-O cześć Lexy. Mam na imię Pasmo. Też jestem nowa. Będziesz chodzić do szkoły?
-Tak-odpowiedziała Lexy.
-Co boi się? Nie bój się. Strach wyczuwają wszystkie wilki ciemności.
-Naprawdę?
-Nie chcesz poznać jakiegoś nauczyciela?
-Tak.
-Stoi przed tobą.
-A pani czego będzie nas uczyć?
-Zaklęć ciemności
-Tak dokładnie czego?
-Chodźmy pod wodospad. To ci wszystko opowiem.
wtorek, 29 września 2015
niedziela, 27 września 2015
Wyścig opowiadań!
Wyścig opowiadań!
*Konkurs wymyślony przez: Michelle 111
Przez trzynaście dni (zaczynając 28.09, a kończąc na 10.10) wilki mają za zadanie napisać jak najwięcej opowiadań. Następnie ja - Alfa - podliczę je, a ten kto napisze i ch naj więcej otrzyma nagrodę w postaci 500 ks. lub jednego wybranego przedmiotu. Powodzenia :)
*Konkurs wymyślony przez: Michelle 111
Przez trzynaście dni (zaczynając 28.09, a kończąc na 10.10) wilki mają za zadanie napisać jak najwięcej opowiadań. Następnie ja - Alfa - podliczę je, a ten kto napisze i ch naj więcej otrzyma nagrodę w postaci 500 ks. lub jednego wybranego przedmiotu. Powodzenia :)
Od Lexy
Bylam nowa w watasze i przechodziłam po okolicach watachy.
Nagle jakiś wilk do mnie powiedział:
-Cześć.Jesteś tu nowa?
-Tak.
-Jak się nazywasz?-zapytał.
-Lexy-powiedziałam nie śmiało.
<Dokończ ktoś>
Nagle jakiś wilk do mnie powiedział:
-Cześć.Jesteś tu nowa?
-Tak.
-Jak się nazywasz?-zapytał.
-Lexy-powiedziałam nie śmiało.
<Dokończ ktoś>
Uwaga!
Wilki:
True
Kąsek
Hervi
Sesania
Mallwyd
Vanilla
Asfar
Maganna
Lisolette
Prisoner
Tadashi
Levi
Amatis
Tranquillo
Echo
Yorianne
Są proszone o napisanie opowiadania!
Natomiast wilki:
Nico
Maganna
Proszone są o uzupełnienie formularza!
True
Kąsek
Hervi
Sesania
Mallwyd
Vanilla
Asfar
Maganna
Lisolette
Prisoner
Tadashi
Levi
Amatis
Tranquillo
Echo
Yorianne
Są proszone o napisanie opowiadania!
Natomiast wilki:
Nico
Maganna
Proszone są o uzupełnienie formularza!
Dołączyła Lexy!
Imię: Lexy.
Przydomek: "Ognik"
Wiek: 2 lata
Płeć: Samica
Żywioł: Ogień
Stopień umiejętności magicznych: 1
Stanowisko: Uczennica
Charakter: Miła ale umie pokazać charakterek, spokojna,wrażliwa,nie obecna w rozmowach.
Zalety: Szybko biega i ciągle ma przy sobie ogień.
Wady: Nie ma rodziców,nie umie opanować nad nie którymi czarami.
Rodzina: Nie ma.
Zauroczenie: Na razie nikt.
Partner: Nikt.
Szczeniaki: Nie chcę.
Upomnienia: 0
Nick: Michelle 111/Emyly.
Przydomek: "Ognik"
Wiek: 2 lata
Płeć: Samica
Żywioł: Ogień
Stopień umiejętności magicznych: 1
Stanowisko: Uczennica
Charakter: Miła ale umie pokazać charakterek, spokojna,wrażliwa,nie obecna w rozmowach.
Zalety: Szybko biega i ciągle ma przy sobie ogień.
Wady: Nie ma rodziców,nie umie opanować nad nie którymi czarami.
Rodzina: Nie ma.
Zauroczenie: Na razie nikt.
Partner: Nikt.
Szczeniaki: Nie chcę.
Upomnienia: 0
Nick: Michelle 111/Emyly.
Nowe wilczyce - Tasha i Sasha!
Imię: Tasha
Drugie imię: Sasha
Przydomek: "Pożar"
Wiek: 11 lat
Płeć: wilczyca
Żywioł: ogień
Stopień umiejętności magicznych: 10
Stanowisko: wojownik, szpieg,
Charakter: potrafi być miła, dobra, romantyczna, opiekuńcza, kochająca, a potrafi być wredna, ostra i zabijać z zimną krwią, sprytna i chytra
Zalety: szybko biega, zwinna, żwawa, giętka, szybka, lubi wilki wody
Wady: niecierpliwa
Rodzina: siostra Sasha
Zauroczenie: w Levi i Prisoner
Partner: chciałaby mieć
Szczeniaki: chciałaby mieć
Upomnienia: 0
Nick: klaczka1
----------------------------
Imię: Sasha
Drugie imię: TashaPrzydomek: "Tsunami"
Wiek: 10 lat
Płeć: wilczyca
Żywioł: woda
Stopień umiejętności magicznych: 10
Stanowisko: zwiadowca, łowca
Charakter: nie odstępuje swojej siostry na krok, wrażliwa, uczuciowa, kochająca, małomówna, spokojna, cierpliwa, odważna, sprytna, chytra
Zalety: lubi wilki ognia, nie boi się ognia, szybka, zwinna, giętka, potrafi się skradać niezauważona
Wady: ogień pozbawia ją siły, niezbyt dużo mówi
Rodzina: siostra Tasha
Zauroczenie: w nikim
Partner: szuka
Szczeniaki: chciałaby mieć
Upomnienia: 0
Nick: klaczka1
sobota, 26 września 2015
Od Pasmo
Była ciemna, deszczowa noc. Szłam właśnie do wodospadu, żeby trochę poćwiczyć magię. Akurat była pełnia księżyca. Nagle mój medalion zaczął świecić. Nie wiedziałam o co chodzi. Niespodziewanie amulet zaczął mnie ciągnąć w kierunku krzaków. Dlaczego on mnie tam ciągnie? Za krzakami wyłoniło się liczne duchy zmarłych. Może są tu gdzieś moi rodzice? Nagle ich znajduję. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ja podszedłam do nich i zapytałam:
-Mamo, tato, siostro, czy to wy?
-Jak bym cię chciała mocno uściskać.
-JAK to się stało, że tu jesteście?
-Dzisiaj jest pełnia i mój amulet doprowadził do nas.
Porozmawialiśmy z rodziną, aż do świtu. Ze wschodem
księżyca zniknęli. Poszłam się położyć się do jaskini i spałam do południa.
-Mamo, tato, siostro, czy to wy?
-Jak bym cię chciała mocno uściskać.
-JAK to się stało, że tu jesteście?
-Dzisiaj jest pełnia i mój amulet doprowadził do nas.
Porozmawialiśmy z rodziną, aż do świtu. Ze wschodem
księżyca zniknęli. Poszłam się położyć się do jaskini i spałam do południa.
Dołączyła Pasmo!
Imię: Pasmo
Drugie imię: Domino
Przydomek: "Czarna"
Wiek: 9 lat
Płeć: wadera
Żywioł: wilk ciemności
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: nauczyciele cienia, szpieg
Charakter: Pasmo jest lojalna i czasem uparta. To uśmiechnięta wadera, ale do innych jest nie ufna. Pasmo jest wytrwała. Pasmo jest szczera, aż do bólu. Potrafi się z każdym zaprzyjaźnić. Bardzo lubi szczeniaki. Ma dobry wpływ na nie.
Zalety: daleko skacze, szybko biega, parkour, skradanie
Wady: nie umie się wspinać, nie może powstrzymać języka za zębami
Rodzina: Straciła ją w walce.
Zauroczenie: nikt
Partner: szuka i szuka i nikt jej nie chce
Szczeniaki: chciała
Upomnienia: 0
Nick: asia678 howrse
Drugie imię: Domino
Przydomek: "Czarna"
Wiek: 9 lat
Płeć: wadera
Żywioł: wilk ciemności
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: nauczyciele cienia, szpieg
Charakter: Pasmo jest lojalna i czasem uparta. To uśmiechnięta wadera, ale do innych jest nie ufna. Pasmo jest wytrwała. Pasmo jest szczera, aż do bólu. Potrafi się z każdym zaprzyjaźnić. Bardzo lubi szczeniaki. Ma dobry wpływ na nie.
Zalety: daleko skacze, szybko biega, parkour, skradanie
Wady: nie umie się wspinać, nie może powstrzymać języka za zębami
Rodzina: Straciła ją w walce.
Zauroczenie: nikt
Partner: szuka i szuka i nikt jej nie chce
Szczeniaki: chciała
Upomnienia: 0
Nick: asia678 howrse
wtorek, 22 września 2015
Witamy Trice!
Imię: Trice
Drugie imię: Eleonora
Przydomek: Cień
Wiek: 7 lata
Płeć: wadera
Żywioł: Cień
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: Morderca
Charakter: Trice to wilk o skomplikowanym charakterze. Trzeba uważać co przy niej mówisz bo gdy jest smutna lub wściekła to nie panuje nad swoim żywiołem. Potrafi być bardzo smutna i zarażać smutkiem innych, ale może też zarażać szcześciem.
Zalety: Jest szybka i zwinna, umie wysoko skacze, ma dobry słuch i węch, potrafi jednym ruchem pazura kogoś zabić.
Wady: Nie należy do najsilniejszych.
Rodzina: Zapytaj się to może ci powie
Zauroczenie: Może..
Partner: Szuka tego jedynego
Szczeniaki: Nie ma
Upomnienia: 0
Nick: Na Howrse i Doggi Muncia1
sobota, 19 września 2015
Od Hope C.D. Nica
- No...dobrze ale ty to ty, a ja to ja... - powiedziałam ocierając łzy - Ty przeżełś super przygody i w ogóle, a ja jestem tylko marną wilczycą, która chce poznać świat ale boi się wystawić nos poza granice watahy.
- A wiesz dlaczego dałem radę?
- Dlaczego?
- Bo przstałem się bać.
- Ja też chcę... - westchnęłam.
- To chodź ze mną - powiedział wstając.
- Co proponujesz?
- Żebyśmy tam wrócili i jak gdyby nigdy nic dalej się bawili. Obiecaj mi, że nie będziesz zwracać uwagi na Kirkhe.
- No dobra...
Ruszyliśmy powoli w drogę powrotną.
- Obiecuję ci, że ty też kiedyś przeżyjesz swoją przygodę - powiedział jeszcze Nico, a potem szliśmy w ciszy przedzierając się przez las aż dotarliśmy do Doliny. Na miejscu przywitały nas spojrzenia wilków. Jedne zdziwione, drógie współczujące, trzecie pogardliwe, a czwarte złośliwe, ale wszystkie skierowane były na mnie i Nica.
Nico? ~Brak veny :(
- A wiesz dlaczego dałem radę?
- Dlaczego?
- Bo przstałem się bać.
- Ja też chcę... - westchnęłam.
- To chodź ze mną - powiedział wstając.
- Co proponujesz?
- Żebyśmy tam wrócili i jak gdyby nigdy nic dalej się bawili. Obiecaj mi, że nie będziesz zwracać uwagi na Kirkhe.
- No dobra...
Ruszyliśmy powoli w drogę powrotną.
- Obiecuję ci, że ty też kiedyś przeżyjesz swoją przygodę - powiedział jeszcze Nico, a potem szliśmy w ciszy przedzierając się przez las aż dotarliśmy do Doliny. Na miejscu przywitały nas spojrzenia wilków. Jedne zdziwione, drógie współczujące, trzecie pogardliwe, a czwarte złośliwe, ale wszystkie skierowane były na mnie i Nica.
Nico? ~Brak veny :(
wtorek, 15 września 2015
Od Whisperer
Kolejny raz otworzyłam oczy bez celu. Nie wiedziałam co z sobą zrobić. Żaden wilk w watasze nie był mi znajomy. Wyglądało na to że straciłam pamięć.
***
Z każdym dniem łapa bolała mnie coraz bardziej. Nie wiedziałam czemu. Nie puchła bynajmniej i nie robiła nic podejrzanego. Samotność coraz bardziej mi doskwiera.
***
Postanowiłam. Wyjdę na zewnątrz. Nie jestem myszą żeby chować się po kątach. Warknęłam z bólu i wyszłam z zarośniętej jaskini. Dookoła było mnóstwo spalonej roślinności. Nic tu nie żyło. Nie wiem jak udało mi się przeżyć tak długo bez jedzenia, ale nie byłam ani trochę głodna. Huczało mi w głowie. Przez długi czas szłam przez pustkowie aż szara gleba zmieniła się w trawę. Uparcie patrząc na ziemię parłam dalej przed siebie. Nie wiedziałam kiedy a już zsuwałam się ze zbocza. Bez rozpaczy z ponurymi myślami po prostu spadłam w dół. Skrzydła nabrały powietrza i lekko opuściły mnie na coś miękkiego. Zachybotałam się i spadłam na litą skałę. To miękkie coś okazało się wilkiem, który fukał teraz gniewnie na mnie. Wyglądał jak szczenię. Z trudem przypomniałam sobie mowę.
-Kim ty jesteś mały?-zapytałam.
<Nicko dokończysz?>
***
Z każdym dniem łapa bolała mnie coraz bardziej. Nie wiedziałam czemu. Nie puchła bynajmniej i nie robiła nic podejrzanego. Samotność coraz bardziej mi doskwiera.
***
Postanowiłam. Wyjdę na zewnątrz. Nie jestem myszą żeby chować się po kątach. Warknęłam z bólu i wyszłam z zarośniętej jaskini. Dookoła było mnóstwo spalonej roślinności. Nic tu nie żyło. Nie wiem jak udało mi się przeżyć tak długo bez jedzenia, ale nie byłam ani trochę głodna. Huczało mi w głowie. Przez długi czas szłam przez pustkowie aż szara gleba zmieniła się w trawę. Uparcie patrząc na ziemię parłam dalej przed siebie. Nie wiedziałam kiedy a już zsuwałam się ze zbocza. Bez rozpaczy z ponurymi myślami po prostu spadłam w dół. Skrzydła nabrały powietrza i lekko opuściły mnie na coś miękkiego. Zachybotałam się i spadłam na litą skałę. To miękkie coś okazało się wilkiem, który fukał teraz gniewnie na mnie. Wyglądał jak szczenię. Z trudem przypomniałam sobie mowę.
-Kim ty jesteś mały?-zapytałam.
<Nicko dokończysz?>
sobota, 12 września 2015
Od Nico C.D. Hope
-Och, tu jesteś -powiedziałem z ulgą, widząc moją ukochaną. -Martwiłem się.
Nie odpowiedziała. Zobaczyłem świeże łzy na jej pyszczku.
-Nie przejmuj się tym, co mówi Twoja siostra -spróbowałem znowu.
Cisza.
-Przecież dobrze wiesz, jaka ona jest...
-Chyba ma rację -odezwała się w końcu Hope lekko drżącym głosem.
-Nie, nie ma racji -zaprzeczyłem z naciskiem.
Wadera odwróciła się wolno do mnie. Najwyraźniej nie uważała tego, co powiedziałem, za prawdę.
-Jesteś utalentowana i umiesz używać swojej mocy.
-Ta, jasne! Bo ten numer z cieniem wyszedł mi po prostu świetnie... -zakpiła.
-Brakuje Ci po prostu wiary w siebie. W swoje umiejętności -stwierdziłem, przypominając sobie słowa Missile.
-A Ty skąd to wiesz? -ton mojej ukochanej był trochę napastliwy.
Opowiedziałem jej krótko wydarzenia w Watasze Cienia i to, jak wiara w siebie pomogła mi przejść przez bramę.
(Hope? Jeśli chcesz wiedzieć, o jaką bramę chodzi, przeczytaj najnowsze opowiadanie o misji (: )
Nie odpowiedziała. Zobaczyłem świeże łzy na jej pyszczku.
-Nie przejmuj się tym, co mówi Twoja siostra -spróbowałem znowu.
Cisza.
-Przecież dobrze wiesz, jaka ona jest...
-Chyba ma rację -odezwała się w końcu Hope lekko drżącym głosem.
-Nie, nie ma racji -zaprzeczyłem z naciskiem.
Wadera odwróciła się wolno do mnie. Najwyraźniej nie uważała tego, co powiedziałem, za prawdę.
-Jesteś utalentowana i umiesz używać swojej mocy.
-Ta, jasne! Bo ten numer z cieniem wyszedł mi po prostu świetnie... -zakpiła.
-Brakuje Ci po prostu wiary w siebie. W swoje umiejętności -stwierdziłem, przypominając sobie słowa Missile.
-A Ty skąd to wiesz? -ton mojej ukochanej był trochę napastliwy.
Opowiedziałem jej krótko wydarzenia w Watasze Cienia i to, jak wiara w siebie pomogła mi przejść przez bramę.
(Hope? Jeśli chcesz wiedzieć, o jaką bramę chodzi, przeczytaj najnowsze opowiadanie o misji (: )
Od Resy C.D. Antarina
I znów nastąpiła ta dziwna cisza, w której zdawałam się przetrawiać każde usłyszane słowo. W końcu otarłam ostatnią łzę i powiedziałam:
-Może powinieneś się cieszyć, że nic z tego nie wyszło.
Basior spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Czasem tak jest lepiej. Na przykład ja i Harry... -nie zdążyłam ugryźć się w język. W oczach Antarina dostrzegłam ciekawość, której nie potrafił ukryć. Wyraźnie liczył, że uronię jeszcze kilka słów, ale się nie odezwałam.
-Nie chcę być wścibski, ale... Trzymasz to w tajemnicy, tak? -spytał w końcu. -Ty i Harry?
-Tak jakby -powiedziałam tylko. Wystarczy tej szczerości, pomyślałam.
-Wybacz moją nachalność -odezwał się mój towarzysz, widząc zakłopotanie na moim pysku.
-Doskonale Cię rozumiem. Sama chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o Mayi... -powiedziałam szybko.
-...ale dzisiaj już nikt z nas nie wyjawi tak łatwo tajemnicy -dokończył basior ze śmiechem.
-Hmm, kto wie, dzień jest długi -zaśmiałam się.
Rozmowę przerwał nam jednak widok mojej jaskini. Przez tę całą rozmowę zapomniałam nawet, dokąd zmierzamy, dlatego zdziwił mnie jej widok. Spojrzałam na Antarina, jakbym się spodziewała ujrzeć na nim odpowiedź na to pytanie, ale, o dziwo, zrobiłam słusznie - rany i siniaki po bójce podpowiedziały mi cel tej wyprawy. Weszliśmy do środka mojej jaskini, obok której znajdowała się niewielka chatka - mój dom. O jej przeznaczenie już po chwili spytał ranny wilk.
-Mieszkam tam. Z kolei ta jaskinia służy mi do przyjmowania pacjentów i przechowywania ziół -odpowiedziałam.
-Pierwszy raz spotkałem waderę, która nie mieszka w jaskini -przyznał.
-Cóż, już wielokrotnie mnie o to pytano, ale sama nie wiem, dlaczego mieszkam w miejscu tak podobnym do mieszkania ludzi.
Antarin? Moja wena chyba postanowiła wybrać się na jakąś daleką przechadzkę...
-Może powinieneś się cieszyć, że nic z tego nie wyszło.
Basior spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Czasem tak jest lepiej. Na przykład ja i Harry... -nie zdążyłam ugryźć się w język. W oczach Antarina dostrzegłam ciekawość, której nie potrafił ukryć. Wyraźnie liczył, że uronię jeszcze kilka słów, ale się nie odezwałam.
-Nie chcę być wścibski, ale... Trzymasz to w tajemnicy, tak? -spytał w końcu. -Ty i Harry?
-Tak jakby -powiedziałam tylko. Wystarczy tej szczerości, pomyślałam.
-Wybacz moją nachalność -odezwał się mój towarzysz, widząc zakłopotanie na moim pysku.
-Doskonale Cię rozumiem. Sama chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o Mayi... -powiedziałam szybko.
-...ale dzisiaj już nikt z nas nie wyjawi tak łatwo tajemnicy -dokończył basior ze śmiechem.
-Hmm, kto wie, dzień jest długi -zaśmiałam się.
Rozmowę przerwał nam jednak widok mojej jaskini. Przez tę całą rozmowę zapomniałam nawet, dokąd zmierzamy, dlatego zdziwił mnie jej widok. Spojrzałam na Antarina, jakbym się spodziewała ujrzeć na nim odpowiedź na to pytanie, ale, o dziwo, zrobiłam słusznie - rany i siniaki po bójce podpowiedziały mi cel tej wyprawy. Weszliśmy do środka mojej jaskini, obok której znajdowała się niewielka chatka - mój dom. O jej przeznaczenie już po chwili spytał ranny wilk.
-Mieszkam tam. Z kolei ta jaskinia służy mi do przyjmowania pacjentów i przechowywania ziół -odpowiedziałam.
-Pierwszy raz spotkałem waderę, która nie mieszka w jaskini -przyznał.
-Cóż, już wielokrotnie mnie o to pytano, ale sama nie wiem, dlaczego mieszkam w miejscu tak podobnym do mieszkania ludzi.
Antarin? Moja wena chyba postanowiła wybrać się na jakąś daleką przechadzkę...
Od Nico C.D. Missile (Misja)
W biegu zauważyłem coś dziwnego - Missile wydawał się być przygnębiony.
-Co Cię dręczy? -spytałem prosto z mostu.
-Nie Twoja sprawa -warknął.
-A... Już rozumiem. Martwisz się o Liselotte, tak?
Missile obrzucił mnie morderczym spojrzeniem, ale nie zdążył się odezwać, bo Aris krzyknął:
-Jest!
Spojrzałem w jego kierunku. W powietrzu unosiła się wielka neonowa tablica z napisem "TRZECIE ZADANE". Wprawdzie odpadło "I", ale i tak sprawiała niezłe wrażenie. No, może z wyjątkiem obtłuczonego "T", wpół oderwanego "R" i ledwo świecącego "E".
-Ona... Lata? -dopytywała się Emma.
-No. Najwyraźniej -mruknął obojętnie Missile.
-Ale... Jak?
-Mniejsza o to "jak"! Ważne, że wygląda czadowo! -zachwycał się Aris.
-Kochani, czas, czas, czas! -krzyknąłem.
-No tak, racja -odpowiedzieli chórem.
Pod napisem znajdowało się przejście do tunelu. Nagle w tle usłyszeliśmy dźwięk fortepianu, wygrywającego uroczystą muzykę.
-Wkraczamy? -zapytał Missile. -Ja jestem gotowy. Pamiętajcie, że to wielkie wyzwanie i możemy nie przeżyć. Przysięgnijcie sobie w duchu, że pod żadnym pozorem nie opuścicie innych Rycerzy w potrzebie.
Przysięgliśmy, co było łatwe, bo w tle wciąż słyszeliśmy dźwięki fortepianu.
-Wchodzę w to, a ty, Nico? -powiedział w końcu nasz szef.
-Ja też.
-Emma?
Kiwnęła głową.
-Aris? Och, głupku, przestań bawić się tym fortepianem!
Podniosła muzyka natychmiast umilkła, a Aris, którego zniknięcia nie zauważyłem, pobiegł do nas.
-O co chodzi? -zapytał.
Missile pacnął się w czoło, ale powiedział:
-Idziesz czy nie?!
-Nie, nie, już się załatwiłem...
-Nie do WC, idioto! Do trzeciego zadania!
-Tak, czemu niby nie? -spytał ze zdziwieniem.
-To Ty nie słyszałeś mojej przemowy?
Pokręcił głową, a Missile zaczął walić głową w ścianę.
-Po prostu już tam chodźmy -przynagliła Emma.
Missile ruszył pierwszy, ale zamiast przejść przez próg odbił się od niego jak gumowa piłka. Został przy tym porażony prądem. Emma krzyknęła i spytała, czy nic mu nie jest, ale on pokazał tylko gestem, żebyśmy spróbowali przejść. Po chwili Missile, Aris i Emma leżeli obok siebie, a z ich futer trochę się dymiło. Arisowi palił się ogon, ale chyba tego nie widział. Przyszła kolej na mnie, ale wiedziałem już, że nie przejdę -domyśliłem się, że przejść mogą tylko prawdziwe wilki cienia.
Nagle ze wszystkich stron nadciągnęły wilki Cienia. Były ich dziesiątki, nie, setki! Zaczęły się powoli zbliżać. Jeden z nich, chyba ich szef, wycedził:
-No proszę, proszę... Ktoś tu chciał dorwać się do nagrody? Nic z tego.
-Nico! Właź, ale już! -warknął Missile tak cicho, że tylko ja mogłem to usłyszeć.
Zawahałem się. Dotknąłem łapą powierzchni - od razu poraził mnie silny prąd. Popatrzyłem bezradnym wzrokiem na szefa.
-Dasz radę, Nico! -zawołał, przekrzykując monolog wilka Cienia, który nie zauważył tego. -Jesteś naprawdę dzielny, tyle, że w to nie wierzysz. Uwierz w swoje zdolności, w swoje talenty! Nie jesteś tchórzem! Jesteś Podniebnym Rycerzem, a my do tchórzy nie należymy!
Spojrzałem na przejście.
-A wy? -szepnąłem.
-Damy radę, zobaczysz.
Wziąłem głęboki oddech. Podniebni Rycerze zasłonili sobą przejście, aby nikt nie spostrzegł, że wszedłem do środka. O dziwo, tym razem nie poczułem prądu, ale przyjemne ciepło. Pewniejszym krokiem przekroczyłem barierę i błyskawicznie rozejrzałem się po otaczającym mnie terenie. Nie chciałem, aby znienacka kobra odgryzła mi głowę lub hefalump użarł w tyłek. Nic takiego się nie wydarzyło. Jedyny obiekt w zasięgu wzroku to góra złota zajmująca całą podłogę, a w niej powtykane różne przedmioty ze złota lub drogocennych kamieni. Na samym środku zobaczyłem to, czego szukałem - fiolkę z połyskującą w środku srebrzystą mgiełką. Natychmiast zapomniałem o głowożernych żmijach i tyłkoodgryzających hefalumpach. Ruszyłem naprzód, ale już po pierwszym kroku zatrzymał mnie głos:
-Coś tak czułem, że cię tu zobaczę.
Rozejrzałem się. W pobliżu stał wilk cienia. Był ode mnie starszy, ale jeszcze niedorosły. Miał długie, smukłe kończyny i sprawiał dość imponujące wrażenie.
-Skąd wiedziałeś? -warknąłem, mając nadzieję, że mój głos nie drży aż tak bardzo.-Co Cię dręczy? -spytałem prosto z mostu.
-Nie Twoja sprawa -warknął.
-A... Już rozumiem. Martwisz się o Liselotte, tak?
Missile obrzucił mnie morderczym spojrzeniem, ale nie zdążył się odezwać, bo Aris krzyknął:
-Jest!
Spojrzałem w jego kierunku. W powietrzu unosiła się wielka neonowa tablica z napisem "TRZECIE ZADANE". Wprawdzie odpadło "I", ale i tak sprawiała niezłe wrażenie. No, może z wyjątkiem obtłuczonego "T", wpół oderwanego "R" i ledwo świecącego "E".
-Ona... Lata? -dopytywała się Emma.
-No. Najwyraźniej -mruknął obojętnie Missile.
-Ale... Jak?
-Mniejsza o to "jak"! Ważne, że wygląda czadowo! -zachwycał się Aris.
-Kochani, czas, czas, czas! -krzyknąłem.
-No tak, racja -odpowiedzieli chórem.
Pod napisem znajdowało się przejście do tunelu. Nagle w tle usłyszeliśmy dźwięk fortepianu, wygrywającego uroczystą muzykę.
-Wkraczamy? -zapytał Missile. -Ja jestem gotowy. Pamiętajcie, że to wielkie wyzwanie i możemy nie przeżyć. Przysięgnijcie sobie w duchu, że pod żadnym pozorem nie opuścicie innych Rycerzy w potrzebie.
Przysięgliśmy, co było łatwe, bo w tle wciąż słyszeliśmy dźwięki fortepianu.
-Wchodzę w to, a ty, Nico? -powiedział w końcu nasz szef.
-Ja też.
-Emma?
Kiwnęła głową.
-Aris? Och, głupku, przestań bawić się tym fortepianem!
Podniosła muzyka natychmiast umilkła, a Aris, którego zniknięcia nie zauważyłem, pobiegł do nas.
-O co chodzi? -zapytał.
Missile pacnął się w czoło, ale powiedział:
-Idziesz czy nie?!
-Nie, nie, już się załatwiłem...
-Nie do WC, idioto! Do trzeciego zadania!
-Tak, czemu niby nie? -spytał ze zdziwieniem.
-To Ty nie słyszałeś mojej przemowy?
Pokręcił głową, a Missile zaczął walić głową w ścianę.
-Po prostu już tam chodźmy -przynagliła Emma.
Missile ruszył pierwszy, ale zamiast przejść przez próg odbił się od niego jak gumowa piłka. Został przy tym porażony prądem. Emma krzyknęła i spytała, czy nic mu nie jest, ale on pokazał tylko gestem, żebyśmy spróbowali przejść. Po chwili Missile, Aris i Emma leżeli obok siebie, a z ich futer trochę się dymiło. Arisowi palił się ogon, ale chyba tego nie widział. Przyszła kolej na mnie, ale wiedziałem już, że nie przejdę -domyśliłem się, że przejść mogą tylko prawdziwe wilki cienia.
Nagle ze wszystkich stron nadciągnęły wilki Cienia. Były ich dziesiątki, nie, setki! Zaczęły się powoli zbliżać. Jeden z nich, chyba ich szef, wycedził:
-No proszę, proszę... Ktoś tu chciał dorwać się do nagrody? Nic z tego.
-Nico! Właź, ale już! -warknął Missile tak cicho, że tylko ja mogłem to usłyszeć.
Zawahałem się. Dotknąłem łapą powierzchni - od razu poraził mnie silny prąd. Popatrzyłem bezradnym wzrokiem na szefa.
-Dasz radę, Nico! -zawołał, przekrzykując monolog wilka Cienia, który nie zauważył tego. -Jesteś naprawdę dzielny, tyle, że w to nie wierzysz. Uwierz w swoje zdolności, w swoje talenty! Nie jesteś tchórzem! Jesteś Podniebnym Rycerzem, a my do tchórzy nie należymy!
Spojrzałem na przejście.
-A wy? -szepnąłem.
-Damy radę, zobaczysz.
Wziąłem głęboki oddech. Podniebni Rycerze zasłonili sobą przejście, aby nikt nie spostrzegł, że wszedłem do środka. O dziwo, tym razem nie poczułem prądu, ale przyjemne ciepło. Pewniejszym krokiem przekroczyłem barierę i błyskawicznie rozejrzałem się po otaczającym mnie terenie. Nie chciałem, aby znienacka kobra odgryzła mi głowę lub hefalump użarł w tyłek. Nic takiego się nie wydarzyło. Jedyny obiekt w zasięgu wzroku to góra złota zajmująca całą podłogę, a w niej powtykane różne przedmioty ze złota lub drogocennych kamieni. Na samym środku zobaczyłem to, czego szukałem - fiolkę z połyskującą w środku srebrzystą mgiełką. Natychmiast zapomniałem o głowożernych żmijach i tyłkoodgryzających hefalumpach. Ruszyłem naprzód, ale już po pierwszym kroku zatrzymał mnie głos:
-Coś tak czułem, że cię tu zobaczę.
Rozejrzałem się. W pobliżu stał wilk cienia. Był ode mnie starszy, ale jeszcze niedorosły. Miał długie, smukłe kończyny i sprawiał dość imponujące wrażenie.
-Domyśliłem się. Nie dam Ci zabrać serum. No, chyba, że mnie prześcigniesz -dodał, wybuchając złośliwym śmiechem. Wiedziałem, że był świetnym biegaczem - jego nogi mówiły same za siebie. Bez wahania skoczyłem jednak naprzód. Powoli zbliżałem się do serum, ale mój przeciwnik był szybszy - choć niedużo mi brakowało. Nagle znikąd pojawił się obok niego gigantyczny pająk. Nie mogłem go tak zostawić... Nie zauważył go, biegł dalej...
-Uważaj! Patrz w lewo! -wrzasnąłem. Rozpaczliwie przyspieszył, ale pająk już zwalił się na niego. Skupiłem całą swoją uwagę na własnym cieniu i siłą woli zmusiłem go do działania. Udało się. Odwrócił uwagę pająka, który za nim pobiegł. Ale... co to? Cień zawraca do mnie. Nie, o nie, pająk za nim! Wilk spróbował jakoś go powstrzymać, ale było za późno. Pająk chwycił mnie przednimi nogami i uniósł wysoko w powietrze. W ataku paniki zacząłem dziko wierzgać nogami, ale to nic nie dało. Wręcz przeciwnie. Jedną z łap włożyłem przypadkowo w szczypce pająka. Krzyknąłem. Kątem oka dostrzegłem, że wilk usiłuje powtórzyć ten numer z cieniem, ale pająk zajęty był mną- swoją ofiarą. W końcu wycelowałem cieniem w oczy potwora, a on, przerażony, że otoczyła go ciemność, puścił mnie i sam uciekł, waląc się w ścianę i zasypując podłogę plątaniną owłosionych nóg.
-No już. Dalej. Bierz ją -warknąłem do wilka, ale on nie ruszał się z miejsca.
-Nie -powiedział stanowczo, choć z pewnym wahaniem.
-Już nie zgrywaj bohatera -żachnąłem się. Spojrzałem na łapę. Mocno krwawiła. -Z tą nogą i tak bym nie wygrał w żadnym wyścigu.
-Ty go weź. Uratowałeś mnie -powiedział. Wiedziałem, że ta decyzja wiele go kosztowała. Najwyraźniej chciał się wykazać w stadzie. Przez chwilę miałem ochotę po prostu wcisnąć mu fiolkę do łapy, ale zaraz pomyślałem o Resie i o Podniebnych Rycerzach. Poczułem, że łzy spływają mi po policzkach. Odwróciłem głowę.
-Ty... ty ryczysz? -spytał wilk z niedowierzaniem. Opowiedziałem mu o naszych przygodach. Gdy skończyłem, wilk w milczeniu obserwował, jak próbuję się podnieść, trzymając się kurczowo jakiegoś złoconego instrumentu. Stanąłem na nodze, ale aż syknąłem z bólu- musiałem ją sobie zwichnąć w kostce. Na domiar złego okazało się, że to, co trzymam, to nie instrument, tylko złocony kibel.
-Weź ją. Tylko proszę, pozwól mi do was dołączyć -postanowił.
-Zaraz... Ale przecież masz tu rodzinę i w ogóle!
-Tak, ale oni się o mnie nie troszczą. Z tego co mówiłeś, Podniebni Rycerze...- uciął. Wyraźnie się zmieszał. -Jak Ci na imię?
Nagle coś trzasnęło. Odwróciłem się. Jakiś potężny wilk Cienia wyskoczył właśnie z bramy i ruszył w naszym kierunku, krzycząc:
-Wiedziałem, że nas zdradzisz, Harvey!
-Poznaj mojego ojca -powiedział ze smutkiem, cofając się razem ze mną. Wilk był już tuż- tuż, gdy znowu brama się rozwarła i przebiegła przez nią... Liselotte. Ale nie wyglądała jak Lisa- miała ciemne pręgi Wilka Cienia na sobie. Rzuciła się na wilka, który nas atakował. Wiedziałem jednak, że nie ma szans- był od niej trzy razy większy i silniejszy. Po chwili leżała już nie przytomna na ziemi, ale oddychała, więc na szczęście moja wybawicielka przeżyła. Wilk ponownie zwrócił się do nas z nieukrywaną wściekłością - miał taką samą skórę jak przemieniona Resa. Zdawała się być utkana z Cienia, co oznaczało, że był prawie niepokonany. Nagle dołączył do niego drugi wilk. Z przerażeniem zobaczyłem, że to moja opiekunka. A więc już po nas... Nie mam nawet jak uciec, a Harvey z pewnością mnie nie uniesie... Nagle zobaczyłem, że moja bransoletka wibruje. Kliknąłem odpowiedni przycisk i natychmiast zobaczyłem Emmę.
-Zatkaj uszy! -poleciła. Powiedziałem o tym Harvey'owi, po czym sam je zatkałem. Wilki patrzyły się na nas jak na nieświeży obiad. Nagle usłyszałem kojącą melodię. Szybko mocniej zacisnąłem łapy na uszach. Po chwili oba wilki chwiały się lekko, jakby zasnęły na stojąco. Zza stojących w pobliżu wilków wyłonił się Aris, z zatkanymi uszami, krzyczący strategię do Missile. On zamienił się w smoka i zaatakował znienacka oba wilki. Po chwili otrząsnęły się z transu, a Emma przestała grać i pomogła w walce. Po chwili już wszyscy rycerze, z wyjątkiem mnie i Liselotte, okładali wilki pięściami. Trudno było jednak ukryć, że były one zdecydowanie silniejsze i śmiały się pogardliwie z każdego ich ciosu. Nagle jednak stało się coś niespodziewanego - wilki zniknęły za bramą. Taki był właśnie plan Rycerzy. Nagle spostrzegli Harvey'a i chcieli się na niego rzucić, ale zaprotestowałem i powiedziałem, że jest po naszej stronie.
-Czy jest stąd inne wyjście? -spytał go Missile.
-Tak. Jest pod półką z serum.
Rycerze bez wahania zaczęli rozwalać bramę. Wszyscy, z wyjątkiem mnie, Liselotte i... Missile, który pochylał się nad nią z lekkim przerażeniem. Już nie miała tych dziwnych pasów, więc nie mógł być przerażony z tego powodu.
Po chwili brama była już rozwalona. Aris krytycznym okiem medyka spojrzał na Lisę i powiedział:
-Nic jej nie będzie.
-Dzięki za ratunek -powiedziałem. Harvey i Aris pomogli mi wstać i iść dalej, podczas gdy Missile wziął na grzbiet Lisę. Emma zbierała coś do worka, ale nie zwróciłem na to uwagi. Po chwili wszyscy stłoczyliśmy się przy serum.
-Na trzy -polecił nasz szef. On sam oprócz swojej łapy uniósł nad serum łapę nieprzytomnej Lii. Było to trochę dziwne, ale nikt tego nie skomentował. Harvey stał na poboczu, ale przywołał go gestem, mówiąc:
-Gdybyś nie przeszedł na naszą stronę, wszystko ległoby w gruzach. Zawdzięczamy Ci powodzenie tej misji.
Basior wyglądał na uradowanego - najwyraźniej rzadko słyszał komplementy.
-Raz... -Missile zaczął odliczać. -Dwa... I...
-Trzy -usłyszeliśmy głos. Sokół Emmy sfrunął ku nam i chwycił w szpony fiolkę. Następnie przemienił się w imponującego, ale jakby nie do końca przemienionego, wilka.
-Ależ wy jesteście głupi -mruknął. -Cóż, walnąłbym teraz jakiś porządny monolog lub jakąś retrospekcję, ale muszę uciekać. Na razie. I pomyśleć, że ja z Tobą tyle wytrwałem -mruknął, patrząc na Emmę, w której oczach zaszkliły się łzy.
Próbowaliśmy go złapać, ale się teleportował. Smutni, ruszyliśmy do ukrytej klapy.
THE END
piątek, 4 września 2015
Od Red
Przeskoczyłam przez zwalone, zbutwiałe drzewo i płosząc kolorowe motyle siedzące na krzaku uginającym się pod masą dużych, pomarańczowych kwiatów w kształcie zaokrąglonego lejka popędziłam przez poprzecinany pasmami światła słonecznego las. Ruch niewielkich paprotek i innych roślin podszytu wskazywał mi, pędzi tłusty, dojrzały zając, którego śledziłam od ponad 20 minut. Moja potencjalna ofiara ostro skręciła w lewo, kierując się w stronę niewielkiego potoku obijającego się o gładkie kamienie, przed którym znajdował się stromy, lecz krótki, piaszczysty stok. Zwierzak nie zwalniając zeskoczył z niego i popędził w kierunku stumyka. Poszłam w jego ślady i z głuchym odgłosem upadania wznowiłam pogoń. Zając naskoczył na mokry kamień, a jego lewa tylna noga ześlizgnęła się ze skały i gryzoń upadł dając mi kilka dodatkowych sekund na dogonienie go. Skorzystałam z oferty i niewiele myśląc wbiegłam w strumyk. Syknęłam cicho, kiedy moje łapy dosięgły tej obrzydliwej wody, ale nie zważając na nią złapałam zwierzę w pysk i zatopiłam kły w jego miękkim ciele. Po chwili do strumień zabarwił się na czerwono, a ciało mojej ofiary zwiotczało. Nie czekając ani chwili dłużej wylazłam z potoku i co krok otrzepując łapy. Rozłożyłam się na piasku i rozpoczęłam konsumpcję. Nie był to obfity posiłek, ale zawsze coś. Nagle jakiś ruch w krzakach przykuł moją uwagę. Jako, że skończyłam jeść, podniosłam się z jękiem i ruszyłam w kierunku gąszczu. Owe rośliny okazały się kłującymi zaroślami z owalnymi, czerwonymi owockami. Nagle na lewo od siebie dostrzegłam długi, wilczy ogon. Tylko do kogo on należał?
(Ktośku?)
(Ktośku?)
wtorek, 1 września 2015
Witamy Yorianne!
Imię: Yorianne (Yori)
Drugie imię: Ryusaki
Przydomek: "Leśnik"
Wiek: 7 lat
Płeć: Wadera
Żywioł: Ziemia
Stopień umiejętności magicznych: 2
Stanowisko: Łowca
Charakter: Jest szczerą optymistką potrafiącą odnaleźć się w każdej sytuacji.
Jest także naiwna i ufna,ale także zawistna i czasem potrafi urazić. Najpier mówi, potem myśli. W wolnych chwilach uwielbia polować na zwierzynę. Sama w sobie jest strasznie dzika.
Zalety: Dobrze pływa, świetnie się skrada.
Wady: Gdy jest zła zmienia się nie do poznania, każdemu kogo spotka na swojej drodze potrafi zrobić przykrość czego nigdy nie odważyłaby się zrobić w normalnym humorze.
Rodzina: Brat River, Matka Philladelphia
Zauroczenie: -
Partner: -
Szczeniaki: -
Upomnienia: 0
Nick: Yorianne
Drugie imię: Ryusaki
Przydomek: "Leśnik"
Wiek: 7 lat
Płeć: Wadera
Żywioł: Ziemia
Stopień umiejętności magicznych: 2
Stanowisko: Łowca
Charakter: Jest szczerą optymistką potrafiącą odnaleźć się w każdej sytuacji.
Jest także naiwna i ufna,ale także zawistna i czasem potrafi urazić. Najpier mówi, potem myśli. W wolnych chwilach uwielbia polować na zwierzynę. Sama w sobie jest strasznie dzika.
Zalety: Dobrze pływa, świetnie się skrada.
Wady: Gdy jest zła zmienia się nie do poznania, każdemu kogo spotka na swojej drodze potrafi zrobić przykrość czego nigdy nie odważyłaby się zrobić w normalnym humorze.
Rodzina: Brat River, Matka Philladelphia
Zauroczenie: -
Partner: -
Szczeniaki: -
Upomnienia: 0
Nick: Yorianne
Od Amber C.D. James'a
Zamyśliłam się chwilkę i odpowiedziałam:
- Nie mam pojęcia, ale coś mi się wydaje, że jeszcze nie wyciągnęła ciotki z paszczy wilkojada...- zaśmiałam się, zaraz dołączył do mnie James. - A tak na poważnie, to może być w wielu miejscach, chociażby u szamanki, która zdiagnozowała moją chorobę, czy u któregoś ze swoich pacjentów, jest naprawdę dużo opcji. Spokojnie, nie martw się. Lily jest już duża i na pewno sobie poradzi, wszystko będzie dobrze. - uśmiechnęłam się, żeby dodać mu trochę otuchy.
- Tak, chyba masz rację...Ale bardzo się o nią martwię, jestem przyzwyczajony do tego, że jest obok, zawsze. - James jakby posmutniał i ucichł.
- Eh, więc...mogę Ci zagwarantować, że niedługo wróci, a teraz wszystko z nią w porządku. Piszesz się na coś takiego? - podniosłam brwi, a na moim pysku pojawił się uśmiech z rodu Sherlocka Holmes'a.
- Skoro Ty to gwarantujesz, to tak. - zaśmiał się cicho. Powoli odciągnęłam od James'a temat Lily, nie chciałam, żeby się martwił. Noc upłynęła nam spokojnie na rozmowach przeplatanych niezapowiedzianymi ''głupawkami''. W końcu na dworze zaczęło jaśnieć, a basior wyglądał na zmęczonego. Stwierdziłam, że nadeszła pora na sen.
- James, połóż się, jesteś już zmęczony. Na dworze już świta, przegadaliśmy całą noc.
- Że niby ja zmęczony? Amber, no co Ty, ja przecież tryskam energią! - po chwili oglądałam nieudolne próby udowodnienia mi, jak to bardzo jest wyspany. Śmiałam się tak bardzo, że aż poczułam silne bóle brzucha.
- No, już, już. Nie ma marudzenia. - wyjąkałam tłumiąc śmiech.
- Dobra, tym razem wygrałaś. - zobaczyłam na jego pysku uśmiech, a on sam zaraz znalazł się w swoim legowisku. - Ale więcej się to nie powtórzy, słowo.
Spokojnie zamknęłam oczy i dopiero wtedy wyczułam zmęczenie. Zdążyłam tylko wyszeptać krótkie ''Dobranoc, James'' i szybko zasnęłam.
<James? Przepraszam, że takie krótkie, ale brak weny ;-; Może nie jest to zbytnio trzymanie w niepewności, ale powiedzmy, że coś w tym stylu xd>
- Nie mam pojęcia, ale coś mi się wydaje, że jeszcze nie wyciągnęła ciotki z paszczy wilkojada...- zaśmiałam się, zaraz dołączył do mnie James. - A tak na poważnie, to może być w wielu miejscach, chociażby u szamanki, która zdiagnozowała moją chorobę, czy u któregoś ze swoich pacjentów, jest naprawdę dużo opcji. Spokojnie, nie martw się. Lily jest już duża i na pewno sobie poradzi, wszystko będzie dobrze. - uśmiechnęłam się, żeby dodać mu trochę otuchy.
- Tak, chyba masz rację...Ale bardzo się o nią martwię, jestem przyzwyczajony do tego, że jest obok, zawsze. - James jakby posmutniał i ucichł.
- Eh, więc...mogę Ci zagwarantować, że niedługo wróci, a teraz wszystko z nią w porządku. Piszesz się na coś takiego? - podniosłam brwi, a na moim pysku pojawił się uśmiech z rodu Sherlocka Holmes'a.
- Skoro Ty to gwarantujesz, to tak. - zaśmiał się cicho. Powoli odciągnęłam od James'a temat Lily, nie chciałam, żeby się martwił. Noc upłynęła nam spokojnie na rozmowach przeplatanych niezapowiedzianymi ''głupawkami''. W końcu na dworze zaczęło jaśnieć, a basior wyglądał na zmęczonego. Stwierdziłam, że nadeszła pora na sen.
- James, połóż się, jesteś już zmęczony. Na dworze już świta, przegadaliśmy całą noc.
- Że niby ja zmęczony? Amber, no co Ty, ja przecież tryskam energią! - po chwili oglądałam nieudolne próby udowodnienia mi, jak to bardzo jest wyspany. Śmiałam się tak bardzo, że aż poczułam silne bóle brzucha.
- No, już, już. Nie ma marudzenia. - wyjąkałam tłumiąc śmiech.
- Dobra, tym razem wygrałaś. - zobaczyłam na jego pysku uśmiech, a on sam zaraz znalazł się w swoim legowisku. - Ale więcej się to nie powtórzy, słowo.
Spokojnie zamknęłam oczy i dopiero wtedy wyczułam zmęczenie. Zdążyłam tylko wyszeptać krótkie ''Dobranoc, James'' i szybko zasnęłam.
<James? Przepraszam, że takie krótkie, ale brak weny ;-; Może nie jest to zbytnio trzymanie w niepewności, ale powiedzmy, że coś w tym stylu xd>
Od Fineasa C.D. Daiki
Szliśmy przez chwilę w milczeniu. Zastanawiałem się, co powiedzieć żeby podtrzymać rozmowę, ale nic ciekawego nie przychodziło mi do głowy. Szliśmy po kamienistym odcinku zbocza skacząc po ciemnych skałach jak kozice. Nagle usłyszałem trzask i błyskawicznie odwróciłem się chcąc sprawdzić, co się stało. Głaz, na którym właśnie stała Daiki pekł i kawałem odłamał się spadając w przepaść. Wadera krzyknęła i zsunęła się w dół. Szorowała pazurami po gładkim kamieniu, chcąc znowu odzyskać równowagę. Skoczyłem do przydu i chwyciłem zębami jej kark. Na szczęście była lekka i mogłem bez problemu podciągnąć ją do góry i postawić na dużym i stabilnym kamieniu.
- Dzię... kuję - wydyszała
- Nic ci nie jest? - spytałem z lekkim niepokojem.
Skrzywiła się lekko.
- Fizycznie raczej nie, ale dosyć kocno się wystraszyłam. Myślałam, że spadnę... Ale będę żyć, nic się nie stało.
Przez chwię nikt nic nie mówił.
Daiki?
- Dzię... kuję - wydyszała
- Nic ci nie jest? - spytałem z lekkim niepokojem.
Skrzywiła się lekko.
- Fizycznie raczej nie, ale dosyć kocno się wystraszyłam. Myślałam, że spadnę... Ale będę żyć, nic się nie stało.
Przez chwię nikt nic nie mówił.
Daiki?
Od Daiki C.D. Fineasa
- O...no dobra - odparłam - Spoko, to co, idziemy w góry?
Tak tez zrobiliśmy. Nasz spacerek przerodził się w prawdziwą wycieczkę. Przeszliśmy dobry kawał drogi i dotarliśmy do podnóża pierwszych gór.
- Wiesz co jest po drógiej stronie? - spytałam.
- Nie - wilk pokręcił głową.
- Wataha Cienia. To nasz największy wróg. Na szczęście dawno już nie prowadziliśmy żadnej wojny. Po ostatnim napadzie siedzą cicho.
- Jakim napadzie?
- Kiedyś wilki z tej watahy chciały nas zaatakować za pomoca smoków. Jednak żeby te dzikie bestie się ich słuchały wilki musiały mieć Kamień Władzy. To taki bardzo cenny kamień smoków. No i właśnie nasza wataha urządziła misję, żeby odebrać im ten kamień. Udało się, a co więcej smoki obruciły się przeciwko Watasze Cienia i wypędziły wilki z ich własnej watahy. To długa historia...
- Taaa, domyślam się.
Zaczęliśmy się wspinać pod górę. Zapadła krępująca cisza. Przez chwilę, żadne z nas nic nie mówiło, aż nagle...
Fineas? Co nagle? XD
Tak tez zrobiliśmy. Nasz spacerek przerodził się w prawdziwą wycieczkę. Przeszliśmy dobry kawał drogi i dotarliśmy do podnóża pierwszych gór.
- Wiesz co jest po drógiej stronie? - spytałam.
- Nie - wilk pokręcił głową.
- Wataha Cienia. To nasz największy wróg. Na szczęście dawno już nie prowadziliśmy żadnej wojny. Po ostatnim napadzie siedzą cicho.
- Jakim napadzie?
- Kiedyś wilki z tej watahy chciały nas zaatakować za pomoca smoków. Jednak żeby te dzikie bestie się ich słuchały wilki musiały mieć Kamień Władzy. To taki bardzo cenny kamień smoków. No i właśnie nasza wataha urządziła misję, żeby odebrać im ten kamień. Udało się, a co więcej smoki obruciły się przeciwko Watasze Cienia i wypędziły wilki z ich własnej watahy. To długa historia...
- Taaa, domyślam się.
Zaczęliśmy się wspinać pod górę. Zapadła krępująca cisza. Przez chwilę, żadne z nas nic nie mówiło, aż nagle...
Fineas? Co nagle? XD
Od Hope C.D. Nica
Byłam mu wdzięczna za to, że mi pomógł, ukłoniłam się, a kiedy publiczność przestała klaskać zeszłam z podwyższenia i podbiegłam od razu do Nica. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i szepnęłam.
- Dzięki, że mi pomogłeś. Jak mam się odwdzięczyć?
Wilk już otwierał pysk, żeby coś powiedzieć kiedy przerwał mu znajomy mi głos.
- Ooooo...a więc to tak! - odwróciłam się na pięcie i tuż przed nosem ujżałam pysk Kirkhe, na którym malował się chytry uśmiech - Co się gapisz? - warknęła gdy po dłuższej chwili nic nie powiedziałam. Popchnęła mnie, a ja upadłam na ziemię i przetoczyłam się.
- Ty...! - zaczął zaczął Nico, ale Kirkhe po prostu zatkała mu pysk łapą.
- Przestań dobra? - powiedziała znudzonym tonem - Naprawdę nie robisz na mnie najmniejszego wrażenia - Hej! Wilki! - wrzasnęła - Hope oszukuje! - od razu wszyscy spojrzeli w naszą stronę zaciekawieni tym co się dzieje - Ona wcale nie umie czarować, miałam rację! To Nico jej pomógł!
W tłumie rozległy się zdziwione pomruki, a ja nie chcąc już nic mówić po prostu wstałam i uciekłam. Biegłam przed siebie nie wiedząc do kąd byle jak najdalej od Kirkhe.
- Ale tchórz! - słyszałam jeszcze za sobą słowa siostry. Ona wszystko musi zepsuć! Biegłam dalej nie zatrzymując się aż potknęłam się o wystający z ziemi korzeń. Nie zwróciłam jednak na to większej uwagi, tylko podniosłam się i uciekałam dalej. Przebiegłam przez całą dolinę i wbiegłam do lasu. Omijałam drzewa i przeskakiwałam nad kamieniami. Wreszcie gdy poczułam, że opadam z sił stanęłam. Rozejrzałam się. Nie wiedziałam gdzie jestem ale mało mnie to obchodziło. Znajdowałam się gdzieś głboko w lesie. Usiadłam pod dzrewem i ropłakałam się.
- Hope! Hope! - usłyszałam po chwili. Podniosłam pysk i przez łzy dostrzegłam sylwetkę wilka między drzewami. To był Nico.
Nico?
- Dzięki, że mi pomogłeś. Jak mam się odwdzięczyć?
Wilk już otwierał pysk, żeby coś powiedzieć kiedy przerwał mu znajomy mi głos.
- Ooooo...a więc to tak! - odwróciłam się na pięcie i tuż przed nosem ujżałam pysk Kirkhe, na którym malował się chytry uśmiech - Co się gapisz? - warknęła gdy po dłuższej chwili nic nie powiedziałam. Popchnęła mnie, a ja upadłam na ziemię i przetoczyłam się.
- Ty...! - zaczął zaczął Nico, ale Kirkhe po prostu zatkała mu pysk łapą.
- Przestań dobra? - powiedziała znudzonym tonem - Naprawdę nie robisz na mnie najmniejszego wrażenia - Hej! Wilki! - wrzasnęła - Hope oszukuje! - od razu wszyscy spojrzeli w naszą stronę zaciekawieni tym co się dzieje - Ona wcale nie umie czarować, miałam rację! To Nico jej pomógł!
W tłumie rozległy się zdziwione pomruki, a ja nie chcąc już nic mówić po prostu wstałam i uciekłam. Biegłam przed siebie nie wiedząc do kąd byle jak najdalej od Kirkhe.
- Ale tchórz! - słyszałam jeszcze za sobą słowa siostry. Ona wszystko musi zepsuć! Biegłam dalej nie zatrzymując się aż potknęłam się o wystający z ziemi korzeń. Nie zwróciłam jednak na to większej uwagi, tylko podniosłam się i uciekałam dalej. Przebiegłam przez całą dolinę i wbiegłam do lasu. Omijałam drzewa i przeskakiwałam nad kamieniami. Wreszcie gdy poczułam, że opadam z sił stanęłam. Rozejrzałam się. Nie wiedziałam gdzie jestem ale mało mnie to obchodziło. Znajdowałam się gdzieś głboko w lesie. Usiadłam pod dzrewem i ropłakałam się.
- Hope! Hope! - usłyszałam po chwili. Podniosłam pysk i przez łzy dostrzegłam sylwetkę wilka między drzewami. To był Nico.
Nico?
Od Antarina C.D. Resy
Przygryzłem wargę zastanawiając się nad tym, co przed chwilą usłyszałem. Nie patrzyłem na Resę, nie wiedziałem jak się zachować. Czułem, że jeszcze nigdy nikomu nie wyznała tak dużo ze swojego życia. Ale dlaczego powiedziała tak dużo akurat mi? Znaliśmy się krótko, a już doszło do takich wylewności. Powierzając mi te tajemnice podarowała mi również zaufanie, wiedziałem, że nie mogę jej zawieść. Chyba wypadałoby coś powiedzieć. Ale zwykłe "przykro mi" brzmiało strasznie pusto i nieszczero. Powinienem chyba powiedzieć coś od serca, może też powierzyć jakąś tajemnicę. Spojrzałem na Resę kątem oka i ze zdumieniem zobaczyłem, że po jej policzku spływa łza. Czułem się jak intruz, ale co mogłem poradzić. Podszedłem do niej i niezgrabnie poklepałem po plecach.
- Hej, no coś ty - uśmiechnąłem się delikatnie. - Było minęło, teraz może być tylko lepiej.
Pokręciła głową nic nie odpowiadając. Zaczerpnąłem tchu jakbym chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie. Ale przecież ona tyle mi wyznała... chyba też powinienem opowiedzieć coś osobistego.
- Była... taka wadera - zacząłem, a Resa uniosła wzrok. - W mojej watasze. Nazywała się Maya. Była śliczna, złote futro, zielone oczy, zawsze uśmiechnięta. Jeszcze jako szczeniak często za nią chodziłem, w jakiś sposób mnie fascynowała, a potem, gdy podrosłem zamieniło się to w coś głębszego. Chciałem ją mieć dla siebie, ale nie wiedziałem jak zagadać. Dawne pogawędki i spacery z dzieciństwa gdzieś uleciały, teraz wciąż zdarzały się między nawi jakieś nerwowe spięcia. Wiedziała, że się nią interesują, ale śmiała się z tego i odchodziła. Bawiła się moimi uczuciami, bawiło ją to, że jestem zbyt nieśmiały żeby normalnie pogadać i wciąż się rumienię w jej obecności. W końcu zobaczyłem ją razem z moim kuzynem, jak siedzieli razem na polanie i przytulali. To przełamało mi serce na pół i od tej pory wogóle o niej nie myślałem. Wymazałem ją z pamięci, nie ważyłem się nawet na nią spojrzeć. Nie wiem, czy jeszcze żyje, nie mam pojęcia, co się z nią stało odkąd widziałem ją ostatni raz... wtedy z moim kuzynem. Nigdy nikomu o niej nie mówiłem, ukryłam ją gdzieś głeboko w sercu i nie ważyłem się już nigdy po nią sięgnąć. Teraz wiem, że tamten czas uganiania się wciąż za nią był stracony. Powinienem wiedzieć, że nigdy nie będzie moja, że ten związek był od początku skazany na niepowodzenie.
Umilkłem czując się nieswojo. Tak dawno nie myślałem o Mayi... wykreśliłem ją ze swojego życia, starałem się o niej zapomnieć i zdziwiło mnie, jak dobrze ją pamiętam. Ale ona odeszła już na zawsze. Już nigdy jej nie zobaczę.
<Resa? Rozpisałam się c:>
- Hej, no coś ty - uśmiechnąłem się delikatnie. - Było minęło, teraz może być tylko lepiej.
Pokręciła głową nic nie odpowiadając. Zaczerpnąłem tchu jakbym chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie. Ale przecież ona tyle mi wyznała... chyba też powinienem opowiedzieć coś osobistego.
- Była... taka wadera - zacząłem, a Resa uniosła wzrok. - W mojej watasze. Nazywała się Maya. Była śliczna, złote futro, zielone oczy, zawsze uśmiechnięta. Jeszcze jako szczeniak często za nią chodziłem, w jakiś sposób mnie fascynowała, a potem, gdy podrosłem zamieniło się to w coś głębszego. Chciałem ją mieć dla siebie, ale nie wiedziałem jak zagadać. Dawne pogawędki i spacery z dzieciństwa gdzieś uleciały, teraz wciąż zdarzały się między nawi jakieś nerwowe spięcia. Wiedziała, że się nią interesują, ale śmiała się z tego i odchodziła. Bawiła się moimi uczuciami, bawiło ją to, że jestem zbyt nieśmiały żeby normalnie pogadać i wciąż się rumienię w jej obecności. W końcu zobaczyłem ją razem z moim kuzynem, jak siedzieli razem na polanie i przytulali. To przełamało mi serce na pół i od tej pory wogóle o niej nie myślałem. Wymazałem ją z pamięci, nie ważyłem się nawet na nią spojrzeć. Nie wiem, czy jeszcze żyje, nie mam pojęcia, co się z nią stało odkąd widziałem ją ostatni raz... wtedy z moim kuzynem. Nigdy nikomu o niej nie mówiłem, ukryłam ją gdzieś głeboko w sercu i nie ważyłem się już nigdy po nią sięgnąć. Teraz wiem, że tamten czas uganiania się wciąż za nią był stracony. Powinienem wiedzieć, że nigdy nie będzie moja, że ten związek był od początku skazany na niepowodzenie.
Umilkłem czując się nieswojo. Tak dawno nie myślałem o Mayi... wykreśliłem ją ze swojego życia, starałem się o niej zapomnieć i zdziwiło mnie, jak dobrze ją pamiętam. Ale ona odeszła już na zawsze. Już nigdy jej nie zobaczę.
<Resa? Rozpisałam się c:>
Subskrybuj:
Posty (Atom)