- Ja... Och, przepraszam - zarumieniłem się. - Nie wiedziałem... Nie chciałem przeszkadzać...
- Zamiast przepraszać radziłabym ci ruszać za królikiem, bo zaraz ucieknie i tyle będzie z mojego obiadu.
Posłysznie skoczyłem w krzaki rozglądając się za błyskiem szarej zajęczej sierści wśród liści. Szedłem najciszej jek tylko umiałem węsząc w powietrzu, aż w końcu mój nos wyczuł zapach ofiary. Rudzyłem prowadzony wonią mięsa. W końcu zobaczyłem małego, jasnoszarego zajączka chrupiącego liście. Zrobiłem krok w jego stronę. Postawił uszy, ale nic nie wskazywało na to, że kest świadomy mojej obecności. Naprężyłem mięśnie i skoczyłem. Zając rzucił się do ucieczki, ale byłem szybszy. Złapałem ofiarę za tylną łapę i podrzuciłem. Następnie schwytałem i zacisnąłem zęby w żelaznym uścisku. Przegryzłem tętnicę kończąc cierpienia zająca. Biegiem wróciłem na polanę, gdzie zostawiłem Daiki i położyłem zakrwawioną zdobycz przed waderą.
- No? - uśmiechnąłem się, a z buzi pociekła mi stróżka krwi. - Czy teraz mogę dołączyć do watahy?
(Daiki? c.d.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz