Nie wiem jak to powiedzieć ale poczułam się jakby przez moje ciało przetoczył się podmuch wiatru. Po prostu poczułam go wszędzie: na futrze i pysku, a na wet w uszach i w środku. Trwało to mniej więcej trzy sekundy, a po wszystkim odetchnęłam głęboko i odwróciłam się. Wilki zaczęły już odwiedzać każdą klatkę z osobna wrzucając więźniom po łyżce jakiejś obrzydliwej szarej mazi, na której sam widok chciało mi się rzygać. Uwięzione wilki zaczęły jęczeć i narzekać ale jeden ze strażników uciszył ich potężnym głosem.
- Jedzcie to szmaty! Smoki nie będą zadowolone z takich chudzielców! - po jaskini potoczył się donośny śmiech kilku wilków cienia.
Ja tym czasem zaczęłam się powoli skradać do wyjścia starając się nie patrzeć na jedzenie, które dostawały te biedne wilki. Wychodząc usłyszałam jeszcze tylko jeden krótki dialog.
- Chcecie nas spaść jak świnie i rzucić w paszcze smoków?! - usłyszałam oburzony głos Loure'go.
- Nie...was nie - wysyczał ktoś sarkastycznie udając miłego - Wy cuchniecie Wilkami Żywiołów, a więc zostawimy was przy życiu żebyście mogli patrzeć jak Wataha Wspomnień znika w płomieniach...
"No ładnie" - pomyślałam wychodząc na zewnątrz i rozglądając się - "Teraz tylko gdzie jest ta...".
Zamarłam. Mój wzrok zatrzymał się na olbrzymiej skalnej wieży bez okien, której szczyt tonął w szarych posępnych chmurach. "Aha! Świetnie!" - pomyślałam sarkastycznie ale nie mając wyboru ruszyłam w tamtą stronę.
- Brawo Rea. Wybrałaś sobie wiatr to masz! Teraz leć na górę! - mruczałam do siebie.
Im bliżej byłam areny (jak to nazwał Snow) tym mniej wilków spotykałam po drodze. Zastanawiałam się czemu tak jest. Może boją się smoków czy coś? Nie! To niemożliwe! Przecież nie mogą się bać czegoś co sami hodują! Chyba...
Droga nie była aż taka krótka jak myślałam ale kiedy dotarłam na miejsce zobaczyłam większy problem. Tak jak mówił Snow dolina wyglądała jak wielka arena otoczona górami. U wejścia stało jednak dziesięciu potężnych uzbrojonych strażników rozglądających się na wszystkie strony. Zadarłam głowę do góry żeby obliczyć jak wysoko kończy się naturalny skalny mur. Aust zapewne zajęłoby to mniej czasu niż mi.
- Hej ktoś tam jest! - warknął nagle jeden ustawiając się w gotowości do ataku. Skąd on to wiedział? A no stąd, że znowu popchnęłam jakiś okropny kamień, który potoczył mu się prosto pod łapy. Nienawidzę kamieni!
- Gdzie?! - spytał inny - Bo ja tam nic nie widzę!
- No ale było tam coś! Potoczyło ten kamień do mnie! - wskazał łapą na kamień.
- Stary! Co ty jadłeś?!* - wyśmiała go reszta. Ja tym czasem korzystając z hałasu wywołanego przez strażników wzbiłam się niepewnie w powietrze. W życiu nie latałam! Teraz gdybym była widoczna zapewne wyglądałabym jak jakaś pokraka, która próbuje pływać w powietrzu. Miotałam się rozpaczliwie próbując utrzymać równowagę. Kiedy wreszcie poczułam się w miarę stabilnie pomyślałam, że lecę przed siebie i tak tez się stało. "Banał!" - pomyślałam lecz w tej chwili znów się zachwiałam i niemal dotknęłam łapą głowy jednego ze strażników. Modliłam się żeby nie sięgnął w górę ale on tylko rozejrzał się na prawo i lewo.
Powoli przeleciałam nad wilkami i ostrożnie wylądowałam po drugiej stronie.
Wszędzie wokół mnie była mgłą tak, że wieżę zobaczyłam dopiero kiedy zbliżyłam się na odległość dziesięciu metrów. Tym co mnie najbardziej zdziwiło był brak smoków. Może gdzieś się czaiły, może spały (oby!) ale nigdzie nie mogłam ich dostrzec. Dopiero gdy ujrzałam wieżę ujrzałam tez pierwszego smoka.
Złote oczy wynurzyły się z mgły tuż obok wieży. Potem zobaczyłam szeroki nieco żabi pysk, przednie grube nogi i resztę ciał. Nie był bardzo wielki - mniej więcej wielkości trzech dużych wilków - ale stanął dokładnie pomiędzy mną, a wejściem.
- Dobry smok - mruknęłam drżącym głosem - Nie zioniemy...ogień jest fuj...
Stworzenie ryknęło jak jakiś dinozaur pokazując przy tym szeregi ostrych jak brzytwy zębów. Następnie zaczął węszyć i skradać się powoli w moją stronę. Uff! Prawie uwierzyłam, że mnie widzi! Ostrożnie nie spuszczając wzroku z lśniącego, złoto - błękitnego gadziego cielska ruszyłam łukiem w prawą stronę. Miałam nadzieję, że ominę go i wejdę do środka nie zostając zdemaskowana. Prawie mi się to udało ale smok zorientował się, że jestem po jego lewej stronie i obrócił się nagle. "No nie!"- pomyślałam i puściłam się biegiem w stronę kamiennego wejścia do wieży. Wielkie złote ślepia smoka zwróciły się w moją stronę, a on sam ruszył za mną w pogoń. "Dlaczego nie leci?" - pomyślałam i odwróciłam na chwilę głowę. Zauważyłam, że smok posiada długi masywny grzbiet przechodzący w ogon uzbrojony w ostre kolce. Ale skrzydeł nie zauważyłam. To w sumie logiczne - jak taki ciężki kolczasty smok miałby się unieść w powietrzu? Wpadłam do środka w momencie kiedy szczęki smoka już prawie mnie dosięgały. Jego szeroki łeb nie zmieścił się jednak w wejściu i bestia pod wpływem uderzenia aż się zatoczyła,a cała wieża zatrzęsła się lekko. W obawie, że się przewróci lub silny stwór zdoła ją rozwalić rozejrzałam się w poszukiwaniu jakichś schodów. Jednak Snow mówił coś o wspinaczce, nie o wchodzeniu...i miał rację. Nigdzie nie było żadnych schodów, a kiedy spojrzałam w górę zobaczyłam jedynie nieskończenie długi okrągły skalny tunel i maleńką jasną kropeczkę na jego końcu.
- Aha! Ja się dopiero co nauczyłam latać! - westchnęłam ale smok drugi raz spróbował dostać się do wnętrza więc wzbiłam się w powietrze. Podleciałam na wysokość kilku metrów i przez przypadek - jako że nie potrafiłam jeszcze doskonale latać - otarłam się o ścianę. W mgnieniu oka w skale otworzyła się klapka i z dziury wysunęła się prawdziwa szczęka, która ugryzła mnie w łapę.
- A! - syknęłam i odleciałam od ściany. Niestety oparłam się o ścianę przeciwną, z której z kolei wystrzelił płomień parząc mnie w ogon. - Aj! - wrzasnęłam ale już zrozumiałam o co chodzi. Pułapki są ukryte w ścianach wieży a więc muszę lecieć tak, żeby ich nie dotykać. To będzie trudne! Wzbiłam się w górę i przez chwilę udawało mi się lecieć spokojnie ale w pewnym momencie zostałam ukłuta przez kolce.
Przyspieszyłam.
Raz zostałam porażona prądem, raz wystrzeliły we mnie trujące opary. Leciałam coraz szybciej i szybciej, a im szybciej leciałam tym mniej pułapek napotykałam. Przyspieszyłam więc jeszcze bardziej. Kolczaste krzewy próbowały zaplątać mi łapy ale przy takim pędzie nie udało im się to. Raz musiałam też przelecieć obok ostrza ale była to już ostatnia z przeszkód. Przyspieszyłam jeszcze bardziej widząc już wyjście i...jest! Dotarłam na sam szczyt! Dosłownie wpadłam Na coś na kształt kamiennego tarasu. Spojrzałam w dziurę w podłodze przez którą się tu dostałam. Wieża wyglądała trochę jak podłużne pobojowisko. Ze ścian wystawały różnego rodzaju pułapki.
Następnie spojrzałam przed siebie i zobaczyłam na podeście leżał kryształ wielkości mojej głowy. Był w kolorze złotym ale błyszczał się i załamywał światło tak, że powstawały malutkie tęcze. Był to z pewnością najpiękniejszy kamień szlachetny jaki kiedykolwiek widziałam.
C.D.N.
*jadłeś bo wilki nie mają alkoholu XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz