sobota, 1 sierpnia 2015

Od Koriakina

Tadashi ponownie zachrapał przeciągle. Wydał przy tym nosem mokry odgłos świadczący o stanie jego dróg oddechowych. Zmarszczyłem nos w obrzydzeniu. Będę musiał zrobić mu jakiś napar przeciw katarowi, bo to się staje nie do zniesienia. Spojrzałem na wschód. Zaczynało świtać. Pomarańczowa łuna powoli rozjaśniała niebo, ale słońca jeszcze nie było widać. Ponownie spojrzałem na brata i westchnąłem. Czy on zawsze musi spać tak długo?
Nie czekając przysadziłem mu potężnego kuksańca w brzuch.
Jasny basior zwinął się w kłębek wydmuchując całe powietrze z przepony. Jęknął cicho i przetarł oczy łapą.
- Zaspałeś dokładnie piętnaście minut i trzydzieści pięć sekund - poinformowałem go.
Tadashi spojrzał zaspanym wzrokiem na horyzont, dalej nie wstając.
- Pogięło cię, Kory? Mieliśmy wstać o wschodzie słońca! - rzucił z wyrzutem.
- Tamta pomarańczowa łuna informuje nas, że do świtania zostało jakieś osiem minut - odparłem dobitnie. - Musimy się zbierać.
- A śniadanie? - Tadashi stęknął rozprostowując zesztywniałe, długie łapy.
- Zjedzone.
- Co?! Beze mnie?
- Gdybyś wstał dokładnie szesnaście minut i siedemnaście sekund temu na pewno być zdążył.
Basior zmarszczył brwi, ale szybko porzucił zamiar kłótni. Dobrze wiedział, że i tak nie miałby prawa głosu. To ja się nim zajmowałem całe osiem lat. Gdyby było na odwrót, zdecydowanie nie próbowałbym podważać słów starszego brata. A to JA mam przewagę wieku.
Tadashi w końcu podniósł się i otrzepał z kurzu. Wytknąłem sobie w myślach własny błąd: gdy leżał mogłem przynajmniej patrzeć na niego z góry, teraz gdy stał przerastał mnie o długość uszu. Po raz kolejny wydało mi się, że los potraktował mnie niesprawiedliwie. Wszyscy w mojej rodzinie byli tacy jak Tadashi - wysocy, mieli jasne futra bez żadnych łat czy znamion i błękitne oczy. I oczywiście wszyscy byli wilkami światła. A ja? Niski, szarak, bardziej lis niż wilk i na dodatek moim żywiołem jest ciemność. Jedyną cechą wspólną do reszty rodziny są właśnie błękitne oczy.
Gdy ruszyliśmy ponownie doszedłem jednak do tego samego wniosku co zwykle. Lubię być sobą. Mały rozmiar ma swoje plusy, a przecież nie byłem na pewno najmniejszym wilkiem w okolicy. Swojego żywiołu również na nic bym nie zamienił. Jak wtedy przesiadywałbym w mrokach nocy? Przecież gdyby nie lęk Tadashiego przed mrokiem podróżowalibyśmy także przez część nocy. Pokonywalibyśmy dłuższe dystanse co najmniej dwa razy szybciej.
Tego właśnie nigdy nie rozumiałem: jak można obawiać się ciemności? Pod osłoną nocy nikt cię nie widzi, nikt i nic nie może cię więc zaskoczyć. Może to właśnie kwestia tego, że w nocy ja widzę wszystko, a potencjalny wróg nic? Cóż, chyba nie mi o tym sądzić. Niemniej jednak dalej pozostaję w przekonaniu, że noc to najlepsza pora doby.

Podróż przez dzień mijała zaskakująco znośnie. Tadashi od czasu do czasu narzekał, że mu burczy w brzuchu, ale poza tym mało się odzywał (chwała bogom!).
Nagle basior trącił mnie w bark.
- Patrz! Ktoś jest przed nami na szlaku - powiedział podekscytowany.
Zmrużyłem oczy (było tu dla mnie zdecydowanie zbyt jasno). Rzeczywiście. Leśną ścieżkę przeciął inny wilk. Wadera, konkretnie. Zauważyła nas i zatrzymała się. Czekała aż sami podejdziemy. ,,Słusznie" pomyślałem. Gdy podeszliśmy bliżej mogłem dokładniej przyjrzeć się nieznajomej. Była całkiem... ładna? Tak się to mówi?
Nagle uświadomiłem sobie, że Tadashi zbiera się do przedstawienia nas obu. Dyskretnie nadepnąłem mu na łapę i rzuciłem spojrzenie mówiące ,,Ja się tym zajmę, ty siedź cicho". Basior był zaskoczony. Rzadko odzywałem się w naszym imieniu, zwłaszcza do wader. Mój młodszy brat zdecydowanie lepiej się z nimi dogadywał, mnie przeważnie nawet nie zaszczycały wzrokiem. Tym razem jednak poczułem dziwną chęć przypodobania się komuś. No dobra, może nie komuś. Chciałem, by właśnie ta wadera zwróciła na mnie uwagę, a nie na Tadashiego.
- Witaj, miła pani, i wybacz, że zakłócamy ci spacer - zacząłem z lekkim ukłonem przy powitaniu.
- Nic się nie stało - odparła wadera uśmiechając się lekko. - Kim jesteście?
- Wybacz ponownie. Na imię mi Koriakin Avallach, a to mój młodszy brat, Tadashi Ayoko...
- Wystarczy Dashi - przerwał mi brat wyraźnie niezadowolony z faktu, że użyłem jego drugiego imienia.
- Przybywamy z dość daleka - kontynuowałem nie zrażony. - Dawno nie mieliśmy okazji gościć w jakiejś watasze. Chciałbym tylko zapytać, czy jest tu może jakaś w pobliżu? Może udałoby się nam s końcu zagrzać gdzieś miejsce.

<Emriv? Wystarczająco grzecznie? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz