się niedobrze. Co ta samica ze mną zrobiła? Trzęsidupę i histeryka. Oderwałem płat mięsa z udźca, powoli go przeżuwając. Obrzydzenie szybko zastąpił głód, więc skwapliwie zjadłem pół sarny nieprzywykły do objadania się. Stanąłem przed Whisperer, która mierzyła mnie pytającym wzrokiem.
- Co zamierzasz dziś robić? – zapytała siląc się na obojętny ton. Na parę sekund przez moje usta przemknęło coś na kształt wyrazu radości. Wydawało mi się, że powoli tworzyła się między nami cienka nić porozumienia.
- Zaprosić cię na spacer w góry. – odparłem miękko, tym razem nie kryjąc złośliwego uśmiechu. Wilczyca uniosła uszy, po czym zaraz je opuściła, choć w jej oczach tańczył ognik ekscytacji.
- W góry? Ale… - urwała zakłopotana i zamrugała powiekami. Wzruszyłem ramionami z wyzywającą miną i ruszyłem w stronę ściany lasu. Samica dogoniła mnie po paru krokach.
- Jak ci krasnal na łapę nadepnie to nie przybiegaj do mnie z płaczem. – rzekła sucho, idąc obok mnie. Z mojego pyska nie znikał faryzejski uśmiech. Szliśmy niewiele rozmawiając. Co pewien czas jedno z nas rzucało jakąś uwagę dotyczącą pogody. Do moich nozdrzy dotarł ludzki smród. Widać było dwie plamy lasu wspinające się po zboczach, płonne królewskimi barwami. Siedemdziesiąt trzy iglaste krzewy, poskręcane, jakby wyszły spod ręki mistrza bonsai. Rozsypane wokół białoszare bryły wapiennych skał, niczym zepsute mięso. Roziskrzoną głowicę śnieżnych czap na wierchach. Ścieżka opadała stromo, gdzieś tam, poza granice wszechświata. Ale nie była tak stroma, by zawzięty czworonóg nie mógł jej pokonać. Nagle zza krzaków wyskoczył krępy krasnolud z kruczą, długą aż do piersi brodą i zrzucił mnie z nóg. Zanim wilczyca zdążyła się zorientować uderzył ją silnie, tak, że jej ciało bezwładnie osunęło się pod brzozę.
- Nieee! – zdążyłem jedynie wycharczeć w obezwładniającym gniewie, nim karzeł zacisnął mi dłonie na szyi i na chwilę odebrał oddech. Jak on mógł?! Krasnolud uderzał pięściami na odlew, byle jak. Teraz jednak, mimo krwawiącego boku, nieznośnego bólu głowy i duszności, bardziej przejmowałem się życiem zemdlałej Whisperer, niżeli własnym. Nie zastanawiałem się czy to dziwne i czy leży w mojej naturze. Rzucając się na boki i kłapiąc pyskiem starałem się desperacko odepchnąć napastnika. Człekokształtny popchnął mnie, a moje ciało bezsilnie runęło parę metrów dalej. Ślepia żądały odpoczynku, zamykając się powoli. Wtem poczułem pod przednią łapą coś zimnego i kojącego, była zamoczona w górskim strumyku. Nie mogę się poddać, ja się nigdy nie poddaję! Korzystając z nieuwagi karła podniosłem się. Powierzchnię strumienia pokryła nagle ławica srebrnych błysków, niewielkie rybki, migocząc jak monety, uciekały na brzeg i rozpaczliwie wyskakiwały nad toń, a po chwili woda zaczęła się gotować. Wysączył się parujący, gęsty opar wody i wił po zboczach niczym ogromny wąż, pełzł prosto na polanę, by połknąć ją razem z wrogiem, ścieżką i siedemdziesięcioma trzema artretycznie powykręcanymi krzewami. Pnie pobliskich drzew okryły się kosmatym grzybem szronu. Gałęzie otuliły się puchatą, białą szadzią. Gdy pewnym krokiem podchodziłem do krasnoluda i rzucałem się mu do gardła zbocze drżało. Słuchać było, jak w dół stoku sypią się kamienie, jak z trzaskiem odpadają kamienne płyty, jak z łoskotem w dolinie schodzi lawina. Czułem w ustach metaliczny smak ciepłej krwi człowieka.
Cisza. Słyszałem jedynie swój oddech i jak tuż obok, drapiąc butami kamienistą ziemię i szarpiąc suchą darń, umiera tonący we własnej krwi karzeł. Upadłem ciężko na mech, odwracając jeszcze pysk w stronę gdzie leżała samica. Whisperer patrzyła na mnie mętnym, choć przytomnym i oniemiałym z przerażenia wzrokiem. Wypuściłem powietrze z nozdrzy.
- Nic ci nie jest? – szepnąłem bezradnie.

{Whisperer? Się rozpisałam. xd}

niedziela, 15 lutego 2015

Od Whisperer cd Bltazara

-A więc chodźmy.-powiedziałam szybko i ruszyłam przodem.
Przez cały czas myśli kłębiły mi się po głowie. Postanowiłam unikać takich sytuacji i zgrywać głupią i niewinną. Może to go jakoś dowatrościowuje, kiedy samica jest bezbronna? Odżuciłam od siebie te myśli,jednak on spostrzegł cień na moim pysku i zaczął intensywnie się we mnie wpatrywać szukając odpowiedzi. Posłałam mu uśmiech z serii Nic Się Nie Stało i ruszyłam jeszcze szybciej. Gdy dotarliśmy do polany dałam mu wolną rękę, na polowanie, i położyłam się w cieniu. Musiałam przysnąć, bo kiedy obudziłam się, on odpoczywał obok mnie. Spojrzałam na jego umorusany krwią pysk i wezwałam trochę wody, żeby go przemyć. Kiedy prychał wodą zataczałam się ze śmiechu. Odwołałam zanieczyszczoną krwią wodę do ziemi i spojrzałam na upolowaną zwierzynę.
-Będziesz to jadł?-zapytałam.
-Nie już nie, możesz to zjeść.-odparł.
Zaśmiałam się któtko i powiedziałam do niego:
-Ja nie jem mięsa jeleni. Ja chcę zakopać szczątki, żeby duch tego zwierzęcia był spokojny.
-Dobra, rób co chcesz.
Zakopałam zwierzaka w głębokim dole, tak żeby nic go nie mogło zjeść, i nawodniłam suchą glebę. Z miejsca grobu zaczęła wyrastać trawa, a po chwili błękitny ognik wypłynął z ziemi. Ognik przybrał postać jelenia. Duch skiną mi głową i rozpłyną się w powietrzu. Spojrzałam z triumfem na oniemiałego basiora i powiedziałam:
-Niedługo zacznie zmierzchać, odprowadzę cię do jaskini.-powiedziałam miękko i popchnęłam go w odpowiednią stronę. Szliśmy w ciszy, a kiedy dotarliśmy do jaskini pożegnałam go i usiadłam na polance przed jaskinią. Stwierdziłam, że skoro nie chce własnej jaskini, to będę spała wrazie czego nieopodal niego. Tej nocy słyszałam jego gniewne, senne krzyki ale postanowiłam nie wtrącać się w jego życie. Nad ranem przyniosłam mu do jaskini sarne. Po paru godzinach usłyszałam chrobot pazurów i ujrzałam jego, powoli wychodzącego z jaskini.
- Ekh. Dzięki za sarne.-powiedział-To musiało cię sporo kosztować, skoro tak lubisz zwierzęta.-dodał z sarkazmem.
-Niestety, nic jej nie zrobiłam ona sama poszła ze mną kiedy ją poprosiłam. Jej koźlę zgineło i nie chciała bez niego żyć.-odparłam cicho i spojrzałam się na niego. On szybko odwzajemnił spohrzenie i powiedział...
**Baltazar? Ciesze się że wena znalezionadefault smiley :)**

Od Baltazara cd Whisperer

Popatrzyłem na samicę sceptycznie spod zmarszczonych brwi. Jestem pewny swojej wartości i wielu walorów jakie posiadam. Uniosłem łeb i rozejrzałem się, czekając aż Whisperer się wypowie. Sosny pokrywały tu większą część polany. Nieregularne kupki igliwia zdawały się być bardziej kłujące niżeli były w rzeczywistości. Zaszczyciłem wilczycę dłuższym spojrzeniem, siadając naprzeciw niej. Nie odezwała się, jakby szukając odpowiednich słów. Skończyła mi się cierpliwość i podniosłem się z powątpiewającym westchnieniem.
- Następnym razem radzę ci abyś sobie nie pozwalała mnie ‘chronić’. - rzuciłem cierpko i zwróciłem się w przeciwną stronę. Wystarczyła chwila bym pokonał odległość dzielącą jaskinię alph od wodopoju. Przystanąłem pod grotą upewniając się, czy zastanę alphę. Nie usłyszałem jednak żadnych odgłosów dochodzących ze środka. Zaraz obok znajdowała się grota beth. Bez zbędnych uprzejmości wszedłem do wewnątrz, przyzwyczajając wzrok do panującego tam półmroku.
- O, Baltazar. Wejdź, śmiało. – usłyszałem serdeczny głos zastępcy przywódcy. Nagle pomieszczenie wypełniło się światłem i ciepłem, które emanowało od zapalających się leniwie świeczek. Usiadłem sztywno jak na kołkach na poduszce z mchu. Czerwony samiec popatrzył na mnie z rozbawieniem, na co ja odpowiedziałem kwaśnym uśmiechem.
- Gdzie alpha? – spytałem matowo, choć prawdopodobnie to mnie nie interesowało. I jak zwykłem mówić do przywódców po tytułach, nie imionach.
- Emriv? Nie byłeś na zebraniu? – zdziwił się i uniósł brwi. Twardo utrzymywałem kontakt wzrokowy, co niektórych irytowało lub onieśmielało, jednak wilk nie przejawiał żadnej z tych emocji.
- Gdybym był – nie pytałbym się. – odciąłem się z przekąsem. Trzeba przyznać, że nie pałam szczególną sympatią do osobników swojej płci.
- Słuszna uwaga. Cóż, a więc Emriv wybrała się na… służbową wyprawę. Teraz ja sprawuję władzę nad watahą. – wyjaśnił mało przekonującym tonem. Jaką bajkę chciał mi wcisnąć? – A co w takim razie cię do niej sprowadza? – chciał wiedzieć. Zmrużyłem oczy, wzdychając.
- Chciałem jedynie poinformować, że wraz z Whisperer, która może to potwierdzić, natknęliśmy się na krasnoludy. – rzekłem rzeczowo, a betha przyjrzał mi się z niepokojem. – Było ich pięć, ale mimo to podejrzewam, że w górach można natknąć się na większą ilość. – dodałem uzupełniając.
- Wiedzą, że tu jesteśmy? – zapytał i podniósł się z siedzenia. Zaczął chodzić po grocie wyraźnie nad czymś dumając.
- Teraz już tak. – westchnąłem z niechęcią, przypominając sobie akcję mojej towarzyszki. Dotknąłem guza na głowie. Wilk zatrzymał się i popatrzył mi w oczy.
- Teraz już tak?! – jęknął. – Poszli sobie?
- Polecieli. – poprawiłem go, a w kącikach moich ust pojawił się cień uśmiechu. Betha spojrzał na mnie pytająco, a ja jedynie wzruszyłem ramionami i wyszedłem na zewnątrz. Poważnie muszę zastanowić się nad śniadaniem. Zostałem spostrzeżony przez skrzydlatą wilczycę, która podeszła do mnie żwawym krokiem.
- Idziesz do lasu? Na polowanie? – domyśliła się Whisperer.
- Może. – mruknąłem, idąc dalej.

{Whisperer, dokończysz? Wena odnaleziona, yay! :3}

wtorek, 10 lutego 2015

Od Whisperer cd Shay'a

Szłam właśnie do wodopoju, po ciężkiej nieprzespanej nocy na w pół przytomna. Przez kilka ostatnich nocy nawiedzał mnie w snach biały wilk, który zastępował mi droge i prosił o pomoc. Zamyślona, próbując rozwiązać zagadkę moich snów nie zauważyłam wilka na mojej drodze i wpadłam na niego. 
-Czy mogłabys uważac gdzie chodzisz?-zapytał i uśmiechnął sie lekko widząc moje zdziwienie.
-Oh przepraszam, zamyśliłam się. Z drugiej strony to troche dziwne że wilk z przepaską na oczach stoi na srodku drogi.-starałam się nadac swojemu glosowi odpychający ton, ale nie udało mi się to. Ten basior wzbudzał we mnie cos na kształt zaufania. To bylo dla mnie dość nowe i świerze uczucie, bowiem nigdy nikomu nie ufalam. Odchrząknęłam i zzapytałam:
-A więc co tu robisz?
-O to samo mógłbym zapytać ciebie.-powiedział bezbłędnie odwracając się w moja stronę. Zaczęłam się powarznie zastanowiać jak on to robi.
-Ja właśnie..szukałam..to znaczy..ekhm-zająkałam się-ja właśnie szukam jakiegoś wodopoju, najlepiej wodospadu. -odpowiedzialam.
-O ja znam jeden w poblizu, mogę cię zaprowadzić jeśli chcesz.-odparł przyjaźnie i ruszył przed siebie. Szliśmy pzred pewien czas w miczeniu, aż wreszcie nie wytrzymałam i wypaliłam:
-A tak właściwie to jak masz na imię?
Basior przystanął i oznajmił:
-Na imię mi Shay, a ty?
-Ja jestem Whisperer.- przyjrzałam mu się badawczo i ruszyłam za nim. Po mniej więcej 20 minutach dotarliśmy do wodospadu. Juz wczesniej słyszałam jego szum, jednak nie chciałam się spieszyć, ciesząc się urokiem chwili. Gdy już ugasiłam pragnienie podniosłam wzrok w poszukiwaniu wilka. Stał na stale i ''patrzył'' w niebo. Podleciałam do niego i zapytałam:
-Eee..shaj jeśli wolno mi mówić do pana po imieniu.-basior skinął głową na znak że się zgadza-a więc Shay, to moze się wydać dziwne pytanie ale musze je zadać: czy.. czy ty jesteś niewidomy?- wydusiłam wreszcie z siebie.

***Shay??***

sobota, 7 lutego 2015

Od Rei CD Emriv

    Emriv spuściła wzrok, a Art wręcz przeciwnie -  gapiła się na mnie ogromnymi oczami zupełnie zatkana.
- Tego właśnie się spodziewałam... - mruknęła wyraźnie przygnębiona.
- Ale...jak to się stało? I kiedy? - spytała wreszcie Art.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia! - przerwała  jej Alfa. - Trzeba ją zabrać do Baltazara i to jak najszybciej!
- Możemy się teleportować - podsunęłam im pomysł. - Talizman Teleportacji chyba mi nie wypadł - dodałam wskazując na moją torbę bezładnie rzuconą w krzaki, kilka metrów od drzewa pod, którym jeszcze przed chwilą leżałam.
- Nie, lepiej nie marnować talizmanu na takie drobnostki - sprzeciwiała się Em.
- Jak to drobnostki? - oburzyła się Aust - Rea jest ranna i musimy się szybko dostać do centum watahy! To jest według ciebie nic?
- Nie, to nie jest nic, ale czekają nas gorsze rzeczy...
    Takim właśnie sposobem musiałyśmy iść całą drogę do watahy na nogach. Art dała mi coś co nazwała Śniegoniezapadaczami i dzięki czemu nie tonęłam w ogromnych ilościach śniegu. Byłam słaba więc obie wilczyce podtrzymywały mnie, lecz z każdą chwilą i tak traciłam siły.
Kiedy dotarłyśmy na miejsce Baltazar wyszedł nam na przeciw zobaczywszy nas już z groty.
- Co się stało? - spytał zdziwiony.
- W nocy napadł ją wilk z Watahy Cienia - odpowiedziała poważnie Emriv zanim któraś z nas zdążyła chociażby otworzyć pysk. Aust i ja spojrzałyśmy na nią zdezorientowane nie wiedząc czemu nie chce nic powiedzieć Baltazarowi, ale nie chcąc się sprzeczać nic nie powiedziałyśmy. Baltazar najwidoczniej tego nie zauważył bo powiedział.
- Rea, chodź. Zaraz się tobą zajmę . Trzeba ci oczyścić ranę, a następnie przyłożyć okłady.
Wszystkie trzy weszłyśmy za nim do groty i jak powiedział tak zrobił. Później powiedział, że spokojnie mogę wracać do swojej groty.

    - Co teraz? - spytała Aust kiedy siedziałyśmy we trzy w mojej grocie.
- Jak to co? Trzeba za nią iść - odparłam.
- Rea...nie możesz, jesteś za słaba.
- Rachel może wszystko zepsuć! Ale to zależy tylko od nas, bo jeżeli jej nie powstrzymamy Nefara stanie się zagrożeniem dla całego świata! Nie obchodzi mnie, że jestem ranna! I tak z wami pójdę!
- Ona ma rację... - powiedziała Emriv.
- Co? - spytała zdezorientowana Art.
- Musimy ruszać. I to jak najszybciej.
- Dobra, dobra - wtrąciła się Aust - Mamy taki jakby kłopot, bo nie ma naszej szóstej wilczycy.
- Nie mamy na to czasu. W tym momencie najważniejsza jest Rachel. Musimy ją znaleźć, a dopiero później zajmiemy się wilczycą światła.

    - Pod moją nieobecność watahą zajmie się Jacob! - zakończyła Emrv stojąc na niewielkiej skałce. Wokół niej na polanie stały wszystkie wilki z watahy i słuchały z przerażeniem powodów dla, których Emriv, Aust, Daiki i ja musimy wyruszyć w podróż. Mieszkańcy Watahy Wspomnień byli przerażeni złymi wieściami, Daiki stała gdzieś z boku i patrzyła w ziemię nie odzywając się ani słowem. Była zła na Emriv, że ta nie powiedziała jej o Rachel.
Zebranie dobiegło końca, a ja usłyszałam tylko jak Emriv mówi do Jacob'a:
- Pod moją nieobecność przyjmij każdą wilczycę światła, która zechce dołączyć do watahy.
- Jasne, nie martw się, zajmę się wszystkim - odpowiedział Beta i wilczyca ruszyła w moją stronę.
- No to ruszamy? - spytałam, a ona pokiwała głową. Znalazłyśmy Daiki i Aust, a następnie wyruszyłyśmy w drogę. Za nami poszły wszystkie inne wilki. Emriv wydawała się być tym nieprzejęta, ale ja, Aust i Daiki nie rozumiałyśmy o co chodzi. W końcu Daiki spytała Emriv:
- Dlaczego oni za nami idą?
- Chcą nas pożegnać, wiedzą, że możemy zginąć w tej wyprawie.
- Zaraz, co?! Przecież mówiłaś, że idziemy tylko po Rachel, że tu wrócimy! Podobno musimy mieć jeszcze tą jedną wilczycę!
- Wiem, ale różne rzeczy mogą się zdarzyć podczas tej wyprawy. Być może będziemy musiały walczyć z Nefarą nawet w piątkę jak nie w czwórkę. Może nie znajdziemy szóstej wilczycy w porę, a wróg wykorzysta szansę...
    Przy granicy reszta wilków z watahy została, a my poszłyśmy dalej w las. Gęsty, dziki, ośnieżony las...

CDN

Od Aust c.d. Mirind

    Zmrużyłam o czy kiedy krople wody rozprysnęły się na wszystkie strony. Przez chwilę woda w jeziorze falowała, a potem wychyliła się z niej głowa wilczycy.
- Na co czekasz?! - zaśmiała się i popłynęła przed siebie.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Mirind co prawda była ode mnie młodsza ale polubiłam ją. W końcu od czasu kiedy Rea cofnęła się w wieku za pomocą eliksiru była ode mnie młodsza o 3 lata! Poza tym polubiłam tą wesołą i miłą wilczycę.
Wzięłam rozbieg i również wskoczyłam w fale błękitnego jeziora. Woda pochłonęła mnie w mgnieniu oka. Nagle znalazła się z każdej strony. Była chłodna, ale nie zwracałam na to uwagi. Wokół mnie zawirowały bąbelki powietrza gdy powoli opadałam na kamieniste dno. Dotknęłam go łapami i odepchnęłam się mocno. Zamknęłam oczy kiedy zbliżałam się do tafli wody. Najpierw mój nos, a potem oczy i wreszcie uszy poczuły ostre wczesnowiosenne powietrze. Westchnęłam nieco oślepiona promieniami słońca, które jeszcze przed chwilą tłumiła woda.
- Jak miło - westchnęłam spoglądając na Mirind.
 
    - Więc mówisz, że będziemy razem pracować, tak? - spytała wilczyca kiedy obie  siedziałyśmy już na brzegu susząc się w lekkich promieniach słońca przeciskających się przez mknące po niebie obłoki.
- Fajnie co nie? Możemy zostać koleżankami - uśmiechnęłam się.
- Ok, mi to pasuje! - zaśmiała się - No ale oprócz tego, że jesteś zwiadowcą musisz też coś robić w wolnym czasie, co nie?
- Tak, lubię wynalazki. Codziennie tworze coś nowego. Rozpracowuję techniki jakie wykorzystują ludzie i sama używam ich do moich wynalazków. Albo tworzę nowe zupełnie od podstaw!
- A masz dużo przyjaciół?
- Pewnie! Moją najlepszą przyjaciółką jest Rea. To wilczyca wody, znamy się od dzieciństwa. Wychowałyśmy się w tej samej watasze, a później wyruszyłyśmy w świat, ale niespodziewanie...coś nas rozdzieliło - posmutniałam. Mówiąc "coś" miałam na myśli oczywiście wielką burzę rozpętaną przez Nefarę, ale nie chciałam od razu niepokoić nowej - No cóż - kontynuowałam - w każdym razie ona znalazła Watahę Wspomnień, a ja ludzkie farmy. Przez pewien czas obserwowałam, ludzi, ich zwyczaje i wynalazki, a potem porwała mnie Wataha Cienia. Przetrzymywali mnie do póki Rea nie pomogła mi stamtąd uciec. No tak, miałam mówić o znajomych! Więc oprócz niej mam jeszcze Emriv i Daiki. Emriv jest moją koleżanką, a Daiki - podobnie jak Reę - uważa mnie za ciocię!
- Za ciocię? Córka Alfy? To słodkie!
Uśmiechnęłam się i kontynuowałam - Znam jeszcze Rachel, ale za nią nie przepadam i tobie też radzę na nią uważać. Jest po prostu mega wredna i tyle. No i Jacob. Jacob to Beta naszej watahy oraz mój kumpel...no dobra nie tylko, zakochałam się w nim - zaśmiałam się.
- Serio? - na pysku Mirind zagościł uśmiech - Ale super!
- Ach! Jeszcze Inkara! Była strażniczka. Jako zwiadowca pomagałam jej często w patrolach i tak się poznałyśmy. Byłyśmy znajomymi, w sumie nadal jesteśmy tylko, że ona też cofnęła się w czasie i teraz jest raczej w wieku Daiki! Resztę wilków znam praktycznie tylko z widzenia.
- Wow! To i tak dużo! Masz dużo przyjaciół.
- Od dziś o jednego więcej - uśmiechnęłam się do niej - Hej! A może teraz ty coś mi o sobie opowiesz?

Mirind?

Od Whisperer cd Baltazara

Basior mruczał pod nosem, a ja z rozbawieniem przyglądałam mu się. Postanowiłam nie przejmować się krasnoludami. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos krasnoluda.
-Czuje jakieś zwierzęta..-powiedział basem.
-Hm..ja też.-odpowiedział mu baryton.
-Tseba je posukać-odpowiedział inny krasnolud.
Jeden z nich zaciągnął się powietrzem i podszedł do naszej kryjówki. Trąciłam zamyślonego Baltazara i pokazałam mu na migi, że zblirza się niebezpieczeństwo. Basior zjerzył się i ustawił gotowy do skoku. Trąciłam go i pokręciłam głową żeby tego nie robił. Ten fuknął na mnie i usiadł wyraźnie zdenerwowany.
-W takim razie co chcesz robić hm?-zapytał sfrustrowany.
Rozbawiona mrugnęłam do niego i odszepnęłam:
-Przedstawienie.
Wilk spojrzał na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem i pokazał gestem bym robiła swoje. Zamknęłam oczy i skupiłam się na odnalezieniu wody. Gdy wyczułam strumyk, zaczerpnęłam z niego wody i zastawiłam kokony z wodą jako krasnoludzkie półapki. Pokazałam samcowi że ma siedzieć w miejscu i wyskoczyłam na polanke.
-Oooooo krasnoludki, jak miło was dzieciaczki spotkać!-zaszydziłam.
-Wiedziałem że tu jest wilk.-zagrzmiał bas. Odpowiedziały mu pomruki zgody ze strony krasnoludów.
-Czy możecie odejść z tąd? To załatwi sprawę wywalenia was z naszego terytorium.-zaproponowałam. Krasnolud splunął na ziemie i wysyczał.
-Nie tym razem kochaniutka. Chłopcy macie ochote na potrawke z wilka?-zapytał i nie czekając na odpowiedź rzucił się na mnie.-Bierzmy ja.
-Hahahahaha-zaśmiałam się z satysfakcja i pobiegłam w strone strumyka. Gdy już byłam blisko niego odwróciłam się i spojrzłam na krasnoludy. Było ich pięć, były niewiele wyższe odemnie ii miały kilofy oraz młoty. Nagle z drzew wyskoczyła biała smuga i uderzyła jednego z krasnoludów. Człowieczek zawył z bólu i uderzył Baltazara młotem. Wściekła że się wtrąca wysunęłam ku niemu kokon z wody, pilnując żeby była w środku bańka powietrza. Ten spojrzał na mnie z wściekłą wyższością i sprbował się wydostać, ja jednak przewidziałam jego zamiary i zamieniłam wode w łód a jego samego lekko zamroziłam, tak żeby nie mógł się poruszać. Zwróciłam się w stronę krasnoludów i posłałam do nich kulę wody. Wszystkich pięciu zamknęłam w niej i stworzyłam coś w rodzaju szklanej kuli z lodu wypełnionej w połowie wodą. Posłałam kłujące szpilki myślowe w stronę wyrywającego sie z kokonu baltazara tak że stracił przytomność i uwolniłam go z kokonu. Zwróciłam się w stronę krasnoludów i powiedziałam spokojnym głosem.
-Macie nigdy więcej nie wracać. Ani wy ani żaden inny krasnolud nie ma tu wstępu. Rozumiecie?-zapytałam i ochłodziłam temperaturę wody w kuli. Krasnoludy gorliwie pokiwały głowami.-A jeśli się nie posłuchacie.-zrobiłam pałzę i podgrzałam wodę do 200 stopni- to będziecie mieć do czynienia ze mną.- Uśmiechnełam się słodko i aportowałam ich do krain górskich. Nagle coś zbiło mni z nóg i przycisnęło do ziemi. Chciałam się podnieść ale zauważyłam że to tylko Baltazar więc zwyczajowo dałam spokój i udałam przestraszoną bezbronna waderke.
-Nir bawimy się tak.-warknął i zlazł ze mnie.-Kto ci w ogóle dał prawo do zamrażania mnie? Co to miało być? Panna Zrobię To Sama. Matka Teresa z Kalkuty. Obrończyni Bezbronnych i Samolubna Samosia! 
-Nie chciałam ci zrobić krzywdy tylko cię ochronić.-powiedziałam cicho i podeszlam do niego. On jednak odskoczyl jak oparzony i spojrzał na mnie z furią.
-Nie chce więcej widziec-wrzasnął i odbiegł.
Z westchnieniem poszłam za nim. Zauważyłam,że potrzebuje samotności i odpoczynku, więc zostawiłam go na noc, jednak ja czuwałam przy wejściu do jego jaskini. Rano gdy się obudził podreptałam do wodopoju i zaczekałam na niego. Gdy sie zjawił, poczekałam aż ugasi pragnienie i powiedziałam cicho:
-Przepraszam cię za wczoraj, po prostu jak mam plan to jestem w stanie zrobić wszystko żeby osiągnął jego cel. Zrozum mnie prosze. Poza tym chciałam cie tylko chronić.
-Dobra już prawie zapomniałem, ale dlaczego?-zapytał.
-Co dlaczego?
-Dlaczego chesz mnie chronić? Sam potrafię o siebie zadbać.
- Wiem, ale....-zachłysnęłam się powietrzem i spojrzałam mu w oczy. No wyduś to z siebie! Powiedz mu że go lubisz. Wypuściłam głośno powietrze z ust i spojrzałam na ziemię między swoimi łapami

***Baltazar? Wyruszam na poszukiwanie twojej weny default smiley ;)***

Nieobecni

Baltazar i Gone będą nieobecni do 12.01.15

piątek, 6 lutego 2015

Od Baltazara cd Sunshine

Na uwagę samicy odpowiedziałem jakimś niejasnym mruknięciem. Rozpościerał się przed nami gęsty, ciemny las zasnuty mgłą. To faktycznie mogły być jedynie obrzeża watahy. Zastanawiałem się czy tu w ogóle można chodzić. Uniosłem lekko pysk przyglądając się dębom na skraju, które zapraszająco rozchylały zeschłe gałęzie. Postąpiłem krok do przodu.
- Idziesz, skarbie? – zapytałem i uśmiechnąłem się chytrze. Sunshine popatrzyła na mnie z determinacją i pierwsza weszła do lasu. Pomiędzy drzewami wiodła kręta, nie szersza niż pięć stóp ścieżka. Na początku co pewien czas prześwitywała wiązka światła, później jednak zalał nas całkowity mrok. Szliśmy powoli, rozglądając się, jednak żadne z nas nie przejawiało strachu. Las zdawał się za nami podążać. Nagle coś świsnęło mi koło głowy, przecinając duszne powietrze i z brzdękiem wbiło się w pień drzewa. Nim zdążyłem się zorientować, że była to strzała, w krzakach dostrzegłem niską kobietę o zielonkawej skórze z łukiem. Gwałtownym ruchem pociągnąłem za sobą wilczycę, skacząc w pobliskie zarośla. Nie przewidziałem tego, że za krzewami jagód było strome obniżenie terenu. Sturlaliśmy się po zboczu. Na dole podniosłem się, starając się złapać równowagę. Samica obejrzała się do tyłu.
- Co to było? – spytała, z trudem łapiąc oddech.
- Uciekaj. – warknąłem, gdy driada ponownie pojawiła się za nami i mierzyła do nas z łuku. Rzuciliśmy się do ucieczki. Kobieta poruszała się bezszelestnie.
- Mogliśmy zaatakować! – parsknęła, biegnąc obok mnie.
- Zabiłaby nas na miejscu. Po za tym nawet jeśli udałby się nam ją zamordować to jej siostry by nas pomściły. – odpowiedziałem z wyrzutem.

{skarbie, dokończysz? xd}

Od Mirind

Szłam plażą. Od morza powiewał przyjemny chłodny wiaterek. Natura nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Zimą blisko morza jest cieplej, a na lądzie zimniej, a latem odwrotnie. Ciekawe kto to wymyślił! Czułam pod łapami sypki, mokry piach, na którym zostawiałam ślady. Wkrótce jednak były one „połykane”przez przypływ. Co pewien czas słone kryształki soli wpadały mi do pyska i krzywiłam się z niesmakiem.
- Dobra, koniec leniuchowania. Do roboty! – powiedziałam do siebie i pobiegłam w stronę jaskiń. Trochę ruchu dobrze mi zrobiło. Zatrzymałam się przed swoją jaskinią, którą dała mi Emriv. Bogu dzięki, że mamy taką hojną alfę. Co byśmy bez niej zrobili? Zadowolona wystawiłam język oddychając. Weszłam do środka. Przez małe okienko wpadały tam skrzące się promyczki słońca, a w reszcie jaskini było ciemno. Ale nie był to dla mnie problem. Szybko wyczarowałam kulę świetlną i zawiesiłam ją przy suficie. Grota była ciasna, ale przytulna i co najważniejsze z najważniejszych – pachniała, jak dom. Przyniosłam z lasu gałązki, mech i zeschłe, trochę wilgotne liście. Z mchu i liści ułożyłam sobie ciepłe posłanie, a z gałązek w parę chwil splotłam koszyk na potrzebne rzeczy. Teraz było wprost idealnie! Westchnęłam z zadowoleniem, ale poczułam, że burczy mi w brzuchu. „Czas na obiad!”pomyślałam i rozejrzałam się po lesie. Za drzewami pokicał zając. Jeden… Dwa… Trzy… Skok! Szybko złamałam mu kark, aby zwierzątko nie cierpiało za bardzo. Chwyciłam go w zęby i wróciłam do domu. Przedzieliłam mięso na dwa kawałki. Jeden odłożyłam do koszyka na później, a drugi zjadłam. Mięso było pyszne. Nawet zwierzyna w tych lasach miała lepszy smak, niż tam, gdzie się urodziłam. A może ja to tak po prostu zapamiętałam? Może to moje uprzedzenia? Nie zorientowałam się kiedy zasnęłam.
Nazajutrz obudziłam się wcześnie, z resztą tak jak planowałam. Cieszę się, że nie zaspałam. Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Sięgnęłam po połowę zająca, którego upolowałam wczoraj. Zjadłam ze smakiem i poklepałam się po brzuszku. Szybko wyszłam z jaskini chcąc zdążyć na trening z Aust. Na lepszego dowódcę nie mogłam trafić.

Od Mirind

Było jaskrawe południe. Szkoda, że śnieg topnieje tak szybko… Nie zdążyłam się nim nacieszyć. „Ech, trudno.”pomyślałam, uśmiechając się w myślach. Mimo wszystko cieszę się, że dołączyłam do tak wspaniałej watahy. Emriv, jej córka i inne wilki przyjęły mnie serdecznie w swoje szeregi. Padały na mnie ciepłe promienie słońca. Skupiłam się, użyłam magii i promyki odbijały się ode mnie tworząc ładne, świetlne refleksy. Westchnęłam głęboko, kładąc uszy po sobie i idąc przez las. Wiał chłodny wiaterek. Zastanawiałam się jak to możliwe, że na szczytach gór nadal jest śnieg, a gałązki wysokich drzew są oszronione. Ptaszki śpiewały wesoło, a cały krajobraz sprawiał wrażenie, jakby na siłę chciał przywitać już wiosnę. Swoją drogą też chciałam zobaczyć rozkwitające pąki, soczyście zieloną trawę na łąkach… Pomyślałam, że… BUM!!! Uderzyłam w coś miękkiego, odbiłam się i upadłam w górkę usypaną z brudnego, topniejącego śniegu na poboczu. Momentalnie podniosłam głowę i spojrzałam na to, na co wpadłam.
- O matko! Gapa ze mnie! Bardzo cię przepraszam! Boli? – wstałam i popatrzyłam z troską na czarną waderę o miłym wyglądzie, która otrzepywała się z błota i przy okazji ochlapała też mnie.
- Nie, nic mi nie jest. Ale jesteśmy brudne! – zachichotała zasłaniając łapą pyszczek. Przyjrzałam się sobie, a potem jej i parsknęłam śmiechem.
- Może pójdziemy się wykąpać? – zaproponowałam wesoło. Kiedy pokiwała twierdząco głową przypomniałam sobie o: - Ojej, ale ja nie znam terenów… - zasmuciłam się.
- To dobry powód, abym mogła cię oprowadzić! – zawołała pogodnie i uśmiechnęła się. Zaczęłyśmy iść w kierunku wyznaczonym przez waderę.
- A tak w ogóle to jestem Mirind – przedstawiłam się dumnie.
- Mirind? Jesteś zwiadowcą, prawda? Ja jestem dowódcą zwiadowców, a to oznacza, że będziemy pracować razem – powiedziała, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. – Nazywam się Aust. O, popatrz! Jesteśmy na miejscu – dodała w końcu i usiadła, czekając, aż się rozejrzę. Jeziorko było położone wśród młodych brzóz. Było tu więcej śniegu, niż się spodziewałam. Woda była czysta i niezbyt głęboka, więc wzięłam rozpęd i skoczyłam, rozbryzgując ją na boki.

<Aust, dokończysz ? ;D>

Nowa - Mirind!

Imię: Mirind
Drugie imię: Valin. Prawdę mówiąc to jej pierwotne imię. Obecne nadała sobie sama. 
Przydomek: "Błyskawica"
Wiek: 8 lat
Płeć: Wadera
Żywioł: Światło
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: Wojownik i Zwiadowca 
Charakter: Mirind jest ogrooomną marzycielką. Patrzy na świat przez różowe okulary. Wbrew wszystkiemu potrafi spokojnie wysłuchać i nawet rozsądnie doradzić. Jak każdy ma czasem gorsze dni, ale zwykły uśmiech zawsze poprawia jej humor. Czasem jest trochę nieśmiała. Valin jest opiekuńcza i kocha zajmować się szczeniaczkami. Aż dziwne, że nie została nauczycielką czy opiekunką, tylko wybrała takie dość brutalne stanowiska… Potrzebujesz pomocy? Na pewno będzie robiła wszystko, aby ci pomóc! Dla watahy jest wstanie oddać własne życie. Nikogo nie zostawia w potrzebie.
Zalety: Jak na waderę bardzo dobrze walczy i poluje. Jest gibka i wysportowana, a co za tym idzie zwinna. 
Wady: Nie lubi zimna, szybko marznie. Pływa nawet nieźle, ale na głębszych wodach nie daje sobie rady. Boi się ciemności. Jest szybka, jak błyskawica. XD
Rodzina: Jej rodzina zginęła w pożarze. Uciekła. Głodna i zmęczona chodziła po lesie i spotkała Emriv, która przyjęła ją do watahy. Teraz to jest jej nowa rodzina…
Zauroczenie: Twierdzi, że nie można naciskać na miłość. Sama przyjdzie… Trzeba tylko cierpliwie poczekać. Choć Mirind nie mówi tego otwarcie bardzo chciałaby poczuć motylki w brzuchu.
Partner: Szuka
Szczeniaki: Chciałaby…
Upomnienia: 0
Nick: zagroda12345

Od Baltazara cd Whisperer

Huk. Stanąłem w miejscu strzygąc uszami. Straciłem zainteresowanie moją magią i gęste powietrze zawirowało, po czym uciekło jak woda z lejka. Miażdżący odgłos powtórzył się. Ignorując wilczycę, która bezwładnie spadła na ziemię, wszedłem na podwyższenie.
- Co to mogło być? – spytała Whisperer stając obok mnie i krzywiąc się z niezadowolenia. – Mógłbyś być bardziej delikatny. – fuknęła, łapiąc się za obolałą głowę. Puściłem tą uwagę mimo uszu i wzruszyłem ramionami.
- Myślisz, że trzeba porozmawiać o tym z alphą? – zmarszczyłem brwi.
- To zależy. – odparła rozglądając się. – Więc? – ponaglała mnie do wyjaśnień.
- Lawina. Nic groźnego, ale nie wiem, co ją spowodowało. – wytłumaczyłem spokojnie. Samica pokiwała głową. W ciszy zeszliśmy do lasu. Nie wiem czy przez przezorność, czy wilczą czujność, ale oboje uparcie milczeliśmy. Nagle za pobliskimi drzewami coś błysnęło. Usłyszeliśmy ciężkie kroki. Dostrzegłem grupkę grubych, karłowatych postaci z brodami aż do samej ziemi i toporami w rękach. Pociągnąłem wilczycę za sobą w krzaki. Patrzyła się na mnie wielkimi oczami pełnymi grozy.
- Krasnoludy. – oznajmiłem grobowym głosem, zaciskając usta w cienką linię. Nie mam pojęcia dlaczego to powiedziałem, nasze położenie wydawało się oczywiste.
- Jak… dlaczego one tu…? 
- Nie pytaj. – mruknąłem. – Może uda się przejść koło nich niezauważonym. Po za tym zastawiając pułapki robią zwykle dużo hałasu. – zastanawiałem się na głos.

{Whisperer? Moje wena uciekła do Narnii…}

Od Gone cd Amber

Zalała mnie fala mdłości. Otworzyłam oczy, dostrzegając czuwającą przy mnie sylwetkę wilczycy. Nie potrafiłam dokładnie określić kto to, ponieważ wszystko dwoiło i troiło mi się w oczach. Wytężyłam wzrok i uniosłam łapę do bolącej głowy. Spływała po niej strużka cieplutkiej, rdzawej krwi. Widocznie zakrzepy puściły. Samica podsunęła mi pod nos parującą owsiankę. Skrzywiłam się, ale posłusznie zjadłam posiłek. Wilk przysiadł koło mnie na kupce liści i mchu.
- I jak się czujesz, Gone? – ten pełen troski głos należał do Amber. Byłam jej ogromnie wdzięczna za wszystko, co zrobiła.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? Dużo lepiej, dziękuję… - wymamrotałam słabym głosem i oparłam głowę o ścianę.
- Nie masz za co dziękować. Każdy na moim miejscu tak by postąpił. – powiedziała i uśmiechnęła się ciepło. Nagle uświadomiłam sobie coś strasznego i zerwałam się na równe łapy. Samica popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Wyszłam z jaskini, a za mną Amber.
- Gone! Czekaj! – zawołała. Mój oddech stał się nierówny.
- A co z Lezim? – zapytałam i zamrugałam oczami.
- Przepraszam, ale… z kim? – przechyliła lekko głowę.
- Z księciem. Został w lochach łowców. Trzeba go ratować! – wyjaśniłam prędko i już chciałam puścić się biegiem w stronę granicy, ale Amber złapała mnie za ramię.
- Zaczekaj, zrobisz sobie krzywdę. Czy nie rozsądniej będzie najpierw porozmawiać z alphą? – zaproponowała i uniosła brwi. Oczywiście, miała rację. Przez to wszystko ja traciłam jasność umysłu. Pokiwałam głową.

{Amber? Znowu muszę cię przeprosić za to dłuuugie nie odpisywanie ;*}

wtorek, 3 lutego 2015

Od Angeli

Więc po spotkaniu z Alfą i dostaniu się do watahy trzeba było znaleźć jaskinię. Jak jakaś okazała się być dobra była zajęta po godzinnym szukaniu jaskini trafiłam na pustą średnią jaskinie. Okazała się być doskonała! Było tam nawet trochę trawy i siana więc miałam na czym spać. Jeszcze było widno. Więc jak jaskinia już wybrana przejdę się. Po drodze spotkałam wilka. 
- Cześć - powiedziałam trochę niepewnie
- Hej - Odpowiedział.
<Ktoś?>