- Kim jesteś i czego tu chcesz?! - wrzasnęłam szczerząc dalej kły tak, że nos pokrył mi się zmarszczakamk. Zawsze wolałam być ostrożna w stosunku do obcych. Teraz zobaczyłam, że podemną leży czarno biała wilczyca. Uszy miała położone, a na jej pysku malowało się zaskoczenie pomieszane ze strachem.
- T...t...t - nie mogła z siebie wydusić.
- Tropiciel? Posłali cię na wytropienie innych wilków w okolicy? O nie! Nie ujdzie ci to na sucho!
- Trixy...
- Co?
- Nazywam się Trixy i wcale nie jestem tropicielem. Nie mam watahy - odpowiedziała stanowczo wilczyca, której zaskoczenie już minęło.
- Na pewno?
- Tak, coś ty taka niespokojna? Wyluzuj...
- Tak, łatwo ci mówić... - powiedziałam cicho i puściłam Trixy. Ona wstała i uśmiechnęła się zupełnie jakby wcześniejsza sytuacja zupełnie nie miała miejsca. Ja przekrzywiłam lekko głowę i zrobiłam zdziwioną minę.
- A ty jak się nazywasz? Też szukasz watahy? - zadała pytania.
- Wild Life; nie szukam watahy - powiedziałam stanowczo. - Mam watahę.
- Aaaaaaa, czyli jesteś Alfą? Super, też chcę być w Twojej watasze. Mogę? Mogę? Mogę?
- Taaaaak! Możesz! Niech będzie...
Ruszyłyśmy przez las. Słońce zaczynało się już chylić ku zachodowi i jego czerwieniejące promienie prześwitywały przez rzadkie złote liście, a były to już ostatnie liście tego roku. Lecz niedługo i ich nie będzie. Dni robiły się już coraz chłodniejsze i trzeba było zebrać zapasy na zimę. Zbliżał się więc czas wielkiego polowania. "Ciekawe tylko jak ja sama i ta zwariowana wilczyca damy sobie radę." - Pomyślałam spoglądając ukradkiem na moją towarzyszkę, która właśnie zatrzymała się i strzepywała beztrosko liście z małego drzewa.
Trixie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz