sobota, 12 września 2015

Od Nico C.D. Missile (Misja)

W biegu zauważyłem coś dziwnego - Missile wydawał się być przygnębiony.
-Co Cię dręczy? -spytałem prosto z mostu.
-Nie Twoja sprawa -warknął.
-A... Już rozumiem. Martwisz się o Liselotte, tak?
Missile obrzucił mnie morderczym spojrzeniem, ale nie zdążył się odezwać, bo Aris krzyknął:
-Jest! 
Spojrzałem w jego kierunku. W powietrzu unosiła się wielka neonowa tablica z napisem "TRZECIE ZADANE". Wprawdzie odpadło "I", ale i tak sprawiała niezłe wrażenie. No, może z wyjątkiem obtłuczonego "T", wpół oderwanego "R" i ledwo świecącego "E".
-Ona... Lata? -dopytywała się Emma.
-No. Najwyraźniej -mruknął obojętnie Missile.
-Ale... Jak?
-Mniejsza o to "jak"! Ważne, że wygląda czadowo! -zachwycał się Aris.
-Kochani, czas, czas, czas! -krzyknąłem.
-No tak, racja -odpowiedzieli chórem.
Pod napisem znajdowało się przejście do tunelu. Nagle w tle usłyszeliśmy dźwięk fortepianu, wygrywającego uroczystą muzykę.
-Wkraczamy? -zapytał Missile. -Ja jestem gotowy. Pamiętajcie, że to wielkie wyzwanie i możemy nie przeżyć. Przysięgnijcie sobie w duchu, że pod żadnym pozorem nie opuścicie innych Rycerzy w potrzebie.
Przysięgliśmy, co było łatwe, bo w tle wciąż słyszeliśmy dźwięki fortepianu.
-Wchodzę w to, a ty, Nico? -powiedział w końcu nasz szef.
-Ja też.
-Emma?
Kiwnęła głową. 
-Aris? Och, głupku, przestań bawić się tym fortepianem!
Podniosła muzyka natychmiast umilkła, a Aris, którego zniknięcia nie zauważyłem, pobiegł do nas.
-O co chodzi? -zapytał.
Missile pacnął się w czoło, ale powiedział:
-Idziesz czy nie?!
-Nie, nie, już się załatwiłem...
-Nie do WC, idioto! Do trzeciego zadania!
-Tak, czemu niby nie? -spytał ze zdziwieniem.
-To Ty nie słyszałeś mojej przemowy?
Pokręcił głową, a Missile zaczął walić głową w ścianę.
-Po prostu już tam chodźmy -przynagliła Emma.
Missile ruszył pierwszy, ale zamiast przejść przez próg odbił się od niego jak gumowa piłka. Został przy tym porażony prądem. Emma krzyknęła i spytała, czy nic mu nie jest, ale on pokazał tylko gestem, żebyśmy spróbowali przejść. Po chwili Missile, Aris i Emma leżeli obok siebie, a z ich futer trochę się dymiło. Arisowi palił się ogon, ale chyba tego nie widział. Przyszła kolej na mnie, ale wiedziałem już, że nie przejdę -domyśliłem się, że przejść mogą tylko prawdziwe wilki cienia.
Nagle ze wszystkich stron nadciągnęły wilki Cienia. Były ich dziesiątki, nie, setki! Zaczęły się powoli zbliżać. Jeden z nich, chyba ich szef, wycedził:
-No proszę, proszę... Ktoś tu chciał dorwać się do nagrody? Nic z tego.
-Nico! Właź, ale już! -warknął Missile tak cicho, że tylko ja mogłem to usłyszeć.
Zawahałem się. Dotknąłem łapą powierzchni - od razu poraził mnie silny prąd. Popatrzyłem bezradnym wzrokiem na szefa.
-Dasz radę, Nico! -zawołał, przekrzykując monolog wilka Cienia, który nie zauważył tego. -Jesteś naprawdę dzielny, tyle, że w to nie wierzysz. Uwierz w swoje zdolności, w swoje talenty! Nie jesteś tchórzem! Jesteś Podniebnym Rycerzem, a my do tchórzy nie należymy! 
Spojrzałem na przejście.
-A wy? -szepnąłem.
-Damy radę, zobaczysz.
Wziąłem głęboki oddech. Podniebni Rycerze zasłonili sobą przejście, aby nikt nie spostrzegł, że wszedłem do środka. O dziwo, tym razem nie poczułem prądu, ale przyjemne ciepło. Pewniejszym krokiem przekroczyłem barierę i błyskawicznie rozejrzałem się po otaczającym mnie terenie. Nie chciałem, aby znienacka kobra odgryzła mi głowę lub hefalump użarł w tyłek. Nic takiego się nie wydarzyło. Jedyny obiekt w zasięgu wzroku to góra złota zajmująca całą podłogę, a w niej powtykane różne przedmioty ze złota lub drogocennych kamieni. Na samym środku zobaczyłem to, czego szukałem - fiolkę z połyskującą w środku srebrzystą mgiełką. Natychmiast zapomniałem o głowożernych żmijach i tyłkoodgryzających hefalumpach. Ruszyłem naprzód, ale już po pierwszym kroku zatrzymał mnie głos:
-Coś tak czułem, że cię tu zobaczę.
Rozejrzałem się. W pobliżu stał wilk cienia. Był ode mnie starszy, ale jeszcze niedorosły. Miał długie, smukłe kończyny i sprawiał dość imponujące wrażenie.
-Skąd wiedziałeś? -warknąłem, mając nadzieję, że mój głos nie drży aż tak bardzo.
-Domyśliłem się. Nie dam Ci zabrać serum. No, chyba, że mnie prześcigniesz -dodał, wybuchając złośliwym śmiechem. Wiedziałem, że był świetnym biegaczem - jego nogi mówiły same za siebie. Bez wahania skoczyłem jednak naprzód. Powoli zbliżałem się do serum, ale mój przeciwnik był szybszy - choć niedużo mi brakowało. Nagle znikąd pojawił się obok niego gigantyczny pająk. Nie mogłem go tak zostawić... Nie zauważył go, biegł dalej...

-Uważaj! Patrz w lewo! -wrzasnąłem. Rozpaczliwie przyspieszył, ale pająk już zwalił się na niego. Skupiłem całą swoją uwagę na własnym cieniu i siłą woli zmusiłem go do działania. Udało się. Odwrócił uwagę pająka, który za nim pobiegł. Ale... co to? Cień zawraca do mnie. Nie, o nie, pająk za nim! Wilk spróbował jakoś go powstrzymać, ale było za późno. Pająk chwycił mnie przednimi nogami i uniósł wysoko w powietrze. W ataku paniki zacząłem dziko wierzgać nogami, ale to nic nie dało. Wręcz przeciwnie. Jedną z łap włożyłem przypadkowo w szczypce pająka. Krzyknąłem. Kątem oka dostrzegłem, że wilk usiłuje powtórzyć ten numer z cieniem, ale pająk zajęty był mną- swoją ofiarą. W końcu wycelowałem cieniem w oczy potwora, a on, przerażony, że otoczyła go ciemność, puścił mnie i sam uciekł, waląc się w ścianę i zasypując podłogę plątaniną owłosionych nóg. 
-No już. Dalej. Bierz ją -warknąłem do wilka, ale on nie ruszał się z miejsca. 
-Nie -powiedział stanowczo, choć z pewnym wahaniem.
-Już nie zgrywaj bohatera -żachnąłem się. Spojrzałem na łapę. Mocno krwawiła. -Z tą nogą i tak bym nie wygrał w żadnym wyścigu. 
-Ty go weź. Uratowałeś mnie -powiedział. Wiedziałem, że ta decyzja wiele go kosztowała. Najwyraźniej chciał się wykazać w stadzie. Przez chwilę miałem ochotę po prostu wcisnąć mu fiolkę do łapy, ale zaraz pomyślałem o Resie i o Podniebnych Rycerzach. Poczułem, że łzy spływają mi po policzkach. Odwróciłem głowę.
-Ty... ty ryczysz? -spytał wilk z niedowierzaniem. Opowiedziałem mu o naszych przygodach. Gdy skończyłem, wilk w milczeniu obserwował, jak próbuję się podnieść, trzymając się kurczowo jakiegoś złoconego instrumentu. Stanąłem na nodze, ale aż syknąłem z bólu- musiałem ją sobie zwichnąć w kostce. Na domiar złego okazało się, że to, co trzymam, to nie instrument, tylko złocony kibel.
-Weź ją. Tylko proszę, pozwól mi do was dołączyć -postanowił.
-Zaraz... Ale przecież masz tu rodzinę i w ogóle! 
-Tak, ale oni się o mnie nie troszczą. Z tego co mówiłeś, Podniebni Rycerze...- uciął. Wyraźnie się zmieszał. -Jak Ci na imię?
Nagle coś trzasnęło. Odwróciłem się. Jakiś potężny wilk Cienia wyskoczył właśnie z bramy i ruszył w naszym kierunku, krzycząc:
-Wiedziałem, że nas zdradzisz, Harvey!
-Poznaj mojego ojca -powiedział ze smutkiem, cofając się razem ze mną. Wilk był już tuż- tuż, gdy znowu brama się rozwarła i przebiegła przez nią... Liselotte. Ale nie wyglądała jak Lisa- miała ciemne pręgi Wilka Cienia na sobie. Rzuciła się na wilka, który nas atakował. Wiedziałem jednak, że nie ma szans- był od niej trzy razy większy i silniejszy. Po chwili leżała już nie przytomna na ziemi, ale oddychała, więc na szczęście moja wybawicielka przeżyła. Wilk ponownie zwrócił się do nas z nieukrywaną wściekłością - miał taką samą skórę jak przemieniona Resa. Zdawała się być utkana z Cienia, co oznaczało, że był prawie niepokonany. Nagle dołączył do niego drugi wilk. Z przerażeniem zobaczyłem, że to moja opiekunka. A więc już po nas... Nie mam nawet jak uciec, a Harvey z pewnością mnie nie uniesie... Nagle zobaczyłem, że moja bransoletka wibruje. Kliknąłem odpowiedni przycisk i natychmiast zobaczyłem Emmę.
-Zatkaj uszy! -poleciła. Powiedziałem o tym Harvey'owi, po czym sam je zatkałem. Wilki patrzyły się na nas jak na nieświeży obiad. Nagle usłyszałem kojącą melodię. Szybko mocniej zacisnąłem łapy na uszach. Po chwili oba wilki chwiały się lekko, jakby zasnęły na stojąco. Zza stojących w pobliżu wilków wyłonił się Aris, z zatkanymi uszami, krzyczący strategię do Missile. On zamienił się w smoka i zaatakował znienacka oba wilki. Po chwili otrząsnęły się z transu, a Emma przestała grać i pomogła w walce. Po chwili już wszyscy rycerze, z wyjątkiem mnie i Liselotte, okładali wilki pięściami. Trudno było jednak ukryć, że były one zdecydowanie silniejsze i śmiały się pogardliwie z każdego ich ciosu. Nagle jednak stało się coś niespodziewanego - wilki zniknęły za bramą. Taki był właśnie plan Rycerzy. Nagle spostrzegli Harvey'a i chcieli się na niego rzucić, ale zaprotestowałem i powiedziałem, że jest po naszej stronie.
-Czy jest stąd inne wyjście? -spytał go Missile.
-Tak. Jest pod półką z serum.
Rycerze bez wahania zaczęli rozwalać bramę. Wszyscy, z wyjątkiem mnie, Liselotte i... Missile, który pochylał się nad nią z lekkim przerażeniem. Już nie miała tych dziwnych pasów, więc nie mógł być przerażony z tego powodu.
Po chwili brama była już rozwalona. Aris krytycznym okiem medyka spojrzał na Lisę i powiedział:
-Nic jej nie będzie.
-Dzięki za ratunek -powiedziałem. Harvey i Aris pomogli mi wstać i iść dalej, podczas gdy Missile wziął na grzbiet Lisę. Emma zbierała coś do worka, ale nie zwróciłem na to uwagi. Po chwili wszyscy stłoczyliśmy się przy serum.
-Na trzy -polecił nasz szef. On sam oprócz swojej łapy uniósł nad serum łapę nieprzytomnej Lii. Było to trochę dziwne, ale nikt tego nie skomentował. Harvey stał na poboczu, ale przywołał go gestem, mówiąc:
-Gdybyś nie przeszedł na naszą stronę, wszystko ległoby w gruzach. Zawdzięczamy Ci powodzenie tej misji.
Basior wyglądał na uradowanego - najwyraźniej rzadko słyszał komplementy.
-Raz... -Missile zaczął odliczać. -Dwa... I...
-Trzy -usłyszeliśmy głos. Sokół Emmy sfrunął ku nam i chwycił w szpony fiolkę. Następnie przemienił się w imponującego, ale jakby nie do końca przemienionego, wilka.
-Ależ wy jesteście głupi -mruknął. -Cóż, walnąłbym teraz jakiś porządny monolog lub jakąś retrospekcję, ale muszę uciekać. Na razie. I pomyśleć, że ja z Tobą tyle wytrwałem -mruknął, patrząc na Emmę, w której oczach zaszkliły się łzy.
Próbowaliśmy go złapać, ale się teleportował. Smutni, ruszyliśmy do ukrytej klapy.
THE END 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz