- Nigdzie się nie schowasz! - usłyszałem z niebezpiecznego bliska.
Byłem przerażony. Ukrywałem się w stogu siana przed szóstką dorosłych basiorów. Gonili mnie z błahego powodu: powiedziałem "Cześć" do ich młodszej siostry. Wzięli mnie chyba za jakiegoś podrywacza, bo gonią mnie od pół godziny. Serce łomotało mi jak oszalałe. Jeszcze chwila i oni chyba również je usłyszą...
- TU JESTEŚ! - warknął jeden z nich i coś wyciągnęło mnie z siana za ogon.
Spanikowałem i ugryzłem basiora w łapę. Puścił mnie z sapnięciem bólu. Popędziłem przed siebie. Dwóch innych wyprzedziło mnie i zablokowało drogę ucieczki. Chwalić mój niski wzrost! Prześlizgnąłem się pod brzuchem jednego z nich nie zwalniając biegu. Dystans między mną a bandą napastników rósł. W końcu zniknęli za leśnym zakrętem. Zacząłem szukać bezpiecznej kryjówki. Nagle zobaczyłem jeziorko. Nad jego brzegiem stała z wyglądu przyjazna wadera. Podbiegłem do niej i na jednym oddechu powiedziałem:
- Musisz mi pomóc! Goni mnie szóstka basiorów z zamiarem przemielenia mnie na paszę dla sępów. Jeśli będą cię pytali czy tu przechodziłem zełgaj, dobrze? Dzięki!
Nie czekając na odpowiedź zdziwionej wilczycy wziąłem oddech i wskoczyłem do wody. Gdy podpłynąłem do tataraków (trzciny) Wysunąłem nad powierzchnię uszy i nos. Usłyszałem jak leśnym traktem przebiega szóstka basiorów. Stanęli przy wilczycy i jeden z nich (o wiele uprzejmiejszym tonem) zapytał:
- Młoda damo, widziałaś tu może żółtego wilka z długim ogonem o czarnej końcówce?
- Owszem... - odpowiedziała wadera. Serce zabiło mi szybciej, ale wtedy ona dokończyła: - Przebiegł tylko obok mnie i tyle go widziałam.
- Dziękuję za pomoc. - odparł basior i razem z braćmi pobiegł dalej.
Wilczyca uśmiechnęła się promiennie. Gdy zniknęli za rogiem powiedziała w moją stronę szeptem:
- Możesz już wyjść.
Wyczołgałem się z wody. Wzdrygnąłem się (nie cierpię pływać) i otrzepałem.
- Dzięki za pomoc. - powiedziałem do wadery.
- Nie ma za co. - odparła. - Czemu cię gonili?
- Chciałem się spytać jakąś młodą wilczycę o drogę. Najpewniej była to ich siostra a oni wzięli mnie za jakiegoś podrywacza. Gdyby nie ty zrobiliby ze mnie dywanik do salonu.
Wilczyca zachichotała.
- Jak masz na imię? - spytałem.
- Sunshine, a ty?
- Bumblebee.
- Jak te pszczoły?* - dodała z uśmiechem.
- Taa...- odparłem odwzajemniając uśmiech.
<Sunshine?>
*"bumblebee" to po angielsku "trzmiel"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz