Od trzech lat się ukrywam, uciekam. Bardzo dawno nie widziałem swojej rodziny. Wiem że ich już nie zobaczę. Nie mogę tam wrócić. Zrobiłem okropną, ale słuszną rzecz. Zabiłem. Zabiłem syna Alfy. Wilk miał na imię Dragon. Był jedynym potomkiem przywódcy watahy. Teraz wiem że po śmierci starego Alfy watahę przejmie ktoś, kto będzie zasługiwał na to miano. Biegnę teraz przez las. Potykam się co chwila o wystające konary drzew. Uwielbiam biegać, choć teraz jestem już zmęczony. Biegnę tak od kwadransa. Chciałbym się zatrzymać ale nie mogę. A dlaczego? Bo za mną biegnie sfora wściekłych basiorów. Nie moja wina że przekroczyłem granice i jestem na ich terenie. Nie wiem nawet co to za wilki. Nie wiem jakie są w tym lesie watahy. Oni nie chcą rozmowy. Dali mi to do zrozumienia zrzucając ze skały. Na szczęście do ziemi było wystarczająco blisko więc podniosłem się i zerwałem do biegu uciekając od kłów. Przez ostatnie lata ucieczki to moja specjalność. Zagapiłem się za siebie i straciłem równowagę potykając się na kamieniu. Poczułem ostry ból w łapie. Podniosłem się i spojrzałem za siebie. Rozpędzony wilk skoczył prosto na mnie. Zachowałem trzeźwość umysłu i przeturlałem się na bok. Poderwałem się znów na równe nogi i ruszyłem biegiem. Łapa bolała niemiłosierne, nie czułem już łap. Po kilku metrach przekroczyłem granice ich watahy. Przestali mnie gonić. Teraz tylko słyszałem obelgi na mój temat. Zwolniłem i zacząłem iść powoli. Zza skał rozpościerających się przede mną słychać było wycie. Z groty wyszedł wolnym krokiem ogromny czarny jak kruk basior. Z pyska ciekła mu ślina. Zaczął się oblizywać swoim długim językiem.
- Ja tu tylko... - zacząłem bardzo ostrożnie
- Intruzi jak zwykle proszą się o jedno - zaśmiał się głośno i ruszył w moją stronę
Znów podniosłem szaloną ucieczkę. Tym razem biegłem przed siebie. Po krótkim czasie znalazłem się nad wodospadem. Wilk nie miał litości. Ja nie miałem wyjścia. Albo bym został i stał się obiadem dla tego basiora albo pozostało skoczyć. Skoczyć do wody. Zimnej, przerażającej wody. Silne zamachnięcie łapą przeciwnika szybko mnie przekonało by skoczyć. Spadałem w dół a po chwili znalazłem się pod wodą. Kilka zamachnięć łapami pozwoliło na wynurzenie łba spod wody. Dotarłem do brzegu. Wytrzepałem się z wody i ruszyłem powolnym krokiem w stronę drzew. Położyłem się w cieniu i czekałem co przyniesie czas. Było mi już wszystko jedno. Teraz gdyby zjawiły się obce wilki nie dałbym rady się bronić. Byłem zmęczony, woda zaczęła na mnie działać. Zamknąłem oczy i próbowałem zasnąć. Usłyszałem obce szepty. To były wilki.. Pewnie po mnie przyszły - pomyślałem i mocno zacisnąłem powieki by ich nie widzieć jak mnie zabijają.
- Kim jesteś? - usłyszałem
Nie odpowiedziałem. Przybysz powtórzył pytanie. Znowu nic.
Poczułem dotyk łapy na moim grzbiecie. Zadrżałem. Przeszły mnie dreszcze. Czemu do mnie mówi skoro chce mnie zabić? - zadałem sobie to pytanie. Chwilę potem otworzyłem oczy, powoli, gotowy na wszystko. Przede mną siedziała wadera. Bardzo ładna wadera. Patrzyła się na mnie mądrymi oczami.
- Czemu cały drżysz? - zapytała cicho
- To przez wodę - powiedziałem siląc się na jak pewniejszy i rzeczowy ton
- Jak się nazywasz?
- Da..Damon - powiedziałem przez chwilę się zastanawiając co ja wyprawiam
- Co tu sam robisz? Zgubiłeś się?
- Od wielu lat się włóczę. Nigdy nie wiem gdzie jestem.
- Leżysz właśnie na terenie Watahy Wspomnień - powiedziała wadera miłym głosem
- Już sobie idę - powiedziałem próbując wstać ale łapy nie chciały mnie utrzymać, tak że z powrotem runąłem na ziemię - Daj mi tylko kilka minut - zastrzegłem - A już więcej mnie nie zobaczysz
- Wcale mi nie przeszkadzasz, możesz zostać
- Zostać? - zdziwiłem się
Od trzech lat przeganiano mnie od granicy, do granicy, a teraz pozwalają mi zostać tutaj? - zdziwiłem się. Spojrzałem się jeszcze raz na piękną waderę.
- Jesteś tu sama? - zapytałem przypominając sobie szepty wilków
- Jest jeszcze ze mną przyjaciel - powiedziała zerkając w krzaki
- Kto tutaj jest alfą? - zapytałem zdając sobie dopiero sprawę z tego że mógłbym zacząć życie na nowo
(Emriv?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz