czwartek, 23 października 2014

Od Jacoba

... Wielkie drzewo zachwiało się, a ja pogodziłem się ze śmiercią. Ostatni korzeń trzymający baobab w pionie pękł, a monstrum z głuchym trzaskiem opadło prosto na mnie. Nie poczułem jednak bólu... 
- Nigdy nie stawaj pod baobabami! - zawołała do mnie Emriv niosąc w pysku ogromną biedronkę. Już miałem odpowiedzieć, ale...
Gwałtownie podniosłem się z mojego legowiska. Rozejrzałem się dookoła z satysfakcją stwierdzając, że to co przed chwilą przeżywałem było tylko snem. Wstałem i wyszedłem z groty na zalaną porannym słońcem polanę. Wywnioskowałem, że musi być już dość późno gdyż powoli zbliżała się zima i słońce wstawało coraz później. Teraz jednak pogoda była piękna. Ruszyłem truchtem w stronę lasu z zamiarem upolowania czegoś na śniadanie. Gdy tak przemierzałem las nucąc pod nosem nagle poczułem tętent tysiąca kopyt. Uznałem, że zbliżających się zwierząt jest za wiele aby udało mi się upolować cokolwiek więc tylko stałem i czekałem. Chwilę później dostrzegłem już, że tym co pędzi prosto na mnie są konie wyraźnie czymś spłoszone. Szybko uskoczyłem na bok unikając rozdeptania, a gdy w końcu przebiegły wróciłem na wąską ścieżkę. Przez parę sekund zastanawiałem się co mogło je tak przestraszyć, ale uznałem, że konie są na tyle głupie, że mogło je przestraszyć właściwie wszystko. Na dobre zaniepokoiłem się kiedy zobaczyłem uciekającego łosia w towarzystwie paru jeleni. Pobiegłem w kierunku z którego nadbiegały zwierzęta. Nie wiedziałem co je przestraszyło, ale podejrzewałem, że ogień gdyż poczułem dym. Zastanawiałem się kto wywołał ogień. Raczej nie zrobiła tego Bella gdyż była w miarę pokojowo nastawiona do przyrody i raczej nie chciałaby zapalić całego lasu. Może Sfift albo Damon?... A może żadne z nich? Z pewnością ten kto to zrobił nie myślał. Wbiegłem na mały pagórek i wreszcie zobaczyłem jak wyglądają zniszczenia. Osmolone drzewa i spalona trawa były nieustannie lizane przez zachłanne płomienie pochłaniające coraz większą część lasu. Wielkim susem wskoczyłem w płomienie i zacząłem gorączkowo rozmyślać co mogę zrobić aby powstrzymać pożar. Spróbowałem przemówić do ognia, ale on był zbyt zajęty "pożeraniem" lasu i nie chciał mnie słuchać. Na pewno wymyśliłby coś wilk wody, ale było za późno, żeby biec po któregoś z wilków z tym żywiołem. Ja sam nie miałem szans ugasić ognia wodą... Jedyne co umiałem to powstrzymywać rozniecony przeze mnie pożar. W tej chwili do głowy przeszedł mi pomysł i już wiedziałem co mam robić. Wykonałem parę dziwnych ruchów łapą, a płomienie wzrosły i zaiskrzyły jaśniejszym światłem. Przez parę następnych chwil rozpętałem w okuł mnie prawdziwe piekło, a potem po prostu uderzyłem łapą w rozpaloną ziemię i wszystko zgasło. Kiedy dym opadł zobaczyłem przed sobą doszczętnie wypalony kawał lasu.
- Jacob!!! - wrzasnął ktoś, a w następnej sekundzie pojawiła się koło mnie Alfa - Co ty zrobiłeś?!
No tak... Nie wziąłem pod uwagę, że będą mnie teraz podejrzewać.

Emriv??? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz