niedziela, 15 marca 2015

Od Baltazara C.D. Whisperer

Szedłem po śladach skrzydlatej samicy, które musiała zostawić za sobą całkiem niedawno. Znalazłem ją nie dalej niż parę metrów od jaskini. Siedziała, zwrócona do mnie tyłem z uniesionym łbem, śledząc karminowe niebo. Nie wiem, czy słyszała moje kroki, ale odwróciła się dopiero, gdy byłem bliżej.
- Co tu robisz? – z mojego gardła wydobył się przesadzony, nieco chrapliwy głos. Wilczyca stanęła przede mną z wahaniem, jej pysk zalewały na przemian niezdecydowanie i stanowczość, jakby prowadziła wewnętrzną wojnę.
- Chciałam się przewietrzyć. – wyjaśniła łaskawie, wzruszając ramionami. Wypuściłem powietrze z nozdrzy. Chciałem coś powiedzieć, ale zamilkłem, słysząc gdzieś w lesie ciężki stukot i szelest odgarnianych naprędce gałęzi. Zanim zdążyłem odskoczyć, coś wpadło na mnie z godną uwagi szybkością. Wstałem otrzepując się z błota i groźnie łypiąc na leżącego obok obcego wilka.
- Jak śmiesz, głupcze?! – zagrzmiałem stając na nim i uniemożliwiając mu wstanie. – Nie wiesz z kim masz do czynienia! – warknąłem obnażając kły i zaciskając pazury na jego klace piersiowej. Na próżno się szarpał, wykręcał, z każdym ruchem moje łapy wpijały się coraz głębiej. Wreszcie całkowicie opadłszy z sił popatrzył na mnie rozbieganym, strwożonym wzrokiem. Sprawiał wrażenie widma, na które ktoś nałożył skórę i futro. Musiał nie jeść od kilku tygodni.
- W… w… w… y… wyb… acz, o wielki panie! – jego głos podobny był do szczekania psa. Długim jęzorem zwilżył spierzchnięte wargi. – M… m… muszę… Ja… ja… muszę… iść… iść… biec… uciekać… - ani ja, ani Whisperer nie rozumieliśmy nic z jego bełkotu.
- Dlaczego? No? – wycedziłem przez zęby, nie zwalniając ścisku. Skrzydlata podeszła do mnie i odepchnęła lekko.
- On jest wyczerpany! – zawołała do mnie, tak jak karze się niesforne dzieci. – Zostaw go. – dodała z naganą i pomogła uciekinierowi wstać. Ledwo trzymał się na chudych, jak patyki łapach, nie było mowy o jakiejkolwiek ucieczce. Sprawiał wrażenie, jakby miał gorączkę.
- O co chodzi? Dlaczego musisz uciekać? – samica zwróciła się do wilka łagodnym głosem.
- M… m… m… musicie mnie teraz… puścić… bo klątwa… demony… połkną wasz dom. – mówił, przy każdym słowie zaczerpując oddechu. Whis cofnęła się o krok i z jęknięciem dotknęła łapą swojego pyska.
- Ha! Za kogo nas uważasz, przybłędo? Nie dam się nabrać na jakieś demony! – zaśmiałem się z wyższością. W tym momencie dostrzegłem w oczach obcego iskierki gniewu. Nagle ciszę przeciął skrzekliwy wrzask, na kształt przerażającego zawodzenia wiatru. Wraz z samicą odwróciłem głowę w stronę, skąd dochodziły enigmatyczne dźwięki, a zanim zdążyliśmy zareagować wilk pobiegł w przeciwny kierunek. Dosłownie parę sekund później koło nas przeleciał tuman ciemnej, jęczącej mgły, przeobrażającej się w różne postacie i podążył za swą ofiarą. Przyglądałem się wszystkiemu z półotwartymi ustami.

{Whisperer?}

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz