Imię: Red
Drugie imię: Esme, znienawidzone imię, którego w jej obecnosci nie radzę używać.
Przydomek: 'Pożar"
Wiek: 12,5 roku
Płeć: Wadera
Stopień umiejętności magicznych: 10
Stanowisko: Obrońca, Morderczyni
Charakter: Red to wadera nader uszczypliwa i pewna siebie. Ceni sobie lojalność i rzeczy kruche, czyli zaufanie i przyjaźń. To ostatnie jest nagrodą niewielu, którzy okazali się tego warci. Od małego wpajano jej, że jest żołnierzem i żyje tylko po to, by walczyć i umrzeć heroicznie w walce, co poskutkowało nietypową dla zwykłego wilka odwagą, heroizmem, który przejawia się w najmniej przewidywalnych momentach oraz honorem, przed którego splamieniem jak dotąd się uchroniła. Wstydzi się swoich wad i stara się je zamaskować, byle by tylko nikt ich nie zobaczył, nikt nie zkrytykował. Krytyki i pochopnego oceniania, a także fochów strzelanych z byle powodów, nienawidzi i nie chowa urazy do tych osób, które regularnie tak wobec niej lub jej bliskich i przyjaciół postępował. Ona sama nie przepada za opieką i pomocą jej oferowanej, uważa, że umie o siebie zadbać, choć nie zawsze jest tak, jak myśli.
Zalety: Red jest silniejsza niż większość jej gatunku, cechuje ją także zwinność. Wadera jest bardzo dobra w walce wręcz, ale włada też różnymi rodzajami broni od miecza, po sztylet.
Wady: Wilczyca zupełnie nie potrafi pływać i brzydzi się wodą, nie umie też zbytnio szybko biegać.
Rodzina : Red pochodzi z ogromnej rodziny, składającej się głównie z brzuchatych, wiecznie rozbawionych wujków i nieznośnych, młodszych kuzynów . Matką naszej wilczycy była nerwowa, ale uprzejma wadera o imieniu Sale, długiej, jasnej sierści i szkarłatnych oczach. Jej małżonkiem był odważny i porywczy basior Vincent z ognistą sierścią imorskimi oczami( Red odziedziczyła po nim wiele cech wyglądu i charakteru). Ta para doczekała się trzech szczeniąt : Cecilii, Red i Nicholasa. Wesołe trio wychowywało się u boku dziadka Kenny'ego i babci Meli, którzy mogli cieszyć się dwójką dzieci i piątką wnucząt. Pierwszą ich córką była matka Red, a drugą Nida, małżonka Huga i matka znienawidzonych kuzynów Esme - Vaara i Wendy. Ze strony ojca wadera miała tylko babcię Emitę, ponieważ dziadek Felix zmarł w niewyjaśnionych okoliczniościach. Babcia Emita miała dwóch synów i jedną córkę - Vincenta, Xandera i Anne. Xander doczekał się córki Eleny wraz z żoną Derą.
Zauroczenie: Jej uwagę przykuł Prisoner, ale nie wie czy coś z tego wyjdzie.
Partner: Nie jest jeszcze pewna, czy jest na to gotowa.
Szczeniaki: Te małe knypki wiecznie uganiające ci się przed nogami i kitłaszące się na piachu podgryzając sobie nawzajem uszka? Nie, jeszcze nie.
Upomnienia: 0
Nick: Vynn
poniedziałek, 31 sierpnia 2015
Od Resy C.D. Antarina
Przez chwilę milczeliśmy, ale w końcu, po raz drugi w dzisiejszym dniu, postanowiłam na wyznanie mojej historii:
-Od dziecka byłam sierotą. W moim życiu nigdy nie zaznałam tego tzw. "rodzinnego ciepła". Nikt nigdy nie trzymał mnie na kolanach, nie opowiadał bajek ani się mną nie opiekował. Moich rodziców zamordowali ludzie, na świecie pozostała mi już tylko siostra. Nie chciała mnie jednak. Po co jej w końcu własna siostra? -mruknęłam sarkastycznie. -Wygrawerowała moje imię na mosiężnym sercu, które przewiesiła przez sznurek i zawiesiła na mojej szyi. Podrzuciła mnie pod dom pewnych, dość zbzikowanych, starych wilków. Nie posiadali oni żadnych magicznych zdolności - wręcz przeciwnie, nawet jak na zwykłe wilki byli bardzo "przyziemni". Nienawidzili mnie od pierwszych chwil, odkąd przeczytali z listu zostawionego przez moją siostrę, że jestem wilkiem Ognia. Właściwie nawet nie wiem, dlaczego mnie zatrzymali - na pewno nie z litości, bo chyba nawet nie znali znaczenia tego słowa.
Zaśmiałam się cicho. Wzięłam głęboki oddech, po czym kontynuowałam:
-Chyba moja siostra musiała coś bardzo dziwnego napisać w tym liście. Poznałam tylko część jego treści. Serce, które miałam przewieszone na szyi, trzymam do tej pory -tu wskazałam na mosiężny wisiorek. Antarin w końcu nie wytrzymał i przerwał:
-Dlaczego pierwsze dwie litery są zamazane?
-Och, to moja sprawka -powiedziałam, rumieniąc się lekko. -Gdy byłam mała, zaczęłam nienawidzić swoją siostrę. Trochę trudno mi się dziwić: zostawiła mnie z niczym, nawet nie znam jej imienia. Nazwała mnie "Teresa", a ja nie chciałam nosić imienia wybranego dla mnie przez nią. I tak zostałam "Resą". Właściwie nawet teraz nie wiem, czy chciałabym ją odnaleźć tylko po to, aby ją zwymyślać, czy też jako ostatniego członka mojej rodziny. Nie wiem jednak, czy żyję, więc zostałam właściwie w kropce. Jak mam się dowiedzieć jakiś informacji o kimś, o kim nie mam żadnych informacji? -Głęboko westchnęłam. -Choć się do tego nie przyznaję, czasem brakuje mi rodziny. Chciałabym wiedzieć, jak to jest, gdy ktoś mnie kocha. Jedyną osobą, która darzy mnie większymi uczuciami, jest mój adoptowany syn, Nico.
Zamilkłam. Nie wiedziałam, czy dam radę powiedzieć coś więcej. W końcu zrezygnowałam z dalszej szczerości.
Antarin? Ja również przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale będąc na obozie we Włoszech trudno jest odpisywać na opowiadania (;
-Od dziecka byłam sierotą. W moim życiu nigdy nie zaznałam tego tzw. "rodzinnego ciepła". Nikt nigdy nie trzymał mnie na kolanach, nie opowiadał bajek ani się mną nie opiekował. Moich rodziców zamordowali ludzie, na świecie pozostała mi już tylko siostra. Nie chciała mnie jednak. Po co jej w końcu własna siostra? -mruknęłam sarkastycznie. -Wygrawerowała moje imię na mosiężnym sercu, które przewiesiła przez sznurek i zawiesiła na mojej szyi. Podrzuciła mnie pod dom pewnych, dość zbzikowanych, starych wilków. Nie posiadali oni żadnych magicznych zdolności - wręcz przeciwnie, nawet jak na zwykłe wilki byli bardzo "przyziemni". Nienawidzili mnie od pierwszych chwil, odkąd przeczytali z listu zostawionego przez moją siostrę, że jestem wilkiem Ognia. Właściwie nawet nie wiem, dlaczego mnie zatrzymali - na pewno nie z litości, bo chyba nawet nie znali znaczenia tego słowa.
Zaśmiałam się cicho. Wzięłam głęboki oddech, po czym kontynuowałam:
-Chyba moja siostra musiała coś bardzo dziwnego napisać w tym liście. Poznałam tylko część jego treści. Serce, które miałam przewieszone na szyi, trzymam do tej pory -tu wskazałam na mosiężny wisiorek. Antarin w końcu nie wytrzymał i przerwał:
-Dlaczego pierwsze dwie litery są zamazane?
-Och, to moja sprawka -powiedziałam, rumieniąc się lekko. -Gdy byłam mała, zaczęłam nienawidzić swoją siostrę. Trochę trudno mi się dziwić: zostawiła mnie z niczym, nawet nie znam jej imienia. Nazwała mnie "Teresa", a ja nie chciałam nosić imienia wybranego dla mnie przez nią. I tak zostałam "Resą". Właściwie nawet teraz nie wiem, czy chciałabym ją odnaleźć tylko po to, aby ją zwymyślać, czy też jako ostatniego członka mojej rodziny. Nie wiem jednak, czy żyję, więc zostałam właściwie w kropce. Jak mam się dowiedzieć jakiś informacji o kimś, o kim nie mam żadnych informacji? -Głęboko westchnęłam. -Choć się do tego nie przyznaję, czasem brakuje mi rodziny. Chciałabym wiedzieć, jak to jest, gdy ktoś mnie kocha. Jedyną osobą, która darzy mnie większymi uczuciami, jest mój adoptowany syn, Nico.
Zamilkłam. Nie wiedziałam, czy dam radę powiedzieć coś więcej. W końcu zrezygnowałam z dalszej szczerości.
Antarin? Ja również przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale będąc na obozie we Włoszech trudno jest odpisywać na opowiadania (;
Od James'a C.D. Amber
Słuchałem poleceń Amber, ale moje myśli wciąż błądziły gdzie indziej. Byłem przez to bardzo nieuważny, i wielokrotnie popełniałem błędy. Nie mogłem się jednak pozbyć dręczących mnie pytań. Przecież to ja sam wpadłem na pomysł, aby dołączyć do watahy, aby przestać musieć wciąż tylko zajmować się Lily. Aby mieć trochę czasu dla siebie. Dawniej nie mogłem oderwać od niej wzroku - często miewała napady gorączki, podczas których podobno miewała wizje. Nigdy jednak nie wierzyłem, że to prawda. Przez to często nie przesypiałem nocy. Znalazłem więc tą watahę, gdzie inne wilki mogły zajmować się moją siostrą, podczas gdy ja robiłem coś zupełnie innego. Niby wszystko było dobrze, ale zaczynało już mi jej brakować. Poza tym, Ben zdawał się ją troszkę zmienić - przestała być już taka nieporadna jak dawniej. Chociaż to trochę dziwne, lubiłem to w niej. Może ja po prostu nie spodziewałem się, że znajdzie ukochanego szybciej ode mnie? Patrząc jednak na Amber, wahałem się, czy czasem ją nie prześcignąłem. Otrząsnąłem się jednak z tych myśli - nie, nie mogło o to chodzić...
-James, skup się wreszcie! -zdenerwowała się w końcu wadera, gdy podałem jej patyk zamiast łyżeczki stołowej.
-Och, wybacz -powiedziałem szybko. -Myślę o Lily i... -przerwałem. Nie chciałem znów drążyć tematu, więc szybko obrałem inną strategię. -... i myślę, że jesteście teraz w dosyć podobnej sytuacji: obie nie możecie się ruszać, choć Lily mimo zakazów i tak to robi...- uciąłem. Przez następne kilka minut nie odzywaliśmy się.
* * *
Aż do wieczora siedzieliśmy razem, rozmawiając i śmiejąc się. Zapomniałem o utrapieniach- dopiero o ok. dwunastej w nocy zdałem sobie sprawę, że Lily wciąż nie wróciła.
-Gdzie ona jest? -krzyknąłem. -Już dawno powinna tu być.
Nagle przez głowę przebiegła mi szalona myśl.
-A co, jeśli Ben i ona... No wiesz... Razem... -to słowo nie mogło przejść mi przez gardło.
-Och, no już nie przesadzaj! -warknęła Amber. -Nawet nie są parą!
-Tak, ale już dwa razy znalazłem ich samych w miejscach, których byłyby świetne na robienie "tego" -wypaliłem, choć sam dobrze wiedziałem, że tylko chronili się tam przed wilkami z Watahy Cienia.
Amber wciąż w to nie wierzyła, ja w głębi duszy też nie.
-Skoro uważasz, że tego nie robią, to gdzie ona według Ciebie jest? -spytałem w końcu.
Amber? Jeśli chcesz wiedzieć, gdzie jest Lily, przeczytaj sobie te opowiadania:
1. http://watahawspomnien.blogspot.com/2015/07/od-lily-cd-bena_19.html
2. http://watahawspomnien.blogspot.com/2015/07/od-bena-cd-lily_30.html
3. http://watahawspomnien.blogspot.com/2015/07/od-lily-cd-bena_30.html
Ale najlepiej trzymaj ich w ciągłej niepewności XD
-James, skup się wreszcie! -zdenerwowała się w końcu wadera, gdy podałem jej patyk zamiast łyżeczki stołowej.
-Och, wybacz -powiedziałem szybko. -Myślę o Lily i... -przerwałem. Nie chciałem znów drążyć tematu, więc szybko obrałem inną strategię. -... i myślę, że jesteście teraz w dosyć podobnej sytuacji: obie nie możecie się ruszać, choć Lily mimo zakazów i tak to robi...- uciąłem. Przez następne kilka minut nie odzywaliśmy się.
* * *
Aż do wieczora siedzieliśmy razem, rozmawiając i śmiejąc się. Zapomniałem o utrapieniach- dopiero o ok. dwunastej w nocy zdałem sobie sprawę, że Lily wciąż nie wróciła.
-Gdzie ona jest? -krzyknąłem. -Już dawno powinna tu być.
Nagle przez głowę przebiegła mi szalona myśl.
-A co, jeśli Ben i ona... No wiesz... Razem... -to słowo nie mogło przejść mi przez gardło.
-Och, no już nie przesadzaj! -warknęła Amber. -Nawet nie są parą!
-Tak, ale już dwa razy znalazłem ich samych w miejscach, których byłyby świetne na robienie "tego" -wypaliłem, choć sam dobrze wiedziałem, że tylko chronili się tam przed wilkami z Watahy Cienia.
Amber wciąż w to nie wierzyła, ja w głębi duszy też nie.
-Skoro uważasz, że tego nie robią, to gdzie ona według Ciebie jest? -spytałem w końcu.
Amber? Jeśli chcesz wiedzieć, gdzie jest Lily, przeczytaj sobie te opowiadania:
1. http://watahawspomnien.blogspot.com/2015/07/od-lily-cd-bena_19.html
2. http://watahawspomnien.blogspot.com/2015/07/od-bena-cd-lily_30.html
3. http://watahawspomnien.blogspot.com/2015/07/od-lily-cd-bena_30.html
Ale najlepiej trzymaj ich w ciągłej niepewności XD
Od Nica C.D. Hope
Patrzyłem na Hope, mając wrażenie, że sam się zaraz rozpłaczę. Szczeniaki śmiały się bez opamiętania, nawet większość dorosłych im wtórowała. Tylko kilku dorosłych wyglądało na przerażonych zaistniałą sytuacją - to świętu miało być czasem do wspólnej zabawy i radości, a nie czegoś takiego. Daiki stojąca w pobliżu gorączkowo próbowała coś wymyślić, aby naprawić tą sytuację.
Jeszcze dwie godziny temu stałem sam na placu, patrząc na radość innych wilków. Nawet Podniebni Rycerze (moi przyjaciele, z którymi wypełniałem misję) znaleźli sobie inne zajęcia, niż spędzenie czasu ze mną. Stałem tak, przypominając sobie Resę. Daiki podeszła wtedy do mnie i spytała się, jak się bawię i czy mi się podoba. Odwróciłem się, starając ukryć łzy. Brak matki dotarł do mnie ze zdwojoną siłą. Czułem się jak kilka lat temu - gdy rodzice zginęli, a ja zostałem sam na świecie. Daiki przejęła się mną jednak, i, wiedząc, skąd te łzy, zaproponowała, abym to święto spędził z nią. Obiecała zastąpić mi matkę. Przytuliłem się do niej i zaraz zapomniałem o swoim smutku. Przez te dwie godziny bawiliśmy się kapitalnie.
A teraz znów poczułem ten smutek, patrząc na zawstydzoną Hope. Nie, nie mogłem tego tak zostawić. Nagle, nie wiadomo skąd, poczułem w sobie jakąś dziwną energię. Czując jej nagły przypływ, wiedziałem już, jak ją spożytkuję. Wysiliłem się, aby podnieść cień Hope. O dziwo, nie było to wcale takie trudne. Zamiast jednak podnieść się jak kartka papieru, wstał. Dosłownie wstał, jak normalny wilk, i ukłonił się publiczności. Wszyscy wyglądali na zszokowanych. Przestali się natychmiast śmiać, a Hope uniosła swoją piękną twarz, aby zobaczyć, co się stało. Spostrzegła mnie w tłumie, a ja do niej mrugnąłem. Otarła szybko łzy, a tłum zaczął jej głośno klaskać i wiwatować. Kirkhe wyglądała, jakby dostała czymś w twarz, a ja patrzyłem na to z nieukrywaną satysfakcją.
Hope? (: Dawno nie pisaliśmy.
Jeszcze dwie godziny temu stałem sam na placu, patrząc na radość innych wilków. Nawet Podniebni Rycerze (moi przyjaciele, z którymi wypełniałem misję) znaleźli sobie inne zajęcia, niż spędzenie czasu ze mną. Stałem tak, przypominając sobie Resę. Daiki podeszła wtedy do mnie i spytała się, jak się bawię i czy mi się podoba. Odwróciłem się, starając ukryć łzy. Brak matki dotarł do mnie ze zdwojoną siłą. Czułem się jak kilka lat temu - gdy rodzice zginęli, a ja zostałem sam na świecie. Daiki przejęła się mną jednak, i, wiedząc, skąd te łzy, zaproponowała, abym to święto spędził z nią. Obiecała zastąpić mi matkę. Przytuliłem się do niej i zaraz zapomniałem o swoim smutku. Przez te dwie godziny bawiliśmy się kapitalnie.
A teraz znów poczułem ten smutek, patrząc na zawstydzoną Hope. Nie, nie mogłem tego tak zostawić. Nagle, nie wiadomo skąd, poczułem w sobie jakąś dziwną energię. Czując jej nagły przypływ, wiedziałem już, jak ją spożytkuję. Wysiliłem się, aby podnieść cień Hope. O dziwo, nie było to wcale takie trudne. Zamiast jednak podnieść się jak kartka papieru, wstał. Dosłownie wstał, jak normalny wilk, i ukłonił się publiczności. Wszyscy wyglądali na zszokowanych. Przestali się natychmiast śmiać, a Hope uniosła swoją piękną twarz, aby zobaczyć, co się stało. Spostrzegła mnie w tłumie, a ja do niej mrugnąłem. Otarła szybko łzy, a tłum zaczął jej głośno klaskać i wiwatować. Kirkhe wyglądała, jakby dostała czymś w twarz, a ja patrzyłem na to z nieukrywaną satysfakcją.
Hope? (: Dawno nie pisaliśmy.
wtorek, 18 sierpnia 2015
Od Misille C.D. Nico (Misja)
Patrzyłem znudzony na reakcję Aris'a. Przez chwilę oglądał maskotkę i chwilę później powiedział:
-Nie wierzę własnym oczom! To miś polarny z limitowanej edycji! Już go nawet nie sprzedają! Dziękuję Nico! Dziękuję! -musiałem zatkać uszy, bo Aris tak głośno mu dziękował, że wybiłby mi bębenki. Później mówił już spokojniej. -A teraz ja mam coś dla Ciebie -powiedział i wyciągnął dwadzieścia małych, metalowych patyczków. -To samo składający się robot. Steruje się nim mówiąc, albo myśląc
Nico już otwierał pyszczek, żeby podziękować, ale mu przerwałem.
-No dobra, dobra. Fajnie kupiliście sobie pamiątki, rozumiemy, ale możemy iść dalej?
-Tak, jasne tylko jeszcze rozdam wszystkim te przedmioty -znowu powiedział Aris (zauważyliście, że ostatnio dużo mówi? xd), i wyciągnął pięć kolorowych bransoletek. Każda była cała w dość małych kropkach. -To są bransoletki, jak zresztą widać. Te kropki to przyciski. Każdy pokazuje coś innego. Jeden, na przykład pokazuje co teraz robią inni posiadacze tych bransoletek -wytłumaczył z dumą basior. -Emmo, dostaniesz tą, Liso tą, ja sobie wezmę taką, teraz dla Ciebie Missile i ostatnią wręczę Tobie, Nico.
Teraz każdy miał na sobie bransoletkę. Wymienię kolory według kolejności kto dostał jako pierwszy: jasny fiolet, różowy, czerwony, turkusowy i granatowy.
-No super, dostaliśmy kolejne pamiątki. Możemy już iść? W sumie mieliśmy już to zrobić dwie godziny temu -narzekałem.
-No dobra, już się uspokój, idziemy. -powiedziała Lisa.
Szliśmy długim ciemnym korytarzem. Aris podświetlił nam drogę swoim ogniem. Za trzecim zakrętem ujrzeliśmy sześć tuneli. Były również ciemne i puste. Po chwili na każdym pojawiły się napisy: ARIS , NICO , HERMES , EMMALICE , MISSILE , LISELOTTE. Następnie w każdym tunelu pojawiły się jakieś żywioły. Potem przemówił jakiś głos przez megafon. Zgaduję, że to ten sprzedawca biletów, bo robił przerwy jakby czytał z kartki.
-Posłuchaj... cie mnie! To jest... -wykrzyknął po czym zaczął cicho liczyć i znowu krzyczeć. -raz, dwa, trze, cztery, pięć...Pięć tuneli, nie zaraz... Sześć tuneli dla każdego z wilków. Każdy z was bę... dzie musiał stawić czoło przeciw swojej przeciwn... ej mocy. O i nie zapomnijcie, że po pierwsze nie możecie iść do innego tunelu niż swój i musicie wyrobić się z całym przejściem do tajnego skarbu, a uprzedzam was, że jeszcze będzie kilka przeszkód, w dwie godziny! -skończył.
Wszyscy wymieniliśmy przerażone i zdziwione spojrzenia.
-Tych przeszkód będzie jeszcze w pigułę, a my mamy dwie godziny?! -powiedział Aris.
-Więc musimy się z tym pospieszyć -powiedziałem. -Ale najbardziej dziwi mnie to, że sześć wilków, że on policzył także Hermesa.
-Mnie to wcale nie dziwi -powiedziała Lisa. -W końcu ten sprzedawca biletów jest tak tępy, że na pewno się pomylił. Przecież sami słyszeliście, niezbyt potrafi liczyć.
-No dobra. My tu sobie gadamy, a czas mija -pogonił nas Nico.
-Racja -przyznała Emma.
Przez chwile staliśmy w milczeniu patrząc na siebie.
-No to chyba mamy iść? -powiedział Aris.
-Tak, ale musimy wypróbować czy możemy iść do innego tunelu niż swój, bo nie chcę spotkać się z ogniem. -powiedziałem.
Tak więc spróbowaliśmy, ale jakieś dziwne pole odepchnęło nas i poszliśmy do odpowiedniego tunelu.Popatrzałem z lękiem w miejsce, do którego miałem zaraz wejść. przejście było puste, tylko że co chwila buchały na zmianę strumienie ognia. Musiałem się przełamać, musiałem tam wejść. Udało mi się to zrobić. Kiedy wszedłem przywitał mnie pierwszy strumień ognia. Na szczęście ugodził mnie niezbyt mocno, ale mimo to i tak chciałem się wycofać. Odwróciłem się i zobaczyłem, że tunel za mną się zamkną. Teraz pozostawało mi iść przed siebie. Kliknąłem pierwszy guzik, żeby zobaczyć jak idzie innym. Wszyscy stoją w panicznym strachu i też patrzą jak idzie innym. Pomachałem wszystkim, a oni mi odmachali. Zobaczyłem tunele innych. Aris miał zwykłą glebę pod stopami, ale tylko przez kawałek, bo potem ujrzałem, że sufit jego tunelu robił się coraz niższy, a podłoga zostawała na takim samym poziomie jak była wcześniej, tylko że zamiast niej była woda. Emma miała taki sam tunel, bo przeciwieństwem wiatru, który jest wysoko na niebie, może być woda, która jest o wiele niżej. Tunel Lisy to był ciemny mroczny las, przez który co jakiś czas przechodziły mroczne postacie. Zgaduje, że to był żywioł cienia, bo ona przecież jest Wilkiem Światła. Nico, mimo, że jest Wilkiem Ciemności, także miał to co Lisa. Byłem bardzo ciekawy, co ma Hermes, ale tego nie mogłem zobaczyć, bo on nie ma bransoletki. Stwierdziłem, że przebiegnę przez ten ogień i przy okazji ugaszę go. Chciałem wypróbować, czy woda podziała, ale okazało się, że nie można używać żywiołów, bo moja woda w połowie drogi zmieniła się w parę. Zacząłem drogę. Biegłem truchtem omijając płomienie ognia, a nie było to takie trudne, bo można było przewidzieć kiedy i który promień uderzy. Przeszedłem to z szerokim uśmiechem. Już widziałem wyjście. Zostało mi zaledwie 20 metrów. Ale przede mną nie było już promieni, był tam tylko gęsty ogień z kilkoma małymi dziurkami, żeby móc gdzieś na chwile stanąć. Kiedy poczułem ten żar idący z tej strony zrobiło mi się słabo. Ale musiałem przejść, nie mogłem się poddać. Odsunąłem się trochę, wziąłem zamach i wykonałem pierwszy skok w jedną z nielicznych dziur. Mimo, że wycelowałem w sam środek, ogień i tak mnie poparzył. Wykonałem jeszcze trzy takie skoki. Teraz stałem na kolejnym z otworów. Byłem tak zmęczony, że czułem jakbym miał zaraz zemdleć. Ale nie tylko to powodowało takie uczucie. Ogień był taki mocny, a ja nie byłem do niego przyzwyczajony, i po prostu-byłem Wilkiem Wody. Myślałem wciąż, że tego nie wytrzymam, że padnę, ale przecież nie mogę się poddać! Muszę wstać i wykonać jeszcze parę skoków. Zaraz to zrobiłem. Zamknąłem oczy i wykonałem pięć susów i wylądowałem na płaskiej, chłodnej podłodze. Przed sobą ujrzałem mały placyk z ławeczkami i roślinkami. Tutaj pewnie wszystkie osoby, które weszły do tunelów miały się spotkać i odsapnąć. Wyszedłem z tunelu i zobaczyłem jednocześnie wychodzącego Nica. Oprócz tego ujrzałem jakieś dziwne białe światło i obok swojego tunelu ukazał mi się Hermes. Poczułem bratnią duszę, bo ten ptak miał także ogień jako przeciwnika.
-Nie wierzę własnym oczom! To miś polarny z limitowanej edycji! Już go nawet nie sprzedają! Dziękuję Nico! Dziękuję! -musiałem zatkać uszy, bo Aris tak głośno mu dziękował, że wybiłby mi bębenki. Później mówił już spokojniej. -A teraz ja mam coś dla Ciebie -powiedział i wyciągnął dwadzieścia małych, metalowych patyczków. -To samo składający się robot. Steruje się nim mówiąc, albo myśląc
Nico już otwierał pyszczek, żeby podziękować, ale mu przerwałem.
-No dobra, dobra. Fajnie kupiliście sobie pamiątki, rozumiemy, ale możemy iść dalej?
-Tak, jasne tylko jeszcze rozdam wszystkim te przedmioty -znowu powiedział Aris (zauważyliście, że ostatnio dużo mówi? xd), i wyciągnął pięć kolorowych bransoletek. Każda była cała w dość małych kropkach. -To są bransoletki, jak zresztą widać. Te kropki to przyciski. Każdy pokazuje coś innego. Jeden, na przykład pokazuje co teraz robią inni posiadacze tych bransoletek -wytłumaczył z dumą basior. -Emmo, dostaniesz tą, Liso tą, ja sobie wezmę taką, teraz dla Ciebie Missile i ostatnią wręczę Tobie, Nico.
Teraz każdy miał na sobie bransoletkę. Wymienię kolory według kolejności kto dostał jako pierwszy: jasny fiolet, różowy, czerwony, turkusowy i granatowy.
-No super, dostaliśmy kolejne pamiątki. Możemy już iść? W sumie mieliśmy już to zrobić dwie godziny temu -narzekałem.
-No dobra, już się uspokój, idziemy. -powiedziała Lisa.
Szliśmy długim ciemnym korytarzem. Aris podświetlił nam drogę swoim ogniem. Za trzecim zakrętem ujrzeliśmy sześć tuneli. Były również ciemne i puste. Po chwili na każdym pojawiły się napisy: ARIS , NICO , HERMES , EMMALICE , MISSILE , LISELOTTE. Następnie w każdym tunelu pojawiły się jakieś żywioły. Potem przemówił jakiś głos przez megafon. Zgaduję, że to ten sprzedawca biletów, bo robił przerwy jakby czytał z kartki.
-Posłuchaj... cie mnie! To jest... -wykrzyknął po czym zaczął cicho liczyć i znowu krzyczeć. -raz, dwa, trze, cztery, pięć...Pięć tuneli, nie zaraz... Sześć tuneli dla każdego z wilków. Każdy z was bę... dzie musiał stawić czoło przeciw swojej przeciwn... ej mocy. O i nie zapomnijcie, że po pierwsze nie możecie iść do innego tunelu niż swój i musicie wyrobić się z całym przejściem do tajnego skarbu, a uprzedzam was, że jeszcze będzie kilka przeszkód, w dwie godziny! -skończył.
Wszyscy wymieniliśmy przerażone i zdziwione spojrzenia.
-Tych przeszkód będzie jeszcze w pigułę, a my mamy dwie godziny?! -powiedział Aris.
-Więc musimy się z tym pospieszyć -powiedziałem. -Ale najbardziej dziwi mnie to, że sześć wilków, że on policzył także Hermesa.
-Mnie to wcale nie dziwi -powiedziała Lisa. -W końcu ten sprzedawca biletów jest tak tępy, że na pewno się pomylił. Przecież sami słyszeliście, niezbyt potrafi liczyć.
-No dobra. My tu sobie gadamy, a czas mija -pogonił nas Nico.
-Racja -przyznała Emma.
Przez chwile staliśmy w milczeniu patrząc na siebie.
-No to chyba mamy iść? -powiedział Aris.
-Tak, ale musimy wypróbować czy możemy iść do innego tunelu niż swój, bo nie chcę spotkać się z ogniem. -powiedziałem.
Tak więc spróbowaliśmy, ale jakieś dziwne pole odepchnęło nas i poszliśmy do odpowiedniego tunelu.Popatrzałem z lękiem w miejsce, do którego miałem zaraz wejść. przejście było puste, tylko że co chwila buchały na zmianę strumienie ognia. Musiałem się przełamać, musiałem tam wejść. Udało mi się to zrobić. Kiedy wszedłem przywitał mnie pierwszy strumień ognia. Na szczęście ugodził mnie niezbyt mocno, ale mimo to i tak chciałem się wycofać. Odwróciłem się i zobaczyłem, że tunel za mną się zamkną. Teraz pozostawało mi iść przed siebie. Kliknąłem pierwszy guzik, żeby zobaczyć jak idzie innym. Wszyscy stoją w panicznym strachu i też patrzą jak idzie innym. Pomachałem wszystkim, a oni mi odmachali. Zobaczyłem tunele innych. Aris miał zwykłą glebę pod stopami, ale tylko przez kawałek, bo potem ujrzałem, że sufit jego tunelu robił się coraz niższy, a podłoga zostawała na takim samym poziomie jak była wcześniej, tylko że zamiast niej była woda. Emma miała taki sam tunel, bo przeciwieństwem wiatru, który jest wysoko na niebie, może być woda, która jest o wiele niżej. Tunel Lisy to był ciemny mroczny las, przez który co jakiś czas przechodziły mroczne postacie. Zgaduje, że to był żywioł cienia, bo ona przecież jest Wilkiem Światła. Nico, mimo, że jest Wilkiem Ciemności, także miał to co Lisa. Byłem bardzo ciekawy, co ma Hermes, ale tego nie mogłem zobaczyć, bo on nie ma bransoletki. Stwierdziłem, że przebiegnę przez ten ogień i przy okazji ugaszę go. Chciałem wypróbować, czy woda podziała, ale okazało się, że nie można używać żywiołów, bo moja woda w połowie drogi zmieniła się w parę. Zacząłem drogę. Biegłem truchtem omijając płomienie ognia, a nie było to takie trudne, bo można było przewidzieć kiedy i który promień uderzy. Przeszedłem to z szerokim uśmiechem. Już widziałem wyjście. Zostało mi zaledwie 20 metrów. Ale przede mną nie było już promieni, był tam tylko gęsty ogień z kilkoma małymi dziurkami, żeby móc gdzieś na chwile stanąć. Kiedy poczułem ten żar idący z tej strony zrobiło mi się słabo. Ale musiałem przejść, nie mogłem się poddać. Odsunąłem się trochę, wziąłem zamach i wykonałem pierwszy skok w jedną z nielicznych dziur. Mimo, że wycelowałem w sam środek, ogień i tak mnie poparzył. Wykonałem jeszcze trzy takie skoki. Teraz stałem na kolejnym z otworów. Byłem tak zmęczony, że czułem jakbym miał zaraz zemdleć. Ale nie tylko to powodowało takie uczucie. Ogień był taki mocny, a ja nie byłem do niego przyzwyczajony, i po prostu-byłem Wilkiem Wody. Myślałem wciąż, że tego nie wytrzymam, że padnę, ale przecież nie mogę się poddać! Muszę wstać i wykonać jeszcze parę skoków. Zaraz to zrobiłem. Zamknąłem oczy i wykonałem pięć susów i wylądowałem na płaskiej, chłodnej podłodze. Przed sobą ujrzałem mały placyk z ławeczkami i roślinkami. Tutaj pewnie wszystkie osoby, które weszły do tunelów miały się spotkać i odsapnąć. Wyszedłem z tunelu i zobaczyłem jednocześnie wychodzącego Nica. Oprócz tego ujrzałem jakieś dziwne białe światło i obok swojego tunelu ukazał mi się Hermes. Poczułem bratnią duszę, bo ten ptak miał także ogień jako przeciwnika.
-Nico! -zawołałem. -Żyjesz? Wszystko dobrze?
Nico był cały obtarty i miał pełno drobnych ranek.
-Tak, tak. Tylko mam kilka dość bolesnych zadrapań -odpowiedział. -A ty? Jesteś cały oparzony.
-To nic -odparłem.
Po chwili przyłączył się do nas Hermes. Z głośnym świergotaniem dziobał nas pieszczotliwie w łapy. On wyglądał, jakby nic go nawet nie dotknęło. Zaraz potem z tunelu wyszedł Aris. Wyglądał jak zmokły kundel. Był cały w wodzie i także miał pełno ranek.
-Wszystko dobrze Aris? -zapytaliśmy jednocześnie z Nico.
-Tak. A jakbyście pytali -dodał, bo już otwieraliśmy usta. -te ranki to sprawa jeżowców i krabów.
Teraz wyszła Emma. Jej stan był identyczny jak Aris'a, ale zgaduję, że jej zetknięcie się z wodą nie było, aż tak bolesne. Ja i Nico chcieliśmy coś do niej powiedzieć, ale najmłodszy Rycerz nam przeszkodził.
-Emmo, czy wszystko ci dobrze? Nic Cie się nie stało? Żyjesz? -pytał z przejęciem.
-Oczywiście, tylko trochę mi zimno... -odpowiedziała. -A ty? Dobrze się czujesz?
-Ach, o mnie się nie martw. Zaraz coś zrobię. -powiedział z uśmiechem.
Wiedział, że się ucieszę, więc nachlapał na mnie, a następnie ogrzał Emmalice swoim ogniem. To samo zrobił z sobą.
-Gdzie jest Lisa? -zapytał
-Nie mamy bladego pojęcia. Jeszcze musi tkwić w tunelu -odpowiedziałem
-Ale przecież czas nam ciągle upływa. Nie możemy na nią tak długo czekać -włączył się Nico.
-Tak, wiem. Poczekajmy jeszcze chwilę. -powiedziałem z wahaniem.
Po dziesięciu minutach nie mogliśmy dłużej czekać. Kiedy Aris sprawdził ją na naszych bransoletkach, były dziwne zakłócenia, więc zostawiliśmy jej kartkę. Napisaliśmy na niej, że idziemy dalej i żeby nas szybko dogoniła. Ciemnym korytarzem doszliśmy do drugiego zadania. Było tu sześć ogromnych bąbli. Następnie znów przemówił głos:
-Widzę, że doszliście do drugiego zadania, nie martwcie się, oprócz niego zostało jeszcze jedno. Wytłumaczę wam na czym ono polega. W tym zadaniu można używać mocy. Musisz przejść do siódmego bąbla, tam połączysz moce z wszystkimi osobami, które z tobą są i musicie przebić bąbla, żeby z niego móc wyjść. Wszystkie bąble stopniowo się kurczą, a w każdym jest bardzo silny wiatr. I jest jeszcze kilka przeszkód. Życzę powodzenia.
Wtedy bąble otworzyły się. Wszyscy do nich wskoczyliśmy i zaczęła się zabawa. Wiatr był na prawdę strasznie silny, a bąbel się kurczył. Zrobiłem z trudem kilka kroków. Wiatr, jednak mnie zepchnął z powrotem. Używałem mocy i broni. Dzięki temu mogłem powoli się przesuwać, ale jednak tą szybkością, będę na miejscu dużo wolniej niż bąbel się skurczy. Starałem jakoś to przyspieszyć, ale nie udawało mi się. Byłem już bardzo blisko. Ale bąbel już osiągał najmniejsze rozmiary. Ale to mi pomogło. Mogłem trzymać się bąble i odpychać się od niego. Dzięki temu w ostatniej chwili wszedłem do spokojnego tunelu, którym przechodziłem do następnego bąbla. Ten "milusi" tunel jednak okazał się być gorszą przeszkodą niż pierwszy bąbelek. Raz było w nim zimno, że wszystko dookoła zamarzało, raz był tam upał, że rzeczy dookoła się spalały, raz była tu dzika dżungla z różnymi roślinami wilkojadami, a raz były tam wsysające bagna. Sam nie wiem jak, ale przeszedłem to w zadziwiająco krótkim czasie. Wszyscy, oprócz Emmy, która przyszła najwcześniej i już próbowała przebić bąbel, weszli równocześnie. Wymieniliśmy witające się spojrzenia i doszliśmy szybko do wadery. Wykonywała bardzo dobrą technikę-po prostu na oślep miotała strasznie silnymi strumieniami wiatru. Zbliżając się do niej, trzeba było uważać, żeby nie walnęła w ciebie. Po chwili wszyscy oprócz Aris'a, który przyglądał się bąblowi i Hermesa, wykonywali to samo co ona. Ptak Emmy dziobał i szarpał szponami bąbel jak szalony, ale i to nic nie dawało. Próbowałem także technik bronią, ale nawet nie zrobiłem jednej małej rysy. Po kilku minutach bąbel był tak mały, że prawie nie mógł nas wszystkich pomieścić. Wtedy zapytałem:
-Aris, może nam wreszcie pomożesz?
-Czekaj -powiedział. -dotknął łapą bąbla, a następnie ją poślinił. -Ten bąbel jest słodki, nawet jadalny. Przestańcie się miotać, tylko wygryźcie dziurę.
Przez chwilę myślałem, że zwariował, ale kiedy Nico spróbował to zrobić, udało się i gruba warstwa bąbla zrobiła się cieńsza. Tak wiem, to była bardzo dziwna teoria, ale skuteczna. Po krótkiej chwili wyszliśmy przez wygryzioną dziurę. Popatrzeliśmy na zegar wiszący z zewnętrznej strony bąbla. Zostało nam bardzo mało czasu, a czeka nas jeszcze jedno zadanie. Wszyscy zgodnie ruszyliśmy ku trzeciemu zadaniu.
Nico? Bąbel był pyszny, nie uważasz?
Nico był cały obtarty i miał pełno drobnych ranek.
-Tak, tak. Tylko mam kilka dość bolesnych zadrapań -odpowiedział. -A ty? Jesteś cały oparzony.
-To nic -odparłem.
Po chwili przyłączył się do nas Hermes. Z głośnym świergotaniem dziobał nas pieszczotliwie w łapy. On wyglądał, jakby nic go nawet nie dotknęło. Zaraz potem z tunelu wyszedł Aris. Wyglądał jak zmokły kundel. Był cały w wodzie i także miał pełno ranek.
-Wszystko dobrze Aris? -zapytaliśmy jednocześnie z Nico.
-Tak. A jakbyście pytali -dodał, bo już otwieraliśmy usta. -te ranki to sprawa jeżowców i krabów.
Teraz wyszła Emma. Jej stan był identyczny jak Aris'a, ale zgaduję, że jej zetknięcie się z wodą nie było, aż tak bolesne. Ja i Nico chcieliśmy coś do niej powiedzieć, ale najmłodszy Rycerz nam przeszkodził.
-Emmo, czy wszystko ci dobrze? Nic Cie się nie stało? Żyjesz? -pytał z przejęciem.
-Oczywiście, tylko trochę mi zimno... -odpowiedziała. -A ty? Dobrze się czujesz?
-Ach, o mnie się nie martw. Zaraz coś zrobię. -powiedział z uśmiechem.
Wiedział, że się ucieszę, więc nachlapał na mnie, a następnie ogrzał Emmalice swoim ogniem. To samo zrobił z sobą.
-Gdzie jest Lisa? -zapytał
-Nie mamy bladego pojęcia. Jeszcze musi tkwić w tunelu -odpowiedziałem
-Ale przecież czas nam ciągle upływa. Nie możemy na nią tak długo czekać -włączył się Nico.
-Tak, wiem. Poczekajmy jeszcze chwilę. -powiedziałem z wahaniem.
Po dziesięciu minutach nie mogliśmy dłużej czekać. Kiedy Aris sprawdził ją na naszych bransoletkach, były dziwne zakłócenia, więc zostawiliśmy jej kartkę. Napisaliśmy na niej, że idziemy dalej i żeby nas szybko dogoniła. Ciemnym korytarzem doszliśmy do drugiego zadania. Było tu sześć ogromnych bąbli. Następnie znów przemówił głos:
-Widzę, że doszliście do drugiego zadania, nie martwcie się, oprócz niego zostało jeszcze jedno. Wytłumaczę wam na czym ono polega. W tym zadaniu można używać mocy. Musisz przejść do siódmego bąbla, tam połączysz moce z wszystkimi osobami, które z tobą są i musicie przebić bąbla, żeby z niego móc wyjść. Wszystkie bąble stopniowo się kurczą, a w każdym jest bardzo silny wiatr. I jest jeszcze kilka przeszkód. Życzę powodzenia.
Wtedy bąble otworzyły się. Wszyscy do nich wskoczyliśmy i zaczęła się zabawa. Wiatr był na prawdę strasznie silny, a bąbel się kurczył. Zrobiłem z trudem kilka kroków. Wiatr, jednak mnie zepchnął z powrotem. Używałem mocy i broni. Dzięki temu mogłem powoli się przesuwać, ale jednak tą szybkością, będę na miejscu dużo wolniej niż bąbel się skurczy. Starałem jakoś to przyspieszyć, ale nie udawało mi się. Byłem już bardzo blisko. Ale bąbel już osiągał najmniejsze rozmiary. Ale to mi pomogło. Mogłem trzymać się bąble i odpychać się od niego. Dzięki temu w ostatniej chwili wszedłem do spokojnego tunelu, którym przechodziłem do następnego bąbla. Ten "milusi" tunel jednak okazał się być gorszą przeszkodą niż pierwszy bąbelek. Raz było w nim zimno, że wszystko dookoła zamarzało, raz był tam upał, że rzeczy dookoła się spalały, raz była tu dzika dżungla z różnymi roślinami wilkojadami, a raz były tam wsysające bagna. Sam nie wiem jak, ale przeszedłem to w zadziwiająco krótkim czasie. Wszyscy, oprócz Emmy, która przyszła najwcześniej i już próbowała przebić bąbel, weszli równocześnie. Wymieniliśmy witające się spojrzenia i doszliśmy szybko do wadery. Wykonywała bardzo dobrą technikę-po prostu na oślep miotała strasznie silnymi strumieniami wiatru. Zbliżając się do niej, trzeba było uważać, żeby nie walnęła w ciebie. Po chwili wszyscy oprócz Aris'a, który przyglądał się bąblowi i Hermesa, wykonywali to samo co ona. Ptak Emmy dziobał i szarpał szponami bąbel jak szalony, ale i to nic nie dawało. Próbowałem także technik bronią, ale nawet nie zrobiłem jednej małej rysy. Po kilku minutach bąbel był tak mały, że prawie nie mógł nas wszystkich pomieścić. Wtedy zapytałem:
-Aris, może nam wreszcie pomożesz?
-Czekaj -powiedział. -dotknął łapą bąbla, a następnie ją poślinił. -Ten bąbel jest słodki, nawet jadalny. Przestańcie się miotać, tylko wygryźcie dziurę.
Przez chwilę myślałem, że zwariował, ale kiedy Nico spróbował to zrobić, udało się i gruba warstwa bąbla zrobiła się cieńsza. Tak wiem, to była bardzo dziwna teoria, ale skuteczna. Po krótkiej chwili wyszliśmy przez wygryzioną dziurę. Popatrzeliśmy na zegar wiszący z zewnętrznej strony bąbla. Zostało nam bardzo mało czasu, a czeka nas jeszcze jedno zadanie. Wszyscy zgodnie ruszyliśmy ku trzeciemu zadaniu.
Nico? Bąbel był pyszny, nie uważasz?
Od Fineasa C.D. Daiki
Jasne - odwzajemniłem uśmiech. - To prowadź.
Daiki skoczyła w zarośla, a ja za nią. Szliśmy około 5 minut. Gawędząc cicho.
- Jak zostałaś Alfą? - spytałem.
- Przejęłam tą funkcję po przybranej mamie, Emriv. Byłeś już kiedyś w jakiejś watasze?
- Tak, wychowałem się w takiej jednej. Ale było tam strasznie sztywno, surowe zasady i dyscyplina. Nie podobał mi się tamtejszy porządek, więc uciekłem. I teraz jestem tutaj. Mam nadzieję, że tu bardziej mi się spodoba.
- Nie ma się co martwić, u nas nie ma takiej surowej dyscypliny. Panuje tu przyjazna atmosfera, napewno niedługo znajdziesz sobie przyjaciół. O, jesteśmy na miejscu.
Daiki wskazała na niewielką, szarą skałę, po środku której widniał spory otwór. Potrzedłem do wejścia i rozejrzałem się. Grota nie była duża, ale też nie bardzo mała. W sam raz. Z sufitu zwieszały się stalaktyty, z ktrych co jakiś czas kapała woda. Głębiej zobaczyłem półkę skalną, która idealnie nadawała się do spania. Przyjemnie i domowo.
- I jak? - spytała Alfa. - Czuj się jak w domu.
- Podoba mi się. - uśmiechnąłem się. - Już się czuję jak w domu.
- To może już sobie pójdę. Rozgość się i poznaj okolice.
- Nie, poczekaj! - Daiki zaczęła się już wycofywać, ale ją zatrzymałem.
Spojrzała na mnie pytająco.
- No wiesz... - zacząłem niepewnie. - Może... Byśmy się jeszcze gdzieś przeszli? Oczywiście jak masz ochotę. Miło mi się z tobą spędza czas, ale zrozumiem jeśli nie będiesz chciała, a poza tym jesteś Alfą, masz pewnie jakieś obowiązki...
Poczułem, że się rumienię. Nie miałem w życiu dużo doczynienia z waderami, nawet przyzwykłym zaproszeniu na spacer plątał mi się język. Zwłaszcza, że ona była Alfą, a ja zwykłym nic nie znaczącym wilkiem.
Daiki? Xd
Daiki skoczyła w zarośla, a ja za nią. Szliśmy około 5 minut. Gawędząc cicho.
- Jak zostałaś Alfą? - spytałem.
- Przejęłam tą funkcję po przybranej mamie, Emriv. Byłeś już kiedyś w jakiejś watasze?
- Tak, wychowałem się w takiej jednej. Ale było tam strasznie sztywno, surowe zasady i dyscyplina. Nie podobał mi się tamtejszy porządek, więc uciekłem. I teraz jestem tutaj. Mam nadzieję, że tu bardziej mi się spodoba.
- Nie ma się co martwić, u nas nie ma takiej surowej dyscypliny. Panuje tu przyjazna atmosfera, napewno niedługo znajdziesz sobie przyjaciół. O, jesteśmy na miejscu.
Daiki wskazała na niewielką, szarą skałę, po środku której widniał spory otwór. Potrzedłem do wejścia i rozejrzałem się. Grota nie była duża, ale też nie bardzo mała. W sam raz. Z sufitu zwieszały się stalaktyty, z ktrych co jakiś czas kapała woda. Głębiej zobaczyłem półkę skalną, która idealnie nadawała się do spania. Przyjemnie i domowo.
- I jak? - spytała Alfa. - Czuj się jak w domu.
- Podoba mi się. - uśmiechnąłem się. - Już się czuję jak w domu.
- To może już sobie pójdę. Rozgość się i poznaj okolice.
- Nie, poczekaj! - Daiki zaczęła się już wycofywać, ale ją zatrzymałem.
Spojrzała na mnie pytająco.
- No wiesz... - zacząłem niepewnie. - Może... Byśmy się jeszcze gdzieś przeszli? Oczywiście jak masz ochotę. Miło mi się z tobą spędza czas, ale zrozumiem jeśli nie będiesz chciała, a poza tym jesteś Alfą, masz pewnie jakieś obowiązki...
Poczułem, że się rumienię. Nie miałem w życiu dużo doczynienia z waderami, nawet przyzwykłym zaproszeniu na spacer plątał mi się język. Zwłaszcza, że ona była Alfą, a ja zwykłym nic nie znaczącym wilkiem.
Daiki? Xd
sobota, 15 sierpnia 2015
Od Daiki C.D. Fineasa
- No - uśmiechnęłam się - Spisałeś się Fineas - zaśmiałam się i zaczęłam zjadać zająca. Kiedy skończyłam posiłek wstałam i odezwałam się - Zatem choć, oprowadzę cię trochę.
Ruszyliśmy przez las watahy ciągnący się przez prawie całe jej tereny. Co pewien czas stawaliśmy, a ja opisywałam nowemu wilkowi różne miejsca. Wreszcie dotarliśmy do jeziora.
- Oto jest jezioro naszej watahy. Pozwolisz, że się teraz napiję. Ty też możesz - podeszłam do brzegu i spragniona zaczęłam chłeptać wodę. Kątem oka zobaczyłam, że Fineas też się trochę napił ale nie był tak spragniony jak ja.
Gdy skończyłam pić usiadłam.
- Został nam jeszcze tylko jeden punkt wycieczki - twoja grota - powiedziałam - Alez anim tam pójdziemy może zrobimy sobie małą przerwę?
Wilk przytaknął i również usiadł.
- Jesteś Wilkiem Wody? - spytałam po dokładnym przyjżeniu mu się.
- Nie, a tak wyglądam - basior ze zdziwieniem spojrzał n aswoje futro i łapy.
- Aha.
- No więc?
- Nie no jestem Wilkiem Światła. A ty?
- Ognia.
- Nie obraź się ale ty z kolei troszeczkę wyglądasz na Wilka Ziemi.
- Wiem, wiem. Przynajmniej jedno z moich rodziców nim było. To co? Pokazać ci grotę? - uśmiechnęłam się.
Fineas?
Od Whisperer C.D. Antarina
Po długiej podróży wzdłóż Pacyfiku w poszukiwaniu rodziny wróciłam do domu. Była to cięzka przeprawa i bardzo mnie wyczerpała. Gdy już dotarłam do watachy, ze smutkiem zauważyłam że wszystko się zmieniło. Z moich starych przyjaciół zostali nieliczni, a moja dawna miłość zniknęła. Zmęczona człapałam przed siebie zastanawiając się co dalej. Muszę zacząć wszystko od nowa... Nagle usłyszałam szelest. Zauważyła przechadzającego się basiora. Podeszłam do niego i powiedziałam:
-Cześć jetem Whisperer... w sumie można powiedzieć że jestem tu nowa. Możesz mi przedstawić pozostałych członków i tereny....Prosze?-westchnęłam zmęczona.
<Antarian?>
-Cześć jetem Whisperer... w sumie można powiedzieć że jestem tu nowa. Możesz mi przedstawić pozostałych członków i tereny....Prosze?-westchnęłam zmęczona.
<Antarian?>
Od Fineasa C.D. Daiki
- Ja... Och, przepraszam - zarumieniłem się. - Nie wiedziałem... Nie chciałem przeszkadzać...
- Zamiast przepraszać radziłabym ci ruszać za królikiem, bo zaraz ucieknie i tyle będzie z mojego obiadu.
Posłysznie skoczyłem w krzaki rozglądając się za błyskiem szarej zajęczej sierści wśród liści. Szedłem najciszej jek tylko umiałem węsząc w powietrzu, aż w końcu mój nos wyczuł zapach ofiary. Rudzyłem prowadzony wonią mięsa. W końcu zobaczyłem małego, jasnoszarego zajączka chrupiącego liście. Zrobiłem krok w jego stronę. Postawił uszy, ale nic nie wskazywało na to, że kest świadomy mojej obecności. Naprężyłem mięśnie i skoczyłem. Zając rzucił się do ucieczki, ale byłem szybszy. Złapałem ofiarę za tylną łapę i podrzuciłem. Następnie schwytałem i zacisnąłem zęby w żelaznym uścisku. Przegryzłem tętnicę kończąc cierpienia zająca. Biegiem wróciłem na polanę, gdzie zostawiłem Daiki i położyłem zakrwawioną zdobycz przed waderą.
- No? - uśmiechnąłem się, a z buzi pociekła mi stróżka krwi. - Czy teraz mogę dołączyć do watahy?
(Daiki? c.d.)
- Zamiast przepraszać radziłabym ci ruszać za królikiem, bo zaraz ucieknie i tyle będzie z mojego obiadu.
Posłysznie skoczyłem w krzaki rozglądając się za błyskiem szarej zajęczej sierści wśród liści. Szedłem najciszej jek tylko umiałem węsząc w powietrzu, aż w końcu mój nos wyczuł zapach ofiary. Rudzyłem prowadzony wonią mięsa. W końcu zobaczyłem małego, jasnoszarego zajączka chrupiącego liście. Zrobiłem krok w jego stronę. Postawił uszy, ale nic nie wskazywało na to, że kest świadomy mojej obecności. Naprężyłem mięśnie i skoczyłem. Zając rzucił się do ucieczki, ale byłem szybszy. Złapałem ofiarę za tylną łapę i podrzuciłem. Następnie schwytałem i zacisnąłem zęby w żelaznym uścisku. Przegryzłem tętnicę kończąc cierpienia zająca. Biegiem wróciłem na polanę, gdzie zostawiłem Daiki i położyłem zakrwawioną zdobycz przed waderą.
- No? - uśmiechnąłem się, a z buzi pociekła mi stróżka krwi. - Czy teraz mogę dołączyć do watahy?
(Daiki? c.d.)
piątek, 14 sierpnia 2015
Od Hope C.D. Kirkhe
Wgramoliłam się na kamień starając się nie patrzeć na resztę wyczekujących na pokaz wilków. Czułam, że rumienię się ze wstydu. Wbiłam wzrok w moje łapy i stałam tak przez chwile nie mogąc wymyślić nic sensownego. Nagle mój wzrok przykuł mój własny cień. Pomyślałam, że może zdołam zmusić go do oderwania się od ziemi i stanięcia obok mnie. Kiedyś już mi się to udało. Skupiłam uwagę na cieniu ale stres wcale mi nie pomagał. Nic się nie działo. Po chwili tłum zaczął szeptać znudzony, a ja nie wiedziałam co mam robić. Dla czego cień mi nie odpowiada? Skupiłam się jeszcze mocniej i nagle kawałek cienia odkleił się od kamienia jak kartka papieru. nie dokładnie o to mi chodziło... Jednak postanowiłam wykorzystać sytuację i wyobraziłam sobie, że ciągnę za ten cień żeby wreszcie się oderwał od skały. Kawałek cienia wiszący w powietrzu zaczął się rozciągać jak guma do żucia ale nie puszczał. Nagle zupełnie wyrwał mi się z pod kontroli i jak w kreskówce z plaśnięciem opadł na kamień. Większość wilków wybuchła śmiechem, a najgłośniej rzecz jasna śmiała się Kirkhe. Zwiesiłam głowę by ukryć łzy.
Jakiś szczeniak?
Jakiś szczeniak?
Od Kirkhe C.D. Daiki
Z wdziękiem zeszłam z kamiennego podwyższenia rzucając pogardliwe spojrzenia wszystkim, którzy się na mnie nie patrzyli. Podeszłam do siostry i machnęłam jej ogonem przed nosem po czym okrążyłam ją zdziwioną.
- No, Hope...może teraz ty coś pokażesz? - spytałam.
- Nie...ja... - próbowała się wymigać.
- Ach! Czyżbyś nie umiała czarować?! - udałam żal i zdziwienie - A może nie jesteś prawdziwym Wilkiem Ciemności? Co? Może nie potrafisz przywołać nawet cienia myszy? - prowokowałam ją tak głośno żeby wszystkie szczeniaki to usłyszały. Drake spojrzał na Hope ze zdziwieniem - nie wiedziałam czy mi wierzy czy nie. Zuko patrzył wyzywająco unosząc się metr nad ziemią, Hervi i Vani patrzyli z wyczekująco, Aris również mi uwierzył, a Missile spojrzał na moją siostrę pytająco. Jedynie Nico zdawał się mi nie wierzyć, ale ten gamoń mało mnie obchodził. Hope westchnęła i weszła na kamień, a ja odprowadziłam ją triumfalnym uśmiechem.
Hope?
- No, Hope...może teraz ty coś pokażesz? - spytałam.
- Nie...ja... - próbowała się wymigać.
- Ach! Czyżbyś nie umiała czarować?! - udałam żal i zdziwienie - A może nie jesteś prawdziwym Wilkiem Ciemności? Co? Może nie potrafisz przywołać nawet cienia myszy? - prowokowałam ją tak głośno żeby wszystkie szczeniaki to usłyszały. Drake spojrzał na Hope ze zdziwieniem - nie wiedziałam czy mi wierzy czy nie. Zuko patrzył wyzywająco unosząc się metr nad ziemią, Hervi i Vani patrzyli z wyczekująco, Aris również mi uwierzył, a Missile spojrzał na moją siostrę pytająco. Jedynie Nico zdawał się mi nie wierzyć, ale ten gamoń mało mnie obchodził. Hope westchnęła i weszła na kamień, a ja odprowadziłam ją triumfalnym uśmiechem.
Hope?
Od Daiki C.D. Fineasa
Zlustrowałam wilka przyjaznym i ciekawskim spojrzeniem po czym uśmiechnęłam się.
- Możesz jeśli złapiesz dla mnie zająca - odparłam wesoło. Wilk spojrzał na mnie zdziwiony.
- Co takiego? - spytał po czym dodał zawstydzony - Eh, to znaczy dziękuję, że mi pozwoliłaś dołączyć ale o co chodzi z tym zającem? To jakieś zasady czy co?
- Nie - roześmiałam się - Po prostu akurat kiedy przyszedłeś czaiłam się na zająca, a ty mi go spłoszyłeś - wyjaśniłam spokojnie.
Fineas? XD
- Możesz jeśli złapiesz dla mnie zająca - odparłam wesoło. Wilk spojrzał na mnie zdziwiony.
- Co takiego? - spytał po czym dodał zawstydzony - Eh, to znaczy dziękuję, że mi pozwoliłaś dołączyć ale o co chodzi z tym zającem? To jakieś zasady czy co?
- Nie - roześmiałam się - Po prostu akurat kiedy przyszedłeś czaiłam się na zająca, a ty mi go spłoszyłeś - wyjaśniłam spokojnie.
Fineas? XD
Od Fineasa
Przyjemny wiatr, rześkie popołudnie, czego chceć więcej? No, tak...
Stada. Od poprzedniego nawiałem, bo mi się tam nie podobało. Ale teraz
znudziło mi się życie samotnika, z chęcią dołączyłbym do nowej watahy.
Wspólne polowania i dzielenie się łupem, spacery i miłe rozmowy. No i
może w końcu znalazłbym sobie jakąś waderę. Nie ma co planować, najpierw
trzebaby dołączyć do jakiegoś stada. Mama zawsze mi mówiło, że marzenia
to próżność, że nie ma co myśleć, że coś może się stać, dopóki nie jest
się pewnym, że faktycznie może się stać. Może i racja. I nagle wydawało
mi się, że zobaczyłem coś w zaroślach. Tak jakby mignię ie wilczej
sierści. Nie, nie możliwe, musiało mi się przywidzieć. Po prostu
wyślałem o innych wilkach k zdawało mi się, że jakiegoś widziałem. Ale
jednak nie zaszkodzi sprawdzić. Ostrożnie wyjrzałem zza zarośli i
zobaczyłem... Waderę. Sierść miała brązową, gdzieniegdzie ciemnoróżową.
Na szyi i ogonie sierść miała gęstszą, oczy zielone. Jednym słowem -
bardzo ładna. Leżałe na trawie. Po środku niedużej polany. Przez chwilę
stałem gapiąc się bezczelnie, aż w końcu postanowiłem podejść. Na dzwięk
moich kroków odwróciła się w moją stronę lekko zaskoczona.
- Ee... Cześć - zacząłem. - Jestem Fineas. Szukam jakiegoś stada, znudziła mi się samotność. Może wiesz, czy w pobliżu jest jakaś wataha, a może sama do jakiejś należysz?
- Jestem Daiki. I... Tak, jest tu jedna wataha, wataha Wspomnień. Tak się składa, że mestem Alfą.
- O, miło. A może... Mogłabyś mnie przyjąć?
( Daiki?)
- Ee... Cześć - zacząłem. - Jestem Fineas. Szukam jakiegoś stada, znudziła mi się samotność. Może wiesz, czy w pobliżu jest jakaś wataha, a może sama do jakiejś należysz?
- Jestem Daiki. I... Tak, jest tu jedna wataha, wataha Wspomnień. Tak się składa, że mestem Alfą.
- O, miło. A może... Mogłabyś mnie przyjąć?
( Daiki?)
czwartek, 13 sierpnia 2015
Dołączyła Tranquillo! Echo adoptowany!
Imię: Tranquillo (Z j. włoskiego spokojna.)
Drugie imię: brak
Przydomek: "Lawina"
Wiek: 10 lat
Płeć: Wadera/Samica
Żywioł: Ziemia
Stopień umiejętności magicznych: 10
Stanowisko: Szamanka
Charakter: Tranquillo to bardzo miła wadera. Często pomaga innym. Ale co będziemy ukrywać? Czasem potrafi ukazać swoją prawdziwą moc, czasem potrafi być gniewna i chamska. Zwykle jest bardzo spokojna, co można poznać po jej imieniu. Bardzo łatwo zawiera przyjaźnię. Zawsze gdy chodzi na rynek rozmawia z wszystkimi, albo kiedy ktoś ją odwiedza, ale kiedy chodzi o porozumiewanie się z bogami lub przyrządzanie eliksirów, Tranquillo jest bardzo poważna i skupiona. Wtedy kiedy ktoś do niej zapuka, gdy będzie wykonywać jakąś z tych czynności, ukaże swój gniew. Mogę podsumować, że to bardzo dziwna wadera.
Zalety: Ma doskonały wzrok i porusza się bezszelestnie. Świetnie walczy rogami, a żywiołem włada doskonale. Jest bardzo inteligentna.
Wady: Nie jest silna, szybkością i zwinnością też nie dopisuje.
Rodzina: Rodzice już bardzo dawno temu zmarli. Została z dwoma starszymi braćmi, którzy się nią zaopiekowali. Coraggioso (Z j. Włoskiego odważny) to jej najstarszy brat, a Felice (Z j. Włoskiego szczęśliwy) to jest młodszy brat od niego, ale starszy od niej.
Zauroczenie: Jeszcze nikt nie wpadł jej w oko, ale z nikim się jeszcze nie zaprzyjaźniła.
Partner: Poszukuje.
Szczeniaki: Nie posiada żadnego, ale bardzo o nich marzy. Zaadoptowała tylko Echo.
Upomnienia: 0
Nick: Like122/howrse doggi/Like122
---------------------
Imię: Echo
Drugie imię: Larsson
Przydomek: "Rozkwitający"
Wiek: 4 lata
Płeć: wilk
Żywioł: Ziemia
Stopień umiejętności magicznych: 5
Stanowisko: Uczeń
Charakter: Echo to bardzo radosny wilk. Jest bardzo ciekawski, ale kiedy Tranquillo pracuje nie pyta się nad czym tak długo siedzi. Ale zawsze, kiedy mały basior tego chce, wadera się z nim pobawi (a ma do tego świetne warunki, bo jej jaskinia położona jest na malutkiej wysepce, na samym środku jeziora, które położone jest w skale pomiędzy dwiema ogromnymi górami). Tak jak ona, łatwo zawiera przyjaźnie. Zawsze uwielbia pomagać.
Zalety: Ze względu na świetne warunki, potrafi doskonale się wspinać. W przeciwieństwie do innych Wilków Ziemi uwielbia pływać i robi to bardzo dobrze. Jest nawet silny i dość dobrze biega.
Wady: Mały Echo jeszcze nie umie władać swoim żywiołem. Nie umie się cicho skradać. Jego wadą też jest, że czasem myśli na głos.
Rodzina: Nie ma. Został zaadoptowany przez Tranquillo.
Zauroczenie: Nikt
Partner: Za młody
Szczeniaki: Za młody
Upomnienia: 0
Nick: Howrse/Like122 Doggi/Like122
Drugie imię: Larsson
Przydomek: "Rozkwitający"
Wiek: 4 lata
Płeć: wilk
Żywioł: Ziemia
Stopień umiejętności magicznych: 5
Stanowisko: Uczeń
Charakter: Echo to bardzo radosny wilk. Jest bardzo ciekawski, ale kiedy Tranquillo pracuje nie pyta się nad czym tak długo siedzi. Ale zawsze, kiedy mały basior tego chce, wadera się z nim pobawi (a ma do tego świetne warunki, bo jej jaskinia położona jest na malutkiej wysepce, na samym środku jeziora, które położone jest w skale pomiędzy dwiema ogromnymi górami). Tak jak ona, łatwo zawiera przyjaźnie. Zawsze uwielbia pomagać.
Zalety: Ze względu na świetne warunki, potrafi doskonale się wspinać. W przeciwieństwie do innych Wilków Ziemi uwielbia pływać i robi to bardzo dobrze. Jest nawet silny i dość dobrze biega.
Wady: Mały Echo jeszcze nie umie władać swoim żywiołem. Nie umie się cicho skradać. Jego wadą też jest, że czasem myśli na głos.
Rodzina: Nie ma. Został zaadoptowany przez Tranquillo.
Zauroczenie: Nikt
Partner: Za młody
Szczeniaki: Za młody
Upomnienia: 0
Nick: Howrse/Like122 Doggi/Like122
sobota, 8 sierpnia 2015
Od Nico C.D. Missile (Misja)
-To co? Ruszamy...? -spytałem przyciszonym głosem.
Nikt nie odpowiedział. Chociaż ten sprzedawca biletów wstępu zachowywał się jakby umarł trzy stulecia temu, uwaga na temat tych pułapek i faktu, że tylko wilki Ciemności zdołały przez nie przejść, była nieco przerażająca.
-Może się lepiej wycofamy? -spytała Liselotte, która, mimo, że zwykle była taka odważna, była, o dziwo, najbardziej przestraszona.
Missile popatrzy na nią ze zdziwieniem.
-No co ty! Straciłbym złotówkę!
Wadera odwróciła ku niemu piorunujące spojrzenie. On jednak nadal upierał się przy swoim. Po chwili wyszła z tego porządna kłótnia- zaczęło się od zastanawiania się, czy mamy pójść, a skończyło na stwierdzeniu, że Missile ma kurczaka zamiast mózgu, a Liselotte śmierdzą nogi.
-Dobra, dość! -krzyknąłem, gdy Liselotte dowiedziała się, że wygląda jak krzyżówka tchórzofretki z hipopotamem. -Idziemy i koniec kropka.
Sam się zdziwiłem, że te słowa wyszły z moich ust. Sam bardzo się bałem - wilk Ciemności był ze mnie tak samo marny, jak z Aris'a wilk Wody. Lisa i Missile natychmiast zamilkli, a najmłodszy Rycerz westchnął smętnie- słuchanie tej kłótni sprawiło mu najwyraźniej wielką radochę.
-Widzisz? Nawet Nico się zgadza! -warknął nasz przywódca.
Zarumieniłem się lekko- "nawet"?
Wkrótce przekroczyliśmy próg z napisem "wejście". Na początku trafiliśmy na sklep z pamiątkami "made in china".
-Nie no, to już gruba przesada! -żachnął się Missile.
Wzruszyłem ramionami. Wszedłem do środka i kupiłem Aris'owi szmacianego misia polarnego.
Gdy, po zapłaceniu 20 złotych (dwudziestu?! zdzierstwo... ) znów znalazłem się obok pozostałych Rycerzy, zobaczyłem, że nie ja jeden kupiłem coś innym. Aris stał nieopodal obok Emmy i wręczał jej jakiś plastikowy wisiorek z podróbką niebieskiego diamentu. Mimo, że był kiczowaty, wadera wyglądała na bardzo zadowoloną. Założyła naszyjnik na szyję i pocałowała go w czoło. Missile stał nieopodal i patrzył na niego z zazdrością. Lisa wyglądała, jakby ktoś ją walnął w twarz.
-Aris! -zawołałem do niego. -Łap!
Złapał w locie maskotkę.
Missile? Wybacz, że takie i krótkie i że tak późno- we Włoszech ciężko się odpisuje XD Przepraszam też tych, którzy czekają na moją odpowiedź jeszcze dłużej- misja wkrótce się kończy, więc ja i Missile musimy się z nią pospieszyć.
Nikt nie odpowiedział. Chociaż ten sprzedawca biletów wstępu zachowywał się jakby umarł trzy stulecia temu, uwaga na temat tych pułapek i faktu, że tylko wilki Ciemności zdołały przez nie przejść, była nieco przerażająca.
-Może się lepiej wycofamy? -spytała Liselotte, która, mimo, że zwykle była taka odważna, była, o dziwo, najbardziej przestraszona.
Missile popatrzy na nią ze zdziwieniem.
-No co ty! Straciłbym złotówkę!
Wadera odwróciła ku niemu piorunujące spojrzenie. On jednak nadal upierał się przy swoim. Po chwili wyszła z tego porządna kłótnia- zaczęło się od zastanawiania się, czy mamy pójść, a skończyło na stwierdzeniu, że Missile ma kurczaka zamiast mózgu, a Liselotte śmierdzą nogi.
-Dobra, dość! -krzyknąłem, gdy Liselotte dowiedziała się, że wygląda jak krzyżówka tchórzofretki z hipopotamem. -Idziemy i koniec kropka.
Sam się zdziwiłem, że te słowa wyszły z moich ust. Sam bardzo się bałem - wilk Ciemności był ze mnie tak samo marny, jak z Aris'a wilk Wody. Lisa i Missile natychmiast zamilkli, a najmłodszy Rycerz westchnął smętnie- słuchanie tej kłótni sprawiło mu najwyraźniej wielką radochę.
-Widzisz? Nawet Nico się zgadza! -warknął nasz przywódca.
Zarumieniłem się lekko- "nawet"?
Wkrótce przekroczyliśmy próg z napisem "wejście". Na początku trafiliśmy na sklep z pamiątkami "made in china".
-Nie no, to już gruba przesada! -żachnął się Missile.
Wzruszyłem ramionami. Wszedłem do środka i kupiłem Aris'owi szmacianego misia polarnego.
Gdy, po zapłaceniu 20 złotych (dwudziestu?! zdzierstwo... ) znów znalazłem się obok pozostałych Rycerzy, zobaczyłem, że nie ja jeden kupiłem coś innym. Aris stał nieopodal obok Emmy i wręczał jej jakiś plastikowy wisiorek z podróbką niebieskiego diamentu. Mimo, że był kiczowaty, wadera wyglądała na bardzo zadowoloną. Założyła naszyjnik na szyję i pocałowała go w czoło. Missile stał nieopodal i patrzył na niego z zazdrością. Lisa wyglądała, jakby ktoś ją walnął w twarz.
-Aris! -zawołałem do niego. -Łap!
Złapał w locie maskotkę.
Missile? Wybacz, że takie i krótkie i że tak późno- we Włoszech ciężko się odpisuje XD Przepraszam też tych, którzy czekają na moją odpowiedź jeszcze dłużej- misja wkrótce się kończy, więc ja i Missile musimy się z nią pospieszyć.
czwartek, 6 sierpnia 2015
Od Daiki
Przyciągnęłam do groty upolowanego borsuka i zaczęłam go jeść. Umierałam z głodu. Słońce dopiero wstawało, a ja już zdążyłam być na polowaniu. W spokoju odrywałam kawałki mięsa i delektowałam się ich smakiem pewna, że większość watahy jeszcze śpi. Jednak nie była to prawda. W pewnym momencie bowiem usłyszałam za sobą czyiś głos.
- Cześć Daiki! - mimo, że głos ten brzmiał przyjaźnie, tak mnie zaskoczył, że w mgnieniu oka odwróciłam się z najeżoną sierścią w geście obronnyma, a z łap posypały się iskry. Rozluźniłam się dopiero gdy zobaczyłam przed sobą Aust. Miała wytzreszczone oczy i położone po sobie uszy.
- Spokojnie, kochana - powiedziała.
- Przestraszyłaś mnie - usprawiedliwiłam się - Ty już nie śpisz?
- Jak widać. Wstało słońce! Trzeba ruszać na polowanko! Muszę też przynieść co nieco do groty. Co prawda Drake i Zuko już umieją sami polować, ale trochę zapasów nie zaszkodzi.
- Wstało słońce? Kto to mówi? Myślałam, że jesteś Wilkiem Cienia...
- Ha, ha, ha. Oczywiście, że lubię też ciemność.
- Ok. A tak w ogóle jak tam Zuko i Drake?
Aust już otworzyła pysk ale przerwał jej jakiś okrzyk dochodzący z zewnątrz.
- Dobrze! - usłyszałyśmy. Obejrzałyśmy się i zobaczyłyśmy zbliżających się do nas Zuko i Drake'a. Drake biegł łąką, a obok niego Zuko podskakiwał jak zając co chwilę podlatując.
- O wilku mowa - mruknęła Aust - Nie mogliście wytrzymać godziny w grocie?!
- Nie! - wykrzyknął Zuko - Szpiegowaliśmy cię!
- Myślałem, że mieliśmy jej o tym nie mówić - powiedział Drake.
- E....
- Cześć chłopaki - przywitałam się.
- Cześć Daiki - odparł Drake kiedy podeszli bliżej.
- Hej! - Zuko mrugnął do mnie znacząco, a ja tylko spojrzałam na niego krzywo i popukałam się łapą w czoło.
- No dobra - westchnęła Aust - Może jak już tu jesteśmy to pójdziemy razem na polowanie - zerknęła mi przez ramię na mięso borsuka - Czy...nie?
- Nie no w sumie mogę pójść dla towarzystwa - uśmiechnęłam się i w czwórkę ruszyliśmy w stronę wodospadu. Po drodze Drake i dzieciny zuko wlekli się gdzieś z tyłu, a ja z Aust rozmawiałyśmy idąc przodem.
- Wiesz Daiki...ostatnio dużo się dzieje w watasze. Strasznie dużo szczeniaków nagle przybyło - powiedziała.
- Eh, no. Sporo.
- Nie mają co robić, a fajnie by było gdyby się wspólnie pobawiły, może by im tak zorganizować jakąś zabawę?
- Co? W sensie, że zabawę dla dzieciaków? - prychnęłam.
- No, a co? Czemu nie?
Westchnęłam. Nagle podbiegł do mnie Zuko.
- Daiki! Patrz czego się nauczyłem! - wzniósł się metr nad ziemię i machnął skrzydłami. Z czubków jego skrzydeł buchnęły płomienie. Na chwilę ogień przybrał kształt głowy smoka, a następnie rozwiał się. Szczeniak opadł na ziemię - I co?
- Nieźle - pochwaliłam go po czym zwróciłam się do Aust - W sumie to może jednak nie jest taki zły pomysł...
- Daiki? Ty i szczeniaki? - spytała Emriv w drodze do Doliny - Robisz postępy.
- Oj przestań - powiedziałam - To rozluźni atmosferę. Będzie ciekawie, zobaczysz.
- Nie no, ja nie mam nic przeciwko szczeniakom, ale ty zawsze miałaś. Czyżby ktoś cię namówił? Nie mów mi, że sama na to wpadłaś?
Popatrzyłam na nią.
- No dobra, Aust mi podpowiedziała.
- Tak właśnie myślałam. Cała Art...
W Dolinie zebrała się już większość wilków czekając na moją przemowę. Wspięłam się na wielki głaz i odczekałam chwilę aż wszyscy się zebrali.
- Ogłoszenia parafialne! No więc moje drogie wilczki, ja - wasza Alfa - mam dla was, mam nadzieję, dobre wieści. Z uwagi na to, że w watasze pojawiło się sporo szczeniaków chciałabym zorganizować specjalnie dla nich festiwal! Powiem krótko i zwięźle: zaproszone są wszystkie szczeniaki, a jeśli ich rodzice chcą to również mogą przyjść. Jeśli wolą odpocząć w grotach lub wybrać się na polowania mogą zostawić pociechy na festiwalu. Święto będzie trwało miesiąc licząc od dziś. Codziennie będzie można przyjść do Doliny i zabawić się. Będą konkursy i świetna zabawa. To chyba tyle...Ach! Wieczorem zapraszam na uroczyste otwarcie festiwalu!
Zeszłam z głazu, a wilki zaczęły się rozchodzić. Podeszłam do Aut.
- Jak mi poszło? - spytałam uśmiechając się komicznie.
- Świetnie! - zawołał Zuko gdzieś z za pleców Aust. Wadera przewróciła oczami.
- Dobrze ci poszło Daiki, teraz tylko trzeba będzie to wszystko zorganizować.
Wieczorem znowu w Dolinie zebrał się tłumek. Jednak tym razem nie przyszli wszyscy. Jedynie szczeniaki, ich rodzice i nieliczne dorosłe wilki nie mające szczeniaków. Festiwal został otwarty.
Wszyscy rozmawiali, śmiali się, korzystali z bufetów (czyli płaskich kamieni, na których ułożono jedzenie), a wszędzie pod łapami plątały się najmłodsze szczeniaki. Ogólnie panował miły chaos. Przechadzałam się wśród tego wszystkiego obserwując wilki.
- Ej! Oszalałeś!? Jeszcze mnie popażysz! - wrzasnęła gdzieś po prawej Kirkhe próbując odgonić wrednego Zuko. Z kolei po mojej prawej, na trawie siedzieli Missile, Nico i Hope wesoło rozmawiając. Przy jednym z bufetów zaczaił się Aris i mimo, że jedzenie było darmowe on i tak bawił się w tajnego szpiega kradnąc kawałki mięsa. W końcu po dwóch godzinach nadszedł czas na konkursy dla młodzieży. Najpierw sportowe: gonitwa za zającem, skok przez kałużę, wspinanie się na drzewo i inne tego typu. Na końcu odbył się pokaz żywiołów. Polegało to na tym, że każdy - oczywiście kto chciał - mógł zaprezentować jakąś magiczną sztuczkę związaną z jego żywiołem. Zuko oczywiście zgłosił się pierwszy. Wszedł na wielki głaz żeby było go widać i pokazał tę samą sztuczkę, którą pokazał mi rano. Następna była Kirkhe. Odchąrzknęła, upewniła się, że wszystkie oczy są skierowane na nią po czym zatoczyła łapą krąg przed sobą. W powietru pojawił się strumień wodu, który następnie spadł jej na głowę, przepłynął przez całą długość jej grzbietu i wystrzelił ponownie w powietrze na końcu ogona i rozprysnął się. Kirkhe ukłoniła się. Nie była to chyba jakaś specjalnie trudna sztuczka (chociaż ja to się na wodzie nie znam) ale usprawiedliwiał ją jej młody wiek.
Jakiś szczeniak? Kto następny? :)
- Cześć Daiki! - mimo, że głos ten brzmiał przyjaźnie, tak mnie zaskoczył, że w mgnieniu oka odwróciłam się z najeżoną sierścią w geście obronnyma, a z łap posypały się iskry. Rozluźniłam się dopiero gdy zobaczyłam przed sobą Aust. Miała wytzreszczone oczy i położone po sobie uszy.
- Spokojnie, kochana - powiedziała.
- Przestraszyłaś mnie - usprawiedliwiłam się - Ty już nie śpisz?
- Jak widać. Wstało słońce! Trzeba ruszać na polowanko! Muszę też przynieść co nieco do groty. Co prawda Drake i Zuko już umieją sami polować, ale trochę zapasów nie zaszkodzi.
- Wstało słońce? Kto to mówi? Myślałam, że jesteś Wilkiem Cienia...
- Ha, ha, ha. Oczywiście, że lubię też ciemność.
- Ok. A tak w ogóle jak tam Zuko i Drake?
Aust już otworzyła pysk ale przerwał jej jakiś okrzyk dochodzący z zewnątrz.
- Dobrze! - usłyszałyśmy. Obejrzałyśmy się i zobaczyłyśmy zbliżających się do nas Zuko i Drake'a. Drake biegł łąką, a obok niego Zuko podskakiwał jak zając co chwilę podlatując.
- O wilku mowa - mruknęła Aust - Nie mogliście wytrzymać godziny w grocie?!
- Nie! - wykrzyknął Zuko - Szpiegowaliśmy cię!
- Myślałem, że mieliśmy jej o tym nie mówić - powiedział Drake.
- E....
- Cześć chłopaki - przywitałam się.
- Cześć Daiki - odparł Drake kiedy podeszli bliżej.
- Hej! - Zuko mrugnął do mnie znacząco, a ja tylko spojrzałam na niego krzywo i popukałam się łapą w czoło.
- No dobra - westchnęła Aust - Może jak już tu jesteśmy to pójdziemy razem na polowanie - zerknęła mi przez ramię na mięso borsuka - Czy...nie?
- Nie no w sumie mogę pójść dla towarzystwa - uśmiechnęłam się i w czwórkę ruszyliśmy w stronę wodospadu. Po drodze Drake i dzieciny zuko wlekli się gdzieś z tyłu, a ja z Aust rozmawiałyśmy idąc przodem.
- Wiesz Daiki...ostatnio dużo się dzieje w watasze. Strasznie dużo szczeniaków nagle przybyło - powiedziała.
- Eh, no. Sporo.
- Nie mają co robić, a fajnie by było gdyby się wspólnie pobawiły, może by im tak zorganizować jakąś zabawę?
- Co? W sensie, że zabawę dla dzieciaków? - prychnęłam.
- No, a co? Czemu nie?
Westchnęłam. Nagle podbiegł do mnie Zuko.
- Daiki! Patrz czego się nauczyłem! - wzniósł się metr nad ziemię i machnął skrzydłami. Z czubków jego skrzydeł buchnęły płomienie. Na chwilę ogień przybrał kształt głowy smoka, a następnie rozwiał się. Szczeniak opadł na ziemię - I co?
- Nieźle - pochwaliłam go po czym zwróciłam się do Aust - W sumie to może jednak nie jest taki zły pomysł...
- Daiki? Ty i szczeniaki? - spytała Emriv w drodze do Doliny - Robisz postępy.
- Oj przestań - powiedziałam - To rozluźni atmosferę. Będzie ciekawie, zobaczysz.
- Nie no, ja nie mam nic przeciwko szczeniakom, ale ty zawsze miałaś. Czyżby ktoś cię namówił? Nie mów mi, że sama na to wpadłaś?
Popatrzyłam na nią.
- No dobra, Aust mi podpowiedziała.
- Tak właśnie myślałam. Cała Art...
W Dolinie zebrała się już większość wilków czekając na moją przemowę. Wspięłam się na wielki głaz i odczekałam chwilę aż wszyscy się zebrali.
- Ogłoszenia parafialne! No więc moje drogie wilczki, ja - wasza Alfa - mam dla was, mam nadzieję, dobre wieści. Z uwagi na to, że w watasze pojawiło się sporo szczeniaków chciałabym zorganizować specjalnie dla nich festiwal! Powiem krótko i zwięźle: zaproszone są wszystkie szczeniaki, a jeśli ich rodzice chcą to również mogą przyjść. Jeśli wolą odpocząć w grotach lub wybrać się na polowania mogą zostawić pociechy na festiwalu. Święto będzie trwało miesiąc licząc od dziś. Codziennie będzie można przyjść do Doliny i zabawić się. Będą konkursy i świetna zabawa. To chyba tyle...Ach! Wieczorem zapraszam na uroczyste otwarcie festiwalu!
Zeszłam z głazu, a wilki zaczęły się rozchodzić. Podeszłam do Aut.
- Jak mi poszło? - spytałam uśmiechając się komicznie.
- Świetnie! - zawołał Zuko gdzieś z za pleców Aust. Wadera przewróciła oczami.
- Dobrze ci poszło Daiki, teraz tylko trzeba będzie to wszystko zorganizować.
Wieczorem znowu w Dolinie zebrał się tłumek. Jednak tym razem nie przyszli wszyscy. Jedynie szczeniaki, ich rodzice i nieliczne dorosłe wilki nie mające szczeniaków. Festiwal został otwarty.
Wszyscy rozmawiali, śmiali się, korzystali z bufetów (czyli płaskich kamieni, na których ułożono jedzenie), a wszędzie pod łapami plątały się najmłodsze szczeniaki. Ogólnie panował miły chaos. Przechadzałam się wśród tego wszystkiego obserwując wilki.
- Ej! Oszalałeś!? Jeszcze mnie popażysz! - wrzasnęła gdzieś po prawej Kirkhe próbując odgonić wrednego Zuko. Z kolei po mojej prawej, na trawie siedzieli Missile, Nico i Hope wesoło rozmawiając. Przy jednym z bufetów zaczaił się Aris i mimo, że jedzenie było darmowe on i tak bawił się w tajnego szpiega kradnąc kawałki mięsa. W końcu po dwóch godzinach nadszedł czas na konkursy dla młodzieży. Najpierw sportowe: gonitwa za zającem, skok przez kałużę, wspinanie się na drzewo i inne tego typu. Na końcu odbył się pokaz żywiołów. Polegało to na tym, że każdy - oczywiście kto chciał - mógł zaprezentować jakąś magiczną sztuczkę związaną z jego żywiołem. Zuko oczywiście zgłosił się pierwszy. Wszedł na wielki głaz żeby było go widać i pokazał tę samą sztuczkę, którą pokazał mi rano. Następna była Kirkhe. Odchąrzknęła, upewniła się, że wszystkie oczy są skierowane na nią po czym zatoczyła łapą krąg przed sobą. W powietru pojawił się strumień wodu, który następnie spadł jej na głowę, przepłynął przez całą długość jej grzbietu i wystrzelił ponownie w powietrze na końcu ogona i rozprysnął się. Kirkhe ukłoniła się. Nie była to chyba jakaś specjalnie trudna sztuczka (chociaż ja to się na wodzie nie znam) ale usprawiedliwiał ją jej młody wiek.
Jakiś szczeniak? Kto następny? :)
Festiwal Szczeniaków!
Festiwal Szczeniaków
To specjalny event, który potrwa miesiąc, a więc od 06.08 do 06.09. Zacznie się od opowiadania od Alfy, w ktorym opisane będzie rozpoczęcie się festiwalu. Nastęnie w Dolinie przez miesiąc będą trwały różne zabawy dla szczeniaków, o których będzie można pisać w opowiadaniach. Ale nie tylko, bo przyjśc będzie można również tylko po ty by spotkać się z innymi wilkami i spędzić z nimi czas. Przez ten miesiąc będzie również obowiązywał specjalny bonus dla szczeniaków ponieważ będą one dostawały za każde opowiadanie 25 zamiast 10 ks. Na festiwal zostaną zaproszone wszystkie szczeniaki i ich rodzice, ale w łaściwie przyjść będzie mógł ten kto chce. A mówiąc szczeniaki mam na myśli wszystkie wilki poniżej 7 lat.
W czasie festiwalu będzie też dodatkowo zorganizowany mini konkurs. Tzw. Konkurs Talentów. Dlaczego tak się nazywa? Ano, wilki (wszsystkie, nie tylko szczeniaki) będą miały za zadanie zebrać podczas tego miesiąca jak najwięcej s.u.m.*. Obojętnie jak, ważne, żeby zebrać ich jak najwięcej. Z tej też okazji w tzw. sklepie watahowaym zrobimy małą promocję na eż. Zamiast po 70 ks. będą po 60 ks.
*jakby ktoś jeszcze nie wiedział:
s.u.m. - stopnie umiejętności magicznych
eż - eliksiry żywiołów
To specjalny event, który potrwa miesiąc, a więc od 06.08 do 06.09. Zacznie się od opowiadania od Alfy, w ktorym opisane będzie rozpoczęcie się festiwalu. Nastęnie w Dolinie przez miesiąc będą trwały różne zabawy dla szczeniaków, o których będzie można pisać w opowiadaniach. Ale nie tylko, bo przyjśc będzie można również tylko po ty by spotkać się z innymi wilkami i spędzić z nimi czas. Przez ten miesiąc będzie również obowiązywał specjalny bonus dla szczeniaków ponieważ będą one dostawały za każde opowiadanie 25 zamiast 10 ks. Na festiwal zostaną zaproszone wszystkie szczeniaki i ich rodzice, ale w łaściwie przyjść będzie mógł ten kto chce. A mówiąc szczeniaki mam na myśli wszystkie wilki poniżej 7 lat.
W czasie festiwalu będzie też dodatkowo zorganizowany mini konkurs. Tzw. Konkurs Talentów. Dlaczego tak się nazywa? Ano, wilki (wszsystkie, nie tylko szczeniaki) będą miały za zadanie zebrać podczas tego miesiąca jak najwięcej s.u.m.*. Obojętnie jak, ważne, żeby zebrać ich jak najwięcej. Z tej też okazji w tzw. sklepie watahowaym zrobimy małą promocję na eż. Zamiast po 70 ks. będą po 60 ks.
*jakby ktoś jeszcze nie wiedział:
s.u.m. - stopnie umiejętności magicznych
eż - eliksiry żywiołów
Daiki ;p
Za pomysł dziękuję Cernunnos.
Dołączył Fineas!
Imię: Fineas
Drugie imię: -
Przydomek: "Oślepiający"
Wiek: 12 lat
Płeć: basior
Żywioł: Światło
Stopień umiejętności magicznych: 10
Stanowisko: strażnik
Charakter: Fineas to towarzyski basior z poczuciem chumoru i uśmiechem na twarzy. Wie jednak gdzie jest granica między zabawą i szaleństwem, a głupotą. Zazwyczaj opanowany, rzadko wpada w gniew. Lojalny i tolerancyjny, ale czasem za bardzo ufny. Jest dosyć kochliwy, wiele wader już mu się podobało, ale cały czas jeszcze czeka na " tą jedyną". Często w towarzystwie pięknych panienczerwieni się i plącze mu się język. Zazwyczaj jest dojrzały i spokojny, ale kompletnie nie wie jak się zachować w takiej sytuacji.
Zalety: ma dobrą pamięć i orientację w terenie.
Wady: Czasem za bardzo ufny i łatwowierny. Boi się ciemności.
Rodzina: Ma mamę Tanyę i siostę Mary, ale od bardzo dawna ich nie widział.
Zauroczenie: Daiki, Ayer, Amatis... Ale to zwykłe zauroczenie, nic więcej...
Partner: Szuka
Szczeniaki: może kiedyś...
Upomnienia: 0
Nick: howrse - OLAI
Od Emriv C.D. Koriakina
Westchnęłam.
- Nie, nic się nie stało, na prawdę. No więc nie, Wataha Wspomnień nie miała samca Alfa, mam nadzieję, że z Daiki będzie inaczej.
- A to...jak? - Koriakin trochę się jąkał nie mogąc zrozumieć jakim cudem mam córkę.
- To bardzo długa historia - odparłam wiedząc o co mu chodzi - To było w zimie. Śnieg spadł za wcześnie więc w watasze nie było zapasów mięsa. Poszłam na spacer i nagle poczułam zapach jelenia więc oczywiście poszłam w tamtą stronę. Okazało się, że jeleń już nie żyje. I tam też spotkałam Daiki. To ona zabiła jelenia, ale zwierzę przygniotło jej łapę i złamało ją. Daiki nie wiedziała skąd jest ani jak się znalazła w naszej watasze. Zaproponowałam więc, że wyleczę jej łapę, a ona może zostać w watasze do póki nie znajdzie się jej rodzina... No ale rodzina się nie znalazła... Jak się później okazało rodzice Daiki zginęli w pożarze, a ona sama znalazła się w sierocińcu.
- To jak znalazła się w Watsze Wspomnień? - spytał Koriakin.
- To też długa historia. Zła wilczyca imieniem Nefara wykradła ją z sierocińca i zostawiła na śniegu by tam zamarzła.
- Dlaczego? - oburzył się wilk.
- Ponieważ wiedziała o pewnej przepowiedni, która dotyczyła Daiki, mnie, Rei, Aust i jeszcze dwóch innych wilczyc. Chodziło właśnie o zabicie Nefary.
- Co się z nią stało?
- No...zabiłyśmy ją tamtej zimy. Już jej nie ma i nie zagraża naszej watasze. Chyba, że odrodzi się ponownie, ale brońcie od tego wszystkie wlcze bóstwa. Ona była demonem burzy, a narodziła się bardzo dawno temu kiedy jeszcze ta wataha należała do zupełnie innej Alfy. Podczas wojny z Watahą Cienia w pewną burzowa noc. Ale to było dawno. Teraz Nefara nie istnieje...za pewną cenę - westchnęłam - No ale dosyć tych smętów, chodźmy dalej.
Zaprowadziłam Koriakina nad rzekę, a gdzieś w połowie drogi uświadomiłąm sobie jak na mnie zerka. Na miejscu zarządziłam chwilowy postój.
- No! Aż się dziwię, że nie spotkaliśmy tu Rei! - zawołałam widząc, że na brzegu nie ma zywej duszy - Ale pewnie uczy polować Hope i Kirkhe.
- Kto to tak właściwie jest ta Rea? - spytał Koriakin podchodząc do wody i biorąc pierwszy łyk.
- To moja stara przyjaciółka. Jest Wilczycą Wody...no i wiatru też ale myślę, że gdyby mogłą wtedy wybierać nie dodałaby sobie drugiego żywiołu. Ale to też inna historia. Nie ważne, w każdym razie Rea oczywiście uwielbia wodę i mieszka niedaleko. Bardzo często można ją spotkać nad rzeką razem z jej dwoma córkami. Zaschło mi w gardle - napiłam się po czym położyłam się na brzegu i machnęłam od niechcenia łapą. Parę kamyczków podniosło się z ziemi i zawirowało w powietrzu tworząc miniaturowe tornado. Koriakin przyglądał się temu z uśmiechem.
- Niezła sztuczka - pochwalił mnie.
- Przestań - zaśmiałam się - To dziecinna zabawa. Właściwie to pierwsza sztuczka jakiej się nauczyłam. A tak właściwie to jakim jesteś wilkiem? Cienia?
- Tak Emriv.
- A....twój brat?
- Eh...on jest Wilkiem Światła jak większość mojej rodziny - powiedział troszeczkę zawstydzony. Zauważyłam to ale nie miałam zamiaru się z niego śmiać, ani nawet uważac to za dziwne.
- Nie martw się. Hope, córka Rei też tak ma. Rea i Kirkhe są Wilkami Wody, a ona cienia. W dodatku ona boi się ciemności.
- Ja się nie boję - powiedział. Najwyraźniej źle mnie zrozumiał.
- Nie mówię o tobie!
Nastała chwila ciszy. Każde z nas myślało co moglibyśmy zrobić lub o czym porozmawiać.
- Chcesz popływać? - spytał w końcu Koriakin.
- Jakoś za tym nie przepadam, ale... - nie skończyłam. Zamiast tego zanużyłam łapy w rzecze. Odwróciłam się do wilka.
- No chodź.
Koriakin?
- Nie, nic się nie stało, na prawdę. No więc nie, Wataha Wspomnień nie miała samca Alfa, mam nadzieję, że z Daiki będzie inaczej.
- A to...jak? - Koriakin trochę się jąkał nie mogąc zrozumieć jakim cudem mam córkę.
- To bardzo długa historia - odparłam wiedząc o co mu chodzi - To było w zimie. Śnieg spadł za wcześnie więc w watasze nie było zapasów mięsa. Poszłam na spacer i nagle poczułam zapach jelenia więc oczywiście poszłam w tamtą stronę. Okazało się, że jeleń już nie żyje. I tam też spotkałam Daiki. To ona zabiła jelenia, ale zwierzę przygniotło jej łapę i złamało ją. Daiki nie wiedziała skąd jest ani jak się znalazła w naszej watasze. Zaproponowałam więc, że wyleczę jej łapę, a ona może zostać w watasze do póki nie znajdzie się jej rodzina... No ale rodzina się nie znalazła... Jak się później okazało rodzice Daiki zginęli w pożarze, a ona sama znalazła się w sierocińcu.
- To jak znalazła się w Watsze Wspomnień? - spytał Koriakin.
- To też długa historia. Zła wilczyca imieniem Nefara wykradła ją z sierocińca i zostawiła na śniegu by tam zamarzła.
- Dlaczego? - oburzył się wilk.
- Ponieważ wiedziała o pewnej przepowiedni, która dotyczyła Daiki, mnie, Rei, Aust i jeszcze dwóch innych wilczyc. Chodziło właśnie o zabicie Nefary.
- Co się z nią stało?
- No...zabiłyśmy ją tamtej zimy. Już jej nie ma i nie zagraża naszej watasze. Chyba, że odrodzi się ponownie, ale brońcie od tego wszystkie wlcze bóstwa. Ona była demonem burzy, a narodziła się bardzo dawno temu kiedy jeszcze ta wataha należała do zupełnie innej Alfy. Podczas wojny z Watahą Cienia w pewną burzowa noc. Ale to było dawno. Teraz Nefara nie istnieje...za pewną cenę - westchnęłam - No ale dosyć tych smętów, chodźmy dalej.
Zaprowadziłam Koriakina nad rzekę, a gdzieś w połowie drogi uświadomiłąm sobie jak na mnie zerka. Na miejscu zarządziłam chwilowy postój.
- No! Aż się dziwię, że nie spotkaliśmy tu Rei! - zawołałam widząc, że na brzegu nie ma zywej duszy - Ale pewnie uczy polować Hope i Kirkhe.
- Kto to tak właściwie jest ta Rea? - spytał Koriakin podchodząc do wody i biorąc pierwszy łyk.
- To moja stara przyjaciółka. Jest Wilczycą Wody...no i wiatru też ale myślę, że gdyby mogłą wtedy wybierać nie dodałaby sobie drugiego żywiołu. Ale to też inna historia. Nie ważne, w każdym razie Rea oczywiście uwielbia wodę i mieszka niedaleko. Bardzo często można ją spotkać nad rzeką razem z jej dwoma córkami. Zaschło mi w gardle - napiłam się po czym położyłam się na brzegu i machnęłam od niechcenia łapą. Parę kamyczków podniosło się z ziemi i zawirowało w powietrzu tworząc miniaturowe tornado. Koriakin przyglądał się temu z uśmiechem.
- Niezła sztuczka - pochwalił mnie.
- Przestań - zaśmiałam się - To dziecinna zabawa. Właściwie to pierwsza sztuczka jakiej się nauczyłam. A tak właściwie to jakim jesteś wilkiem? Cienia?
- Tak Emriv.
- A....twój brat?
- Eh...on jest Wilkiem Światła jak większość mojej rodziny - powiedział troszeczkę zawstydzony. Zauważyłam to ale nie miałam zamiaru się z niego śmiać, ani nawet uważac to za dziwne.
- Nie martw się. Hope, córka Rei też tak ma. Rea i Kirkhe są Wilkami Wody, a ona cienia. W dodatku ona boi się ciemności.
- Ja się nie boję - powiedział. Najwyraźniej źle mnie zrozumiał.
- Nie mówię o tobie!
Nastała chwila ciszy. Każde z nas myślało co moglibyśmy zrobić lub o czym porozmawiać.
- Chcesz popływać? - spytał w końcu Koriakin.
- Jakoś za tym nie przepadam, ale... - nie skończyłam. Zamiast tego zanużyłam łapy w rzecze. Odwróciłam się do wilka.
- No chodź.
Koriakin?
Od Antarina C.D. Snow
-Wiesz... - zacząłem przerywając ciszę. - Jak się dziś kłóciliśmy o zdobycz to myślałem, że się nie polubimy. Ale potem spędziliśmy naprawdę cudowne popołudnie. Czasem pozory mylą.
- Wiem - Snow uśmiechnęła się lekko. - O tym samym pomyślałam.
- To był chyba mój najlepszy dzień w watasze. I wiesz co...?
- Co? - spojrzała mi w oczy.
Przysunąłem się trochę bliżej.
- Jednak cię polubiłem.
Rozmawialiśmy cicho przez jakiś czas, a wraz ze znikającymi za horyzontem promieniami słońca zacząłem robić sie senny.
- Spotkamy się jeszcze? - spytała nagle Snow.
- To zależy tylko od nas - odparłem. - Ale... Tak, chyba tak. Taką przynajmniej mam nadzieję. Fajnie by było kiedyś jeszcze to powtórzyć.
Snow skinęła głową. Ziewnąłem, a powieki same mi opadły. Ostatki blask słoneczny schował się za horyzontem.
(Snow?)
- Wiem - Snow uśmiechnęła się lekko. - O tym samym pomyślałam.
- To był chyba mój najlepszy dzień w watasze. I wiesz co...?
- Co? - spojrzała mi w oczy.
Przysunąłem się trochę bliżej.
- Jednak cię polubiłem.
Rozmawialiśmy cicho przez jakiś czas, a wraz ze znikającymi za horyzontem promieniami słońca zacząłem robić sie senny.
- Spotkamy się jeszcze? - spytała nagle Snow.
- To zależy tylko od nas - odparłem. - Ale... Tak, chyba tak. Taką przynajmniej mam nadzieję. Fajnie by było kiedyś jeszcze to powtórzyć.
Snow skinęła głową. Ziewnąłem, a powieki same mi opadły. Ostatki blask słoneczny schował się za horyzontem.
(Snow?)
Od Koriakina C.D. Emriv
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
- To będzie dla mnie zaszczyt - skłoniłem lekko głowę.
Emriv odpowiedziała uśmiechem i ruszyła przodem. Tadashi przewrócił oczami, przesadnie papugując ukłon. Trzepnąłem go szybko łapą w ucho i rzuciłem nieme ostrzeżenie. Musiało to wyglądać przekomicznie, biorąc pod uwagę różnicę wzrostu między nami. Dogoniłem byłą Alfę z przepraszającym uśmiechem.
- Przepraszam za brata. Bywa...a raczej JEST nieco denerwujący.
Emriv uniosła pytająco brwi.
- Jesteście rodzeństwem? - zdziwiła się.
Nie miałem jej tego za złe. Tadashi i ja różnimy się. Nawet BARDZO się różnimy.
- Tak. Tadashi jest moim młodszym bratem - wyjaśniłem. - Nie sugeruj się wzrostem. Braciszkowi chyba nieco bardziej się w tym temacie poszczęściło.
- Rzeczywiście...Ale gdzie on jest?
Obejrzałem się. Tadashi w rzeczy samej gdzieś zniknął. Machnąłem niedbale łapą.
- To normalne - powiedziałem. - Najwyraźniej nie umie docenić waszej gościnności.
- Nic się nie stało - wadera uśmiechnęła się.
Ile ja bym dał żeby znowu ten uśmiech zobaczyć!
- Jesteśmy teraz w Lesie Watahy Wspomnień - powiedziała nagle Emriv.
Las był piękny. Moją głowę zaprzątało jednak nie dające mi spokoju pytanie. Spojrzałem ukradkiem na Emriv. Wadera wydawała się być w swoim żywiole. Słuchała ptaków, obserwowała każde drzewo - w skrócie śledziła życie lasu, uśmiechając się przy tym. Aż szkoda mi było wyrywać ją z tego transu:
- Mogę cię o coś zapytać?
- Zamieniam się w słuch - wilczyca zwróciła na mnie uwagę.
- Wspominałaś, że obecna Alfa jest twoją córką. Czy masz więc jakiegoś partnera? - zapadła krótka cisza, po której szybko się poprawiłem: - Wybacz, chyba nie powinienem o to pytać. Co mi, włóczędze, do takich spraw.
<Emriv?>
- To będzie dla mnie zaszczyt - skłoniłem lekko głowę.
Emriv odpowiedziała uśmiechem i ruszyła przodem. Tadashi przewrócił oczami, przesadnie papugując ukłon. Trzepnąłem go szybko łapą w ucho i rzuciłem nieme ostrzeżenie. Musiało to wyglądać przekomicznie, biorąc pod uwagę różnicę wzrostu między nami. Dogoniłem byłą Alfę z przepraszającym uśmiechem.
- Przepraszam za brata. Bywa...a raczej JEST nieco denerwujący.
Emriv uniosła pytająco brwi.
- Jesteście rodzeństwem? - zdziwiła się.
Nie miałem jej tego za złe. Tadashi i ja różnimy się. Nawet BARDZO się różnimy.
- Tak. Tadashi jest moim młodszym bratem - wyjaśniłem. - Nie sugeruj się wzrostem. Braciszkowi chyba nieco bardziej się w tym temacie poszczęściło.
- Rzeczywiście...Ale gdzie on jest?
Obejrzałem się. Tadashi w rzeczy samej gdzieś zniknął. Machnąłem niedbale łapą.
- To normalne - powiedziałem. - Najwyraźniej nie umie docenić waszej gościnności.
- Nic się nie stało - wadera uśmiechnęła się.
Ile ja bym dał żeby znowu ten uśmiech zobaczyć!
- Jesteśmy teraz w Lesie Watahy Wspomnień - powiedziała nagle Emriv.
Las był piękny. Moją głowę zaprzątało jednak nie dające mi spokoju pytanie. Spojrzałem ukradkiem na Emriv. Wadera wydawała się być w swoim żywiole. Słuchała ptaków, obserwowała każde drzewo - w skrócie śledziła życie lasu, uśmiechając się przy tym. Aż szkoda mi było wyrywać ją z tego transu:
- Mogę cię o coś zapytać?
- Zamieniam się w słuch - wilczyca zwróciła na mnie uwagę.
- Wspominałaś, że obecna Alfa jest twoją córką. Czy masz więc jakiegoś partnera? - zapadła krótka cisza, po której szybko się poprawiłem: - Wybacz, chyba nie powinienem o to pytać. Co mi, włóczędze, do takich spraw.
<Emriv?>
środa, 5 sierpnia 2015
Dołączyła Amatis!
Imię: Amatis
Drugie imię: -
Przydomek: "Blask"
Wiek: 8 lat
Płeć: wadera
Żywioł: światło
Stopień umiejętności magicznych: 6
Stanowisko: szpieg
Charakter: Szalona i potrzepana wadera, która uwielbia się bawić. Nigdy nie przepuści okazji, żeby "troszeczkę" zaszaleć. Jest wyjątkowo uparta. Dąży do celu "po trupach" i gdy coś zapragnie mieć, użyje wszelkich dostępnych sposobów by to zdobyć, nie zważając na konsekwencje. Niestety bywa to często zgubne. Gdy wymaga tego sytuacja potrafi być poważna. Oprócz zabawy uwielbia spać. Dlatego nie należy się dziwić, gdy spotka się ją spiącą w jakimś dziwnym miejscu. Ona tak po prostu ma. Amatis jest bardzo ciekawską waderą. Często wtyka nos w nieswoje sprawy, przez co wpada w kłopoty.
Zalety: Dzięki olbrzymiej wyobraźni potrafi wymyśleć niecodzienne sposoby, na rozwiązanie problemu.
Wady: Ma alargię na kwiaty, nad czym bardzo ubolewa. Dodatkowo posiada bardzo słabą orientację w terenie. Jak przystało na porządnego wilka światła boi się ciemności.
Rodzina:
matka: Lithium
ojciec: Acer
Zauroczenie: -
Partner: -
Szczeniaki: -
Upomnienia: 0
Nick: ciasteczkowypotowor@gmail.com
Drugie imię: -
Przydomek: "Blask"
Wiek: 8 lat
Płeć: wadera
Żywioł: światło
Stopień umiejętności magicznych: 6
Stanowisko: szpieg
Charakter: Szalona i potrzepana wadera, która uwielbia się bawić. Nigdy nie przepuści okazji, żeby "troszeczkę" zaszaleć. Jest wyjątkowo uparta. Dąży do celu "po trupach" i gdy coś zapragnie mieć, użyje wszelkich dostępnych sposobów by to zdobyć, nie zważając na konsekwencje. Niestety bywa to często zgubne. Gdy wymaga tego sytuacja potrafi być poważna. Oprócz zabawy uwielbia spać. Dlatego nie należy się dziwić, gdy spotka się ją spiącą w jakimś dziwnym miejscu. Ona tak po prostu ma. Amatis jest bardzo ciekawską waderą. Często wtyka nos w nieswoje sprawy, przez co wpada w kłopoty.
Zalety: Dzięki olbrzymiej wyobraźni potrafi wymyśleć niecodzienne sposoby, na rozwiązanie problemu.
Wady: Ma alargię na kwiaty, nad czym bardzo ubolewa. Dodatkowo posiada bardzo słabą orientację w terenie. Jak przystało na porządnego wilka światła boi się ciemności.
Rodzina:
matka: Lithium
ojciec: Acer
Zauroczenie: -
Partner: -
Szczeniaki: -
Upomnienia: 0
Nick: ciasteczkowypotowor@gmail.com
poniedziałek, 3 sierpnia 2015
Od Emriv C.D. Koriakina
- Hm...pomyśłmy...słyszałam o pewnej watasze w pobliżu. Nazywana jest Watahą Wspomnień, a jej historia jest długa jak świat. Ponoć rozciąga się na ogromnych terenach i graniczy ze straszliwą Watahą Cienia dzielnie stawiając jej czoła - uśmiechnęłąm się pod nosem widząc, że wilki cierpliwie słuchają i ewidentnie podoba im się ten opis - Wataha ta przyjmuje jednak jedynie specjalne wilki. Jej mieszkańcy dysponują mocami sześciu żywiołów co czyni ich potężńymi wilkami. A wy jesteście Wilkami Żywiołów?
- Tak, miła pani - odezwał się Koriakin - Wiesz może gdzie znajduje się ta wataha?
- Tak neiskromnie mówiąc to jestem jej byłą Alfą - powiedziałam powstrzymując śmiech.
- Byłą, powiadasz? - zdziwił się przybysz imieniem Koriakin.
- Przez długi czas władałam tymi terenami. Teraz rządzi tam moja córka - Daiki.
- Och, cudownie...a więc mamy pytanie czy...twoja córka pozwoliłaby nam przyłączyć się do Watahy Wspomnień?
- Myślę, że tak - uśmiechnęłam się - Jest bardzo miłą osobą.
Po przebyciu całej drogi, która dzieliła nas od groty Alfy stanęliśmy u progu, a ja zapukałam w kamienną ścianę. Gdzieś z głębi dało się słyszeć jakiś szum po czym na zewnątrz wyszła młoda wadera o brązowo-czerwonej sierści i oczach koloru szmaragdów. N amój widok uśmiechnęła się.
- Hej Emriv - przywitała mnie - A to kto? - tu wskazała na dwa wilki stojące za mną.
- Twierdzą, że chcą dołączyć - uśmiechnęłam się.
Daiki podeszła do wilków i uważnie się im przyjrzała.
- Serio? Chcecie dołączyć? Jesteście prawdziwymi twardzielami, którzy wypełnią każdy mój rozkaz? Czy jesteście gotowi na żelazne zasady jakie ustawiam ja - starszliwa i nieugięta Alfa o kamiennym sercu...
- Daiki - przerwałam jej - nie strasz nowych...
- Psujesz efekt - poskarżyła się po czym zwróciła się ze śmiechem do zdziwionych wilków - No żartuję no... Nie można trochę postraszyć wilków? - to mówiąc odwróciła się i udała z powrotem do jaskini - Chcesz im pokazać watahę? - rzuciła jeszcze.
- Ale z ciebie leniwa Alfa - zażartowałam.
- No sory! Mam sporo pracy!
- Dobra, rozumiem - spojrzałam na wilki - To chodźcie, pokażę wam conieco.
Koriakin? Tadashi?
- Tak, miła pani - odezwał się Koriakin - Wiesz może gdzie znajduje się ta wataha?
- Tak neiskromnie mówiąc to jestem jej byłą Alfą - powiedziałam powstrzymując śmiech.
- Byłą, powiadasz? - zdziwił się przybysz imieniem Koriakin.
- Przez długi czas władałam tymi terenami. Teraz rządzi tam moja córka - Daiki.
- Och, cudownie...a więc mamy pytanie czy...twoja córka pozwoliłaby nam przyłączyć się do Watahy Wspomnień?
- Myślę, że tak - uśmiechnęłam się - Jest bardzo miłą osobą.
Po przebyciu całej drogi, która dzieliła nas od groty Alfy stanęliśmy u progu, a ja zapukałam w kamienną ścianę. Gdzieś z głębi dało się słyszeć jakiś szum po czym na zewnątrz wyszła młoda wadera o brązowo-czerwonej sierści i oczach koloru szmaragdów. N amój widok uśmiechnęła się.
- Hej Emriv - przywitała mnie - A to kto? - tu wskazała na dwa wilki stojące za mną.
- Twierdzą, że chcą dołączyć - uśmiechnęłam się.
Daiki podeszła do wilków i uważnie się im przyjrzała.
- Serio? Chcecie dołączyć? Jesteście prawdziwymi twardzielami, którzy wypełnią każdy mój rozkaz? Czy jesteście gotowi na żelazne zasady jakie ustawiam ja - starszliwa i nieugięta Alfa o kamiennym sercu...
- Daiki - przerwałam jej - nie strasz nowych...
- Psujesz efekt - poskarżyła się po czym zwróciła się ze śmiechem do zdziwionych wilków - No żartuję no... Nie można trochę postraszyć wilków? - to mówiąc odwróciła się i udała z powrotem do jaskini - Chcesz im pokazać watahę? - rzuciła jeszcze.
- Ale z ciebie leniwa Alfa - zażartowałam.
- No sory! Mam sporo pracy!
- Dobra, rozumiem - spojrzałam na wilki - To chodźcie, pokażę wam conieco.
Koriakin? Tadashi?
niedziela, 2 sierpnia 2015
Od Snow C.D. Antarina
Zrozumiałam to chlapnięcie, jako zaproszenie do zabawy, więc odpowiedziałam Antarinowi tym samym. Ten się uśmiechnął i tak zaczęła się nasza wielka
bitwa wodna. Nurkowaliśmy, chlapaliśmy się, zanurzaliśmy , po to aby wynurzyć się ponownie. Tak właśnie upłynęło nam całe popołudnie, a tak w tajemnicy
mówiąc, było to jedno z najmilszych moich popołudni w Watasze Wspomnień.
- To co robimy teraz? - zapytałam, nadal będąc w wodzie
- Sam nie wiem - przyznał basior
Zastanawialiśmy się przez chwilę, gdzie możemy pójść.
- Wiem! - krzyknęłam tak nagle i głośno, że sama się przestraszyłam - znam fajne miejsce, niedaleko stąd
- To chodźmy - zaproponował Antarin ruszając od razu - a gdzie to jest? - spytał po chwili, kiedy zorientował się, że nie wie nawet gdzie iść
- Hmmm - uśmiechnęłam się - zobaczysz, jak dojdziemy..
Ruszyłam przodem, a tuż za mną Antarin. Idąc przez leśną ścieżkę, nagle przed nami wyrosły, jak z pod ziemi krzaki.
- To jest to tajemnicze miejsce? - zdziwił się basior
- Tak, prawie - odparłam
- Ale...? - nie dałam basiorowi dokończyć, ponieważ odchyliłam łapą gęste krzaki, a naszym oczom ukazał się widok:
http://www.tapeta-zachod-gory-slonca-aka-lasy.na-pulpit.com/zdjecia/zachod-gory-slonca-aka-lasy.jpeg
Weszliśmy powoli na polanę, a ja przyglądałam się zdumionemu Antarinowi.
- I co? Ładnie, nie? - spytałam
- Pięknie - odpowiedział wpatrzony w krajobraz
Chwilę potem położyliśmy się na miękkiej, pachnącej trawie i patrzyliśmy jak zachodzi słońce.
Antarin?
bitwa wodna. Nurkowaliśmy, chlapaliśmy się, zanurzaliśmy , po to aby wynurzyć się ponownie. Tak właśnie upłynęło nam całe popołudnie, a tak w tajemnicy
mówiąc, było to jedno z najmilszych moich popołudni w Watasze Wspomnień.
- To co robimy teraz? - zapytałam, nadal będąc w wodzie
- Sam nie wiem - przyznał basior
Zastanawialiśmy się przez chwilę, gdzie możemy pójść.
- Wiem! - krzyknęłam tak nagle i głośno, że sama się przestraszyłam - znam fajne miejsce, niedaleko stąd
- To chodźmy - zaproponował Antarin ruszając od razu - a gdzie to jest? - spytał po chwili, kiedy zorientował się, że nie wie nawet gdzie iść
- Hmmm - uśmiechnęłam się - zobaczysz, jak dojdziemy..
Ruszyłam przodem, a tuż za mną Antarin. Idąc przez leśną ścieżkę, nagle przed nami wyrosły, jak z pod ziemi krzaki.
- To jest to tajemnicze miejsce? - zdziwił się basior
- Tak, prawie - odparłam
- Ale...? - nie dałam basiorowi dokończyć, ponieważ odchyliłam łapą gęste krzaki, a naszym oczom ukazał się widok:
http://www.tapeta-zachod-gory-slonca-aka-lasy.na-pulpit.com/zdjecia/zachod-gory-slonca-aka-lasy.jpeg
Weszliśmy powoli na polanę, a ja przyglądałam się zdumionemu Antarinowi.
- I co? Ładnie, nie? - spytałam
- Pięknie - odpowiedział wpatrzony w krajobraz
Chwilę potem położyliśmy się na miękkiej, pachnącej trawie i patrzyliśmy jak zachodzi słońce.
Antarin?
sobota, 1 sierpnia 2015
Od Koriakina
Tadashi ponownie zachrapał przeciągle. Wydał przy tym nosem mokry odgłos świadczący o stanie jego dróg oddechowych. Zmarszczyłem nos w obrzydzeniu. Będę musiał zrobić mu jakiś napar przeciw katarowi, bo to się staje nie do zniesienia. Spojrzałem na wschód. Zaczynało świtać. Pomarańczowa łuna powoli rozjaśniała niebo, ale słońca jeszcze nie było widać. Ponownie spojrzałem na brata i westchnąłem. Czy on zawsze musi spać tak długo?
Nie czekając przysadziłem mu potężnego kuksańca w brzuch.
Jasny basior zwinął się w kłębek wydmuchując całe powietrze z przepony. Jęknął cicho i przetarł oczy łapą.
- Zaspałeś dokładnie piętnaście minut i trzydzieści pięć sekund - poinformowałem go.
Tadashi spojrzał zaspanym wzrokiem na horyzont, dalej nie wstając.
- Pogięło cię, Kory? Mieliśmy wstać o wschodzie słońca! - rzucił z wyrzutem.
- Tamta pomarańczowa łuna informuje nas, że do świtania zostało jakieś osiem minut - odparłem dobitnie. - Musimy się zbierać.
- A śniadanie? - Tadashi stęknął rozprostowując zesztywniałe, długie łapy.
- Zjedzone.
- Co?! Beze mnie?
- Gdybyś wstał dokładnie szesnaście minut i siedemnaście sekund temu na pewno być zdążył.
Basior zmarszczył brwi, ale szybko porzucił zamiar kłótni. Dobrze wiedział, że i tak nie miałby prawa głosu. To ja się nim zajmowałem całe osiem lat. Gdyby było na odwrót, zdecydowanie nie próbowałbym podważać słów starszego brata. A to JA mam przewagę wieku.
Tadashi w końcu podniósł się i otrzepał z kurzu. Wytknąłem sobie w myślach własny błąd: gdy leżał mogłem przynajmniej patrzeć na niego z góry, teraz gdy stał przerastał mnie o długość uszu. Po raz kolejny wydało mi się, że los potraktował mnie niesprawiedliwie. Wszyscy w mojej rodzinie byli tacy jak Tadashi - wysocy, mieli jasne futra bez żadnych łat czy znamion i błękitne oczy. I oczywiście wszyscy byli wilkami światła. A ja? Niski, szarak, bardziej lis niż wilk i na dodatek moim żywiołem jest ciemność. Jedyną cechą wspólną do reszty rodziny są właśnie błękitne oczy.
Gdy ruszyliśmy ponownie doszedłem jednak do tego samego wniosku co zwykle. Lubię być sobą. Mały rozmiar ma swoje plusy, a przecież nie byłem na pewno najmniejszym wilkiem w okolicy. Swojego żywiołu również na nic bym nie zamienił. Jak wtedy przesiadywałbym w mrokach nocy? Przecież gdyby nie lęk Tadashiego przed mrokiem podróżowalibyśmy także przez część nocy. Pokonywalibyśmy dłuższe dystanse co najmniej dwa razy szybciej.
Tego właśnie nigdy nie rozumiałem: jak można obawiać się ciemności? Pod osłoną nocy nikt cię nie widzi, nikt i nic nie może cię więc zaskoczyć. Może to właśnie kwestia tego, że w nocy ja widzę wszystko, a potencjalny wróg nic? Cóż, chyba nie mi o tym sądzić. Niemniej jednak dalej pozostaję w przekonaniu, że noc to najlepsza pora doby.
Podróż przez dzień mijała zaskakująco znośnie. Tadashi od czasu do czasu narzekał, że mu burczy w brzuchu, ale poza tym mało się odzywał (chwała bogom!).
Nagle basior trącił mnie w bark.
- Patrz! Ktoś jest przed nami na szlaku - powiedział podekscytowany.
Zmrużyłem oczy (było tu dla mnie zdecydowanie zbyt jasno). Rzeczywiście. Leśną ścieżkę przeciął inny wilk. Wadera, konkretnie. Zauważyła nas i zatrzymała się. Czekała aż sami podejdziemy. ,,Słusznie" pomyślałem. Gdy podeszliśmy bliżej mogłem dokładniej przyjrzeć się nieznajomej. Była całkiem... ładna? Tak się to mówi?
Nagle uświadomiłem sobie, że Tadashi zbiera się do przedstawienia nas obu. Dyskretnie nadepnąłem mu na łapę i rzuciłem spojrzenie mówiące ,,Ja się tym zajmę, ty siedź cicho". Basior był zaskoczony. Rzadko odzywałem się w naszym imieniu, zwłaszcza do wader. Mój młodszy brat zdecydowanie lepiej się z nimi dogadywał, mnie przeważnie nawet nie zaszczycały wzrokiem. Tym razem jednak poczułem dziwną chęć przypodobania się komuś. No dobra, może nie komuś. Chciałem, by właśnie ta wadera zwróciła na mnie uwagę, a nie na Tadashiego.
- Witaj, miła pani, i wybacz, że zakłócamy ci spacer - zacząłem z lekkim ukłonem przy powitaniu.
- Nic się nie stało - odparła wadera uśmiechając się lekko. - Kim jesteście?
- Wybacz ponownie. Na imię mi Koriakin Avallach, a to mój młodszy brat, Tadashi Ayoko...
- Wystarczy Dashi - przerwał mi brat wyraźnie niezadowolony z faktu, że użyłem jego drugiego imienia.
- Przybywamy z dość daleka - kontynuowałem nie zrażony. - Dawno nie mieliśmy okazji gościć w jakiejś watasze. Chciałbym tylko zapytać, czy jest tu może jakaś w pobliżu? Może udałoby się nam s końcu zagrzać gdzieś miejsce.
<Emriv? Wystarczająco grzecznie? :3>
Nie czekając przysadziłem mu potężnego kuksańca w brzuch.
Jasny basior zwinął się w kłębek wydmuchując całe powietrze z przepony. Jęknął cicho i przetarł oczy łapą.
- Zaspałeś dokładnie piętnaście minut i trzydzieści pięć sekund - poinformowałem go.
Tadashi spojrzał zaspanym wzrokiem na horyzont, dalej nie wstając.
- Pogięło cię, Kory? Mieliśmy wstać o wschodzie słońca! - rzucił z wyrzutem.
- Tamta pomarańczowa łuna informuje nas, że do świtania zostało jakieś osiem minut - odparłem dobitnie. - Musimy się zbierać.
- A śniadanie? - Tadashi stęknął rozprostowując zesztywniałe, długie łapy.
- Zjedzone.
- Co?! Beze mnie?
- Gdybyś wstał dokładnie szesnaście minut i siedemnaście sekund temu na pewno być zdążył.
Basior zmarszczył brwi, ale szybko porzucił zamiar kłótni. Dobrze wiedział, że i tak nie miałby prawa głosu. To ja się nim zajmowałem całe osiem lat. Gdyby było na odwrót, zdecydowanie nie próbowałbym podważać słów starszego brata. A to JA mam przewagę wieku.
Tadashi w końcu podniósł się i otrzepał z kurzu. Wytknąłem sobie w myślach własny błąd: gdy leżał mogłem przynajmniej patrzeć na niego z góry, teraz gdy stał przerastał mnie o długość uszu. Po raz kolejny wydało mi się, że los potraktował mnie niesprawiedliwie. Wszyscy w mojej rodzinie byli tacy jak Tadashi - wysocy, mieli jasne futra bez żadnych łat czy znamion i błękitne oczy. I oczywiście wszyscy byli wilkami światła. A ja? Niski, szarak, bardziej lis niż wilk i na dodatek moim żywiołem jest ciemność. Jedyną cechą wspólną do reszty rodziny są właśnie błękitne oczy.
Gdy ruszyliśmy ponownie doszedłem jednak do tego samego wniosku co zwykle. Lubię być sobą. Mały rozmiar ma swoje plusy, a przecież nie byłem na pewno najmniejszym wilkiem w okolicy. Swojego żywiołu również na nic bym nie zamienił. Jak wtedy przesiadywałbym w mrokach nocy? Przecież gdyby nie lęk Tadashiego przed mrokiem podróżowalibyśmy także przez część nocy. Pokonywalibyśmy dłuższe dystanse co najmniej dwa razy szybciej.
Tego właśnie nigdy nie rozumiałem: jak można obawiać się ciemności? Pod osłoną nocy nikt cię nie widzi, nikt i nic nie może cię więc zaskoczyć. Może to właśnie kwestia tego, że w nocy ja widzę wszystko, a potencjalny wróg nic? Cóż, chyba nie mi o tym sądzić. Niemniej jednak dalej pozostaję w przekonaniu, że noc to najlepsza pora doby.
Podróż przez dzień mijała zaskakująco znośnie. Tadashi od czasu do czasu narzekał, że mu burczy w brzuchu, ale poza tym mało się odzywał (chwała bogom!).
Nagle basior trącił mnie w bark.
- Patrz! Ktoś jest przed nami na szlaku - powiedział podekscytowany.
Zmrużyłem oczy (było tu dla mnie zdecydowanie zbyt jasno). Rzeczywiście. Leśną ścieżkę przeciął inny wilk. Wadera, konkretnie. Zauważyła nas i zatrzymała się. Czekała aż sami podejdziemy. ,,Słusznie" pomyślałem. Gdy podeszliśmy bliżej mogłem dokładniej przyjrzeć się nieznajomej. Była całkiem... ładna? Tak się to mówi?
Nagle uświadomiłem sobie, że Tadashi zbiera się do przedstawienia nas obu. Dyskretnie nadepnąłem mu na łapę i rzuciłem spojrzenie mówiące ,,Ja się tym zajmę, ty siedź cicho". Basior był zaskoczony. Rzadko odzywałem się w naszym imieniu, zwłaszcza do wader. Mój młodszy brat zdecydowanie lepiej się z nimi dogadywał, mnie przeważnie nawet nie zaszczycały wzrokiem. Tym razem jednak poczułem dziwną chęć przypodobania się komuś. No dobra, może nie komuś. Chciałem, by właśnie ta wadera zwróciła na mnie uwagę, a nie na Tadashiego.
- Witaj, miła pani, i wybacz, że zakłócamy ci spacer - zacząłem z lekkim ukłonem przy powitaniu.
- Nic się nie stało - odparła wadera uśmiechając się lekko. - Kim jesteście?
- Wybacz ponownie. Na imię mi Koriakin Avallach, a to mój młodszy brat, Tadashi Ayoko...
- Wystarczy Dashi - przerwał mi brat wyraźnie niezadowolony z faktu, że użyłem jego drugiego imienia.
- Przybywamy z dość daleka - kontynuowałem nie zrażony. - Dawno nie mieliśmy okazji gościć w jakiejś watasze. Chciałbym tylko zapytać, czy jest tu może jakaś w pobliżu? Może udałoby się nam s końcu zagrzać gdzieś miejsce.
<Emriv? Wystarczająco grzecznie? :3>
Od Antarina C.D. Snow
- Ja Antarin - uśmiechnąłem się do Snow. - Przepraszam, że wcześniej się nie przedstawiłem.
- Nie ma sprawy, też o tym zapomniałam - odwzajemniła uśmiech.
Podałem jej łapę i wzieliśmy się do dzielenia łupu. Gdy sprawiedliwości stałomsię zadość wzięliśmy się do jedzenia. Mięso smakowało wybornie, ciepła krew sływała mi po pysku barwiąc futro na czerwono. Snow delektowała się razem za mną co jakiś czas chwaląc cudowny smak. Gdy z jelenia zostały już tylko kości i skóra, a brzuchy były pełne spytałem:
- Wiesz może, gdzie jest jakiś strumień? Chętnie bym się umył z krwi.
- Jasne, ja też o niczym innym nie marzę. Niedaleko jest mała rzeczka, zaprowadze cię.
Wstałem i ruszyłem za Snow. Pełny brzuch i ciepłe popołudnie wprawiały mnie w przyjemny nastrój. Po paru minutach usłyszałem szum wody, a zza zarośli wyłonił się strumyk. Na oko woda sięgałaby mi do klarki piersiowej, idealna głębokość. Bez zastanowienia skoczyłem w wartki nurt. Woda była lodowata, czułem jak ciśnienie pcha mnie z biegiem rzeki. Wybiegłem z wody i wskoczyłem jeszcze raz. Snow zaczęa się śmiać.
- No chodż! - zawołałem do niej. - Jest idealnie!
Nie musiałem jej więcej prosić. Wbiegła do strumienia rozbryzgując dookoła wodę i śmiejąc się. Zanurokowałem i wynurzyłem się kawałek dalej. Snow podpłynęła do mnie.
- To co teraz robimy? - spytała?
W odpowiedzi chlapnąłem na nią.
(Snow?)
- Nie ma sprawy, też o tym zapomniałam - odwzajemniła uśmiech.
Podałem jej łapę i wzieliśmy się do dzielenia łupu. Gdy sprawiedliwości stałomsię zadość wzięliśmy się do jedzenia. Mięso smakowało wybornie, ciepła krew sływała mi po pysku barwiąc futro na czerwono. Snow delektowała się razem za mną co jakiś czas chwaląc cudowny smak. Gdy z jelenia zostały już tylko kości i skóra, a brzuchy były pełne spytałem:
- Wiesz może, gdzie jest jakiś strumień? Chętnie bym się umył z krwi.
- Jasne, ja też o niczym innym nie marzę. Niedaleko jest mała rzeczka, zaprowadze cię.
Wstałem i ruszyłem za Snow. Pełny brzuch i ciepłe popołudnie wprawiały mnie w przyjemny nastrój. Po paru minutach usłyszałem szum wody, a zza zarośli wyłonił się strumyk. Na oko woda sięgałaby mi do klarki piersiowej, idealna głębokość. Bez zastanowienia skoczyłem w wartki nurt. Woda była lodowata, czułem jak ciśnienie pcha mnie z biegiem rzeki. Wybiegłem z wody i wskoczyłem jeszcze raz. Snow zaczęa się śmiać.
- No chodż! - zawołałem do niej. - Jest idealnie!
Nie musiałem jej więcej prosić. Wbiegła do strumienia rozbryzgując dookoła wodę i śmiejąc się. Zanurokowałem i wynurzyłem się kawałek dalej. Snow podpłynęła do mnie.
- To co teraz robimy? - spytała?
W odpowiedzi chlapnąłem na nią.
(Snow?)
Witamy Levi'ego!
Imię: Levi
Drugie imię: Seijūrō
Przydomek: „Czarny”
Wiek: 11 lat
Płeć: Basior
Żywioł: Ciemność
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: Wojownik & Zwiadowca
Charakter: Levi jest skrytym w sobie i tajemniczym wilkiem. Ceni sobie ciszę i spokój. Nie lubi mówić o sobie, jednakże nie sprawdza się też w roli słuchacza. Straszny z niego uparciuch, który nigdy nie odpuszcza i nigdy się nie poddaje, walczy do samego końca. Można by rzec, że Levi to ponurak i gbur, który nie zna się na zabawie. Szczery i bezpośredni, nie owija w bawełnę tylko od razu przechodzi do rzeczy; lubi wiedzieć na czym stoi. Zawsze dba o obowiązki i stara się jak najlepiej z nich wywiązywać. Darzy szacunkiem jedynie osoby, które na to zasłużyły, oraz tylko takim skłonny jest się podporządkować. W innych przypadkach nie ma mowy, żeby słuchał czyjś rozkazów. Levi ma ogromne pokłady cierpliwości, trudno go sprowokować i wyprowadzić z równowagi, jednak nie jest to niemożliwe. Nie boi się próbować nowych rzeczy, w jego słowniku nie ma takiego słowa jak „ograniczenie”. „Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni.” Dla bliskich potrafi poświęcić wszystko, nawet własne życie. Gdyby kiedykolwiek miał przyjaciela z pewnością byłby mu lojalny i stawiałby jego dobro na pierwszym miejscu. Jeśli jest wobec Ciebie opryskliwy i niemiły, nie martw się – jest taki dla wszystkich, nie lubi nikogo; od bardzo dawna nie czuł do czyjejś osoby nic głębszego niż sentyment. Okazywanie uczuć przychodzi mu z trudem, zawsze ma założoną maskę obojętności. Nie uśmiecha się zbyt często, trudno go rozbawić.
Zalety: Levi jest bardzo szybki i zwinny, a także ma dobry refleks. Potrafi się dobrze rozpędzić, jednak taki bieg nie potrwa dłużej niż 15 minut. Jest drobnej budowy, więc nie ma większych problemów z przeciskaniem się w wąskich miejscach.
Wady: Jako wadę można uznać niewielki rozmiar ciała Levi’ego oraz jego wątłe mięśnie. Poza tym czasami kuleje na lewą tylną nogę, której nie próbował nigdy leczyć. No i boi się ognia.
Rodzina: Rodzice nieznani, przybrane rodzeństwo nie żyje.
Zauroczenie: - - -
Partner: - - -
Szczeniaki: - - -
Upomnienia: 0
Nick: Elena ❤
Drugie imię: Seijūrō
Przydomek: „Czarny”
Wiek: 11 lat
Płeć: Basior
Żywioł: Ciemność
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: Wojownik & Zwiadowca
Charakter: Levi jest skrytym w sobie i tajemniczym wilkiem. Ceni sobie ciszę i spokój. Nie lubi mówić o sobie, jednakże nie sprawdza się też w roli słuchacza. Straszny z niego uparciuch, który nigdy nie odpuszcza i nigdy się nie poddaje, walczy do samego końca. Można by rzec, że Levi to ponurak i gbur, który nie zna się na zabawie. Szczery i bezpośredni, nie owija w bawełnę tylko od razu przechodzi do rzeczy; lubi wiedzieć na czym stoi. Zawsze dba o obowiązki i stara się jak najlepiej z nich wywiązywać. Darzy szacunkiem jedynie osoby, które na to zasłużyły, oraz tylko takim skłonny jest się podporządkować. W innych przypadkach nie ma mowy, żeby słuchał czyjś rozkazów. Levi ma ogromne pokłady cierpliwości, trudno go sprowokować i wyprowadzić z równowagi, jednak nie jest to niemożliwe. Nie boi się próbować nowych rzeczy, w jego słowniku nie ma takiego słowa jak „ograniczenie”. „Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni.” Dla bliskich potrafi poświęcić wszystko, nawet własne życie. Gdyby kiedykolwiek miał przyjaciela z pewnością byłby mu lojalny i stawiałby jego dobro na pierwszym miejscu. Jeśli jest wobec Ciebie opryskliwy i niemiły, nie martw się – jest taki dla wszystkich, nie lubi nikogo; od bardzo dawna nie czuł do czyjejś osoby nic głębszego niż sentyment. Okazywanie uczuć przychodzi mu z trudem, zawsze ma założoną maskę obojętności. Nie uśmiecha się zbyt często, trudno go rozbawić.
Zalety: Levi jest bardzo szybki i zwinny, a także ma dobry refleks. Potrafi się dobrze rozpędzić, jednak taki bieg nie potrwa dłużej niż 15 minut. Jest drobnej budowy, więc nie ma większych problemów z przeciskaniem się w wąskich miejscach.
Wady: Jako wadę można uznać niewielki rozmiar ciała Levi’ego oraz jego wątłe mięśnie. Poza tym czasami kuleje na lewą tylną nogę, której nie próbował nigdy leczyć. No i boi się ognia.
Rodzina: Rodzice nieznani, przybrane rodzeństwo nie żyje.
Zauroczenie: - - -
Partner: - - -
Szczeniaki: - - -
Upomnienia: 0
Nick: Elena ❤
Subskrybuj:
Posty (Atom)